Zobacz także: Gdańsk chce żebyśmy płacili podatek za deszcz
- Podatek od deszczu to nieprecyzyjne sformułowanie - mówi Maciej Lorek, dyrektor Wydziału Środowiska Urzędu Miejskiego w Gdańsku. - Nazywa się to opłatą za odprowadzanie z posesji, placów, ulic itp. wód deszczowych i roztopowych, które z definicji są ściekami.
Zdaniem dyrektora Macieja Lorka opłaty za odprowadzanie wód opadowych i roztopowych zaczną obowiązywać w Gdańsku najwcześniej za kilka lat. Najpierw muszą zostać sprecyzowane przepisy prawne. Ustawodawca musi dokładnie określić, co to jest teren nieprzepuszczalny - by wiadomo było, jak liczyć wielkość powierzchni z której spływająca deszczówka powinna zostać opodatkowana. Z tych terenów mają zostać wyłączone powierzchnie dachów.
Powstrzymywanie spływu wód deszczowych do kanalizacji, a dalej - do kanałów i strumieni, może mieć znaczenie dla ochrony miasta przed podtopieniami, a może nawet przed powodziami. Niewykluczone, że gdyby takie opłaty wprowadzono na początku bieżącego wieku, obywatele Gdańska tak oszczędnie by gospodarowali deszczówką, wykorzystując ją - zamiast kranówki (np. do podlewania ogródków, trawników) - nie doszłoby do gwałtownego przepełnienia się Kanału Raduni i rozmycia wału przeciwpowodziowego.
Przeczytaj też: Ponad 1 mld zł. na odkorkowanie południa Gdańska
Wypuszczanie znacznych ilości wód deszczowych z dużych placów do potoków miejskich powoduje szkody. Narzekają na to np. Lasy Państwowe, bo wody opadowe spływające z dużych placów przy centrach handlowych do Potoku Oliwskiego powodują, że strumień ten silne uszkadza swe brzegi. Zdaniem Macieja Lorka wprowadzenie podatku od deszczu ma skłonić inwestorów do tego, by zaczęli planować, co robić z wodami opadowymi, jak spożytkować je u siebie. Chodzi o to, by rozwijała się tzw. mała retencja, czyli powstrzymywanie, łagodzenie, spowalnianie spływu ze wzgórz morenowych.
Teraz koszt odprowadzania wód opadowych bierze na siebie budżet miasta. Rocznie jest to około 20 milionów złotych - mówi Maciej Lorek, dyrektor Wydziału Środowiska Urzędu Miejskiego w Gdańsku. A ile płaciliby mieszkańcy miasta, gdyby taki podatek został wprowadzony? Z wstępnych analiz wynika, że rocznie od 80 do 150 groszy za metr kwadratowy nieprzepuszczalnej powierzchni. Oczywiście, można to przeliczyć na metry sześcienne, tak jak uczyniono w Poznaniu. Miasto, wprowadzając tego rodzaju zobowiązania finansowe, musi się jednak liczyć z tym, że obciąży samo siebie, bo jest właścicielem np. ulic, przestrzeni publicznych.
Niekontrolowany spływ wód deszczowych powoduje, że do morza spłukiwanych jest wiele brudów. Podtapiane są nisko położone ulice. To ma się zmienić na lepsze, gdy zostaną zrealizowane projekty wspierane unijnymi dotacjami, a dotyczące ochrony wód Zatoki Gdańskiej - budowy i modernizacji systemu odprowadzania wód opadowych. Takie przedsięwzięcia, mające na celu uporządkowanie gospodarki wodami opadowymi, realizowane będą w całym Trójmieście. Bardzo możliwe, że podatek od deszczu i tak zostanie wprowadzony, podobnie jak w wielu innych miastach w Polsce i za granicą.
Przeczytaj także: Oberwanie chmury nad Trójmiastem. Całe Trójmiasto tonie w deszczu
Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?