Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Żeglarz Piotr Myszka zdecydował o zakończeniu kariery! "Dojrzałem do myśli, że zrobiłem, co mogłem w tym sporcie"

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Piotr Myszka podczas regat Pucharu Świata w holenderskim Medemblik
Piotr Myszka podczas regat Pucharu Świata w holenderskim Medemblik Sander van der Borch
Piotr Myszka, dwukrotny olimpijczyk z Rio de Janeiro i Tokio, a przede wszystkim windsurfer AZS-u AWFiS-u Gdańsk zdecydował się zakończyć długą i owocną karierę sportową. Opowiada nam o tym, jak czy nie żal mu braku olimpijskiego medalu, o który przez te wszystkie lata się starał, ale także o tym, że dłużej może być w domu ze swoją rodziną, z którą na nowo musiał "się dotrzeć".

Wychodzi pan z profesjonalnej rywalizacji na wodzie. Dlaczego zdecydował się pan zakończyć karierę?
Nie da się ukryć, że w mojej karierze troszeczkę już „puka” wiek. Myślę, że 42 lata to już całkiem dorosły wiek, żeby podjąć męską decyzję, że już wystarczy. Za mną wiele wspaniałych lat kariery sportowej, medale mistrzostw świata i Europy, dwukrotny udział w igrzyskach olimpijskich. Jednak motywacja do ścigania się nie już taka, jak przed występami w Tokio lub Rio de Janeiro. Gdzieś to nie jest już na tym samym poziomie. Dla mnie celem są medale igrzysk olimpijskich, bo po to na nie jeździłem. Stwierdziłem, że jeśli nie mam motywacji, aby o nie walczyć, to znaczy, że trzeba to kończyć. Nie chciałbym za bardzo tego przeciągać, mimo że igrzyska w Paryżu są za rok, ale w naszym sporcie tak naprawdę są dwa sezony, czyli 2023 i 2024. A to strasznie dużo kosztuje energii, motywacji i poświęcenia.

Co ma pan dokładnie na myśli?
W naszej klasie zaszły pewne zmiany. Od tego cyklu olimpijskiego, czyli Paryż 2024, jest nowa klasa olimpijska, deska latająca. W Tokio była to troszeczkę inna deska. W tej nowej klasie wymagane są troszeczkę inne warunki. Zawodnicy są dużo więksi i silniejsi. Ta klasa wymaga tego, aby był docisk. Trzeba ważyć bardzo dużo.

Czyli ile?
Przykładowo, w RS:X to było 74 kg, a w nowej klasie iQFoil 90-95 kg. To chyba też miało wpływ na moją decyzję. Stwierdziłem, że przez całe życie ważyłem w granicach 76-77 kg. Chyba to już nie jest ten wiek, aby budować tak dużą masę mięśniową, a to prawie 20 kg więcej, tylko po to, aby spróbować walczyć o igrzyska. Podjąłem więc decyzję, że kończę karierę, ale nie kończę z żeglarstwem.

Jest w panu jeszcze taka sportowa złość, że nie uda się już poprawić miejsc na igrzyskach olimpijskich, na których był pan za podium?
Generalnie było tak, że złość była na igrzyskach. No, może jeszcze rok po igrzyskach gdzieś to przeżywałem, że nie ma medalu. Teraz już tego nie roztrząsam. Kończąc karierę, nie rozpatruję tego na zasadzie, że kurcze. Szkoda, że nie było mi to dane, ale nie mam z tego powodu teraz rozterek. Dojrzałem do myśli, że zrobiłem, co mogłem w tym sporcie. Zdobyłem wiele wspaniałych medali mistrzostw Europy i świata. Byłem dwa razy na igrzyskach i naprawdę otarłem się na nich o medale. To niesamowite, że udało mi się to osiągnąć. Nawet to, że w Tokio, w wieku 40 lat, stawałem na starcie swojego pierwszego wyścigu. To była dla mnie wielka rzecz, za którą w pewnym sensie mogę sam sobie podziękować. Umówmy się, że mało kto w tym wieku jedzie na igrzyska, aby walczyć o medale. Tylko jednostki robią coś takiego. To wartość, która mnie usatysfakcjonowała. Nigdy nie interesowało mnie jedynie odhaczenie wyjazdu na igrzyska.

Wiemy, że pana sportowe ambicje na to nie pozwalają.
Nie rozpaczam. Mam nadzieję, że przede mną drugie tyle życia. A może i więcej. Mam wspaniałą rodzinę, a to dla mnie jest najważniejsze. Rodzina, dzieci to coś, co udało mi się dociągnąć do teraz, nie gubiąc po drodze żadnych wartości, które tworzą nasze życie. Myślę, że to była fajna i piękna przygoda. Przede mną kolejna i mam nadzieję, że będę w niej równie dobry.

Paweł Tarnowski i reszta deskarzy, którzy rywalizowali z panem o olimpijskie marzenia pewnie zacierają ręce, bo odpadł im jeden mocny konkurent o Paryż?
Myślę, że to da im większą swobodę działania, większą pewność siebie. Przed Tokio było widać, że im to przeszkadzało. Musieli pokonać mnie, a ja byłem zawodnikiem, który nie odpuszczał do samego końca. Liczę na to, że jeszcze bardziej się otworzą i uwierzą, że też mogą pojechać na igrzyska i walczyć o medal. Medale dla naszej dyscypliny są najważniejsze. Będę się starał ich w tym wspomóc. Wspólnie z ministerstwem sportu i Polskim Związkiem Żeglarskim ruszamy z projektem „Super trener”. To rozwiązanie dla byłych sportowców, którzy z tym sportem nie chcą kończyć i zostają przy nim, jako przyszli trenerzy, aby doświadczeniem pomóc młodszym. Mam nadzieję, że z całym środowiskiem żeglarskim będziemy mogli dzielić się tym doświadczeniem olimpijskim.

Jak więc to przejście i zmiana ról w ramach Polskiego Związku Żeglarskiego będzie w pana przypadku wyglądać?
Generalnie, proces rozpoczął się już ponad rok temu. Zostałem poproszony o wsparcie w dziale komunikacji i marketingu. To był dla mnie bliski dział, bo przez ostatnie dziesięć lat mojej kariery robiłem to sam dla siebie. Wyszukiwałem sponsorów, dbałem o relacje z nimi, z mediami. Miałem w tym duże doświadczenie, którym mogę się dzielić. To jedna z rzeczy, którą będę robił po zakończeniu kariery. Plus „Super trener”, jako wsparcie naszych zawodników przed igrzyskami. Wiąże się z tym bardzo dużo pracy. Dochodzi jeszcze „Drużyna Energi”, czyli popularyzacja sportu wśród dzieci i młodzieży. Cieszę się, że zostaję w sporcie. Pomysły były różne, a dla mnie najważniejsze jest, aby robić w życiu to, co się lubi. Na razie wszystko wskazuje na to, że idzie to w dobrą stronę.

Wychodzi na to, że będzie pan teraz także tatą „na pełen etat”. Średnio ile czasu w roku spędzał pan poza domem?
W takim topowym momencie byłem czasami 230-240 dni w roku w ogóle poza granicami kraju, cały czas jeżdżąc na zgrupowania. Musimy trenować zimą, a w Polsce nie ma do tego warunków. Dni poza domem było bardzo dużo i teraz sytuacja się zmienia. Nie da się ukryć, że są z tym pewne wyzwania. Wiadomo, że człowiek przyzwyczaja się do komfortu bycia samemu dla siebie i tylko obcowania z rodziną przez internet czy social media. Teraz w domu musiałem się „dotrzeć” z rodziną, można powiedzieć, na stałe. Było różnie, ale, generalnie, jest więcej pozytywów z tego, że jestem w domu. Widać to też po dzieciach, że troszeczkę „zeszły” z mamy i teraz są na mnie. To odciążenie, bo wiadomo, że czasami było jej z tym trudno.

tekst alternatywny

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto