Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Romuald Koperski nie żyje. Zmarł znany podróżnik, pisarz, przewodnik po Syberii

Dariusz Szreter
Romuald Koperski (1955-2019)
Romuald Koperski (1955-2019) Archiwum Polskapress
Romuald Koperski był znanym podróżnikiem i człowiekiem wielu pasji. Zmarł w sobotę 23.11.2019 r. Miał 64 lata. Uroczystości pogrzebowe odbędą się 28 listopada o godz. 13.30 w kaplicy na Cmentarzu Łostowickim w Gdańsku. Życzeniem Romka było, aby zamiast kwiatów i wiązanek przekazać datek na rzecz Fundacji Romualda Koperskiego.

- Akurat do Romka Koperskiego określenie „człowiek, który mógłby swoim życiorysem obdzielić kilka osób” pasuje wyjątkowo precyzyjnie - wspomina zmarłego kolegę Dariusz Szreter. - Odszedłeś przedwcześnie, ale zostawiłeś po sobie bardzo wiele. I za to Ci, Romku, dziękujemy.

Romuald Koperski był podróżnikiem, pisarzem, przewodnikiem po Syberii, pionierem wypraw samochodowych po rozległych terenach Syberii, pilotem samolotowym I klasy, dziennikarze reportażystą, fotografem, myśliwym, nurkiem oraz zawodowym muzykiem pianistą. Napisał „Pojedynek z Syberią”, „Przez Syberię na gapę”, „1001 Obrazów Syberii”, „Syberia Zimowa Odyseja”.

Wychował się i mieszkał w Gdańsku.

Zamienił Szwajcarię na Syberię. Kochał dziką naturę i wyzwania. Wspomnienie

Poznaliśmy się w 1995 w redakcji „Głosu Wybrzeża”, gdzie wtedy pracowałem. Przyszedł, pytając o kogoś, komu mógłby opowiedzieć historię swojej niezwykłej wyprawy. Nie pamiętam jak to się stało, że trafił akurat do mnie.

Pierwsza historia

Przedstawił się jako mieszkający w Szwajcarii muzyk, „grajek knajpiany”, pochodzący z Gdańska. To było po jego pierwszej samotnej wyprawie samochodowej przez Syberię. Historia zupełnie nieprawdopodobna. Gość wyrusza samochodem terenowym z drugiej ręki na „dziki wschód” praktycznie bez map, bez rozpoznania terenu w kraju, o którym dokładnie nie wiadomo, czym był i w jaką stronę zmierzał. Opowiedział mi w skrócie wszystkie te przygody, które potem opisał w swojej pierwszej książce „Pojedynek z Syberią”. A na dowód prawdziwości swoich słów przedstawił... dwa zdjęcia: on i samochód na jakimś pustkowiu.

To były czasy raczkującego dopiero internetu, mieliśmy w redakcji bodaj tylko jeden komputer podłączony do sieci. Zresztą co tu było weryfikować, skoro polskiej, ani rosyjskiej zawartości, takiej, która by mogła potwierdzić cokolwiek z jego relacji nie było. Można powiedzieć, że zdecydowałem się opublikować tę historię nie tyle „na piękne oczy”, co budzące zaufanie spojrzenie.

Artykuł spotkał się z żywym odbiorem czytelników, ale jego bohater w międzyczasie zniknął. Po jakimś czasie podesłał mi egzemplarz „Pojedynku z Syberią”, z dedykacją dla dziennikarza, który pierwszy uwierzył i opisał tę historię.

Powroty

Minął znów jakiś czas, a on odszukał mnie w redakcji „Dziennika Bałtyckiego”, żeby pochwalić się kolejną syberyjską wyprawą, tym razem pontonem w dół Leny. Okazało się też, że w międzyczasie zlikwidował swoje szwajcarskie sprawy i wrócił na stałe do Gdańska.

I tak to już się miało powtarzać: ilekroć powracał z kolejnej wyprawy, meldował się u mnie, żeby zdać z niej relację dla naszych czytelników. Czasem prosił też o pomoc przy poszukiwaniu sponsorów do przygotowania swoich coraz to bardziej szalonych pomysłów.

Najbardziej drżałem chyba przed jego próbą przepłynięcia łodzią wiosłową Oceanu Spokojnego. Wywiózł mnie wtedy gdzieś za Pruszcz Gdański, do miejsca, gdzie doposażano jego łódkę, później ochrzczoną jako „Pianista”. Kiedy zobaczyłem tę łupinkę i wyobraziłem sobie targające nią ogromne fale Pacyfiku, pomyślałem: „Nie, to się nie może udać, ten gość pcha się na pewną śmierć”. Rzeczywiście, nie udało się, ale na szczęście Romek sam to pojął w odpowiedniej chwili i wycofał się kiedy jeszcze nie było za późno.

Ostatecznie wybrał mniejszy z oceanów - Atlantyk, który udało mu się pokonać siłą własnych mięśni i prądów oceanicznych. Pytałem wtedy, co z Pacyfikiem, czy to tylko była rozgrzewka. Mówił, że może spróbuje się zmierzyć z tym żywiołem za jakiś czas, ale na razie ma dość wiosłowania, a życie i świat stawiają tyle kolejnych wyzwań.

Ostatnie spotkanie

Kiedy się ostatni raz widzieliśmy, mówił o swoich planach przelotu „antkiem”. Najpierw miał to być lot dookoła świata, potem ograniczył plany, by urealnić projekt. Pokazywał zdjęcia zakupionego i odrestaurowanego samolotu, opowiadał o technicznych aspektach wyprawy, która miała być elementem świętowania obchodów stulecia odzyskania przez Polskę Niepodległości. Życzyłem mu powodzenia, cierpliwie czekając, kiedy pojawi się znowu, żeby opowiedzieć, co przeżył i co dalej zamierza. Niestety, nie doczekałem się.

Oprócz wypraw jego kolejnym żywiołem była muzyka. Także traktowana jako wyzwanie wytrzymałościowe. W styczniu przyszłego roku upłynie 10 lat odkąd Romek ustanowił Rekord Guinnessa w grze na fortepianie non stop. Grał przez 103 godziny na instrumencie ustawionym w gdańskim Alfa Centrum, a publiczność mogła na żywo obserwować jego zmagania z klawiaturą i samym sobą.

Tamten rekord był pretekstem do odbycia długiej rozmowy na temat jego kariery muzyka. Opowiadał wtedy o graniu do tańca w trójmiejskich knajpach w latach 70. Był jednym z ostatnich świadków, a zarazem osób tworzących ów zapomniany światek, skazany na niebyt przez dyskoteki i muzykę mechaniczną. Lata 80. to była już praca na zachodzie, najpierw w cyrkach, a potem w szwajcarskich kurortach, skąd po kilkunastu latach życia w luksusie uciekł, by wymyślić siebie na nowo i odnaleźć w warunkach ekstremalnych; chłodzie, bądź spiekocie, głodzie, brudzie.

- Do brudu człowiek przywyka najszybciej - mówił mi podczas naszego pierwszego spotkania.

Był też Romek filantropem, organizował pomoc okulistyczną dla mieszkańców syberyjskich głuszy.

Odszedłeś przedwcześnie, ale zostawiłeś po sobie bardzo wiele. I za to Ci, Romku, dziękujemy.

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

od 12 lat
Wideo

Protest w obronie Parku Śląskiego i drzew w Chorzowie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Romuald Koperski nie żyje. Zmarł znany podróżnik, pisarz, przewodnik po Syberii - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto