Pani Zofia Witkowska pierwszą pracę w nowym zawodzie dostała w gdańskim szpitalu miejskim (obecny wojewódzki). W 1955 roku przeniosła się jednak do jednej z największych wówczas przychodni w Nowym Porcie. Tam pracowała aż do emerytury, czyli do 1992 roku.
- Poznałam wtedy wielu ludzi, bo oprócz pracy w przychodni miałam tzw. teren, czyli chodziłam do domów chorych dzieci i dorosłych. Oj, napatrzyłam się wtedy. W niejedną historię zdecydowałam się "wejść" - mówi 83-latka.
Pani Zofia od 30 lat mieszka w falowcu przy ul. Wyzwolenia. Drzwi otwarte do jej kawalerki mają wszyscy ci, którzy borykają się z kłopotami. A nie jest ich mało. Emerytowana pielęgniarka każdą wolną chwilę poświęca na to, aby zadbać o sąsiadów. Donosi im ciepłe posiłki, pomaga w załatwieniu urzędowych spraw czy służy radą. To oczywiście nie wszystko. Mogą polegać na niej zwłaszcza samotni i opuszczeni. Wielu znajomym, którzy zmarli... pomogła, zajmując się pogrzebem.
- Pani Zosia jest sama, ale nie rozczula się nad sobą - dodaje Maria Goitkowska, higienistka, która z nią pracowała, a niedawno zgłosiła do naszej akcji. - Nie zastanawia się, tylko działa. Znamy się od lat i wciąż podziwiam ją za ogromne serce. Nigdy publicznie nie była wyróżniona, a na pewno na to zasłużyła. To osoba z dużym poczuciem humoru.
Nasza Cicha Bohaterka nigdy nie żałowała, że została pielęgniarką. Wychodzi z założenia, że pieniądze, choć ważne, nikomu w życiu szczęścia nie dają. A obserwując przez lata środowisko medyczne, doszła do wniosku, że dzieli się ono na ludzi, którzy działają z potrzeby serca i, niestety, na takich, którzy interesują się pacjentem tylko wtedy, kiedy ma on do zaoferowania pieniądze.
- Nie lubiłam, jak ktoś w pracy mi się narzucał - tłumaczy Zofia Witkowska. - Byłam i jestem samodzielna. Wiem, że zdrowy człowiek potrafi "fruwać". Sytuacja zmienia się jednak, kiedy ktoś jest chory. Wtedy wiele rzeczy staje się trudnych.
83-latka imponuje życiową energią i pogodą ducha. Z okna jej kawalerki widać budowany w Letnicy stadion piłkarski.
- Jak kupię lornetkę, to będę oglądać mecze na mistrzostwach - śmieje się pani Zofia.
Na razie oczy "oszczędza" dla swojej innej pasji. Z oddaniem zajmuje się haftowaniem bielizny kielichowej. A później wysyła ją w najróżniejsze miejsca - do Jerozolimy, Watykanu, a nawet do Czadu.
- Do tej pory wyrobiłam już 1335 metrów płótna - chwali się pani Zofia, zaglądając do małego zeszytu, w którym odnotowuje odbiorców puryfikaterzy, palek czy korporałów. - Zajęłam się tym, bo namówiła mnie do tego zaprzyjaźniona zakonnica. Tuż przed śmiercią wymogła na mnie, abym kontynuowała to hobby. To było 6 lat temu. Dałam jej słowo, że będę haftować. I tak jest po dziś dzień. Danego słowa trzeba dotrzymywać.
Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?