Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zofia Witkowska - Anioł z Nowego Portu

Rafał Rusiecki
Zofia Witkowska
Zofia Witkowska Rafał Rusiecki
Zaczynała na poczcie, ale zrezygnowała, bo nie miała budzika i spóźniała się do pracy. Później była kasjerką w restauracji na Oruni. Tam też długo nie zagrzała miejsca, bo poróżniła się z kierownikiem. Po awanturze z nim wracała do domu tramwajem i przeczytała ogłoszenie o naborze do szkoły felczerskiej. Postanowiła spróbować swoich sił. I dobrze, że wybrała tę drogę.

Pani Zofia Witkowska pierwszą pracę w nowym zawodzie dostała w gdańskim szpitalu miejskim (obecny wojewódzki). W 1955 roku przeniosła się jednak do jednej z największych wówczas przychodni w Nowym Porcie. Tam pracowała aż do emerytury, czyli do 1992 roku.

- Poznałam wtedy wielu ludzi, bo oprócz pracy w przychodni miałam tzw. teren, czyli chodziłam do domów chorych dzieci i dorosłych. Oj, napatrzyłam się wtedy. W niejedną historię zdecydowałam się "wejść" - mówi 83-latka.

Pani Zofia od 30 lat mieszka w falowcu przy ul. Wyzwolenia. Drzwi otwarte do jej kawalerki mają wszyscy ci, którzy borykają się z kłopotami. A nie jest ich mało. Emerytowana pielęgniarka każdą wolną chwilę poświęca na to, aby zadbać o sąsiadów. Donosi im ciepłe posiłki, pomaga w załatwieniu urzędowych spraw czy służy radą. To oczywiście nie wszystko. Mogą polegać na niej zwłaszcza samotni i opuszczeni. Wielu znajomym, którzy zmarli... pomogła, zajmując się pogrzebem.

- Pani Zosia jest sama, ale nie rozczula się nad sobą - dodaje Maria Goitkowska, higienistka, która z nią pracowała, a niedawno zgłosiła do naszej akcji. - Nie zastanawia się, tylko działa. Znamy się od lat i wciąż podziwiam ją za ogromne serce. Nigdy publicznie nie była wyróżniona, a na pewno na to zasłużyła. To osoba z dużym poczuciem humoru.

Nasza Cicha Bohaterka nigdy nie żałowała, że została pielęgniarką. Wychodzi z założenia, że pieniądze, choć ważne, nikomu w życiu szczęścia nie dają. A obserwując przez lata środowisko medyczne, doszła do wniosku, że dzieli się ono na ludzi, którzy działają z potrzeby serca i, niestety, na takich, którzy interesują się pacjentem tylko wtedy, kiedy ma on do zaoferowania pieniądze.

- Nie lubiłam, jak ktoś w pracy mi się narzucał - tłumaczy Zofia Witkowska. - Byłam i jestem samodzielna. Wiem, że zdrowy człowiek potrafi "fruwać". Sytuacja zmienia się jednak, kiedy ktoś jest chory. Wtedy wiele rzeczy staje się trudnych.

83-latka imponuje życiową energią i pogodą ducha. Z okna jej kawalerki widać budowany w Letnicy stadion piłkarski.
- Jak kupię lornetkę, to będę oglądać mecze na mistrzostwach - śmieje się pani Zofia.
Na razie oczy "oszczędza" dla swojej innej pasji. Z oddaniem zajmuje się haftowaniem bielizny kielichowej. A później wysyła ją w najróżniejsze miejsca - do Jerozolimy, Watykanu, a nawet do Czadu.

- Do tej pory wyrobiłam już 1335 metrów płótna - chwali się pani Zofia, zaglądając do małego zeszytu, w którym odnotowuje odbiorców puryfikaterzy, palek czy korporałów. - Zajęłam się tym, bo namówiła mnie do tego zaprzyjaźniona zakonnica. Tuż przed śmiercią wymogła na mnie, abym kontynuowała to hobby. To było 6 lat temu. Dałam jej słowo, że będę haftować. I tak jest po dziś dzień. Danego słowa trzeba dotrzymywać.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Co dalej z limitami płatności gotówką?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto