Według danych z raportu, jaki Justyna Zalewska-Klóska, była superwizor Specjalistycznego Ośrodka Pomocy dla Dzieci Krzywdzonych, złożyła na ręce prezydenta miasta Wojciecha Szczurka, 80 procent wychowanków domów dziecka w Gdyni było seksualnie wykorzystywanych przez swoich kolegów, a dorośli opiekunowie udawali, że o tym nie wiedzą. Co więcej, zdaniem Zalewskiej-Klóski odpowiedzialność za to ponosiły władze miasta, które świadomie miały ignorować problem, aby chronić wizerunek i dobre imię Gdyni.
Jak informował "Dziennik Bałtycki", terapeuci już w 2007 roku na prośbę ówczesnej wicedyrektor Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Gdyni zaczęli częściej diagnozować podopiecznych rodzinnych domów dziecka, a także Domu Dziecka w Demptowie.
- I zaczął się cyrk - mówił w 2008 roku jeden z terapeutów. - Okazało się, że opiekunowie w rodzinnych domach dziecka nie są w ogóle przygotowani do opieki nad wychowankami. W placówce w Demptowie również wykryliśmy mnóstwo uchybień. Rozdzielano rodzeństwa, w jednym domu umieszczano ze sobą dzieci zdemoralizowane z wymagającymi szczególnej opieki, co najgorsze zaś, sprawców i ofiary przemocy seksualnej. A to już bardzo niebezpieczny schemat, bo jedno dziecko zgwałci drugie. Słowem, cały system był chory. Gdy jednak zaczęliśmy informować o tym MOPS i władze Gdyni, próbowaliśmy doprowadzić do zmian, usłyszeliśmy, że jesteśmy niekompetentni. Nasi zwierzchnicy bali się prawdy, bo skandale seksualne w mieście, gdzie panuje propaganda sukcesu, nie są wskazane.
Zdaniem terapeutów szczególnie zainteresowany zamieceniem sprawy pod dywan miał być w 2008 roku wicedyrektor MOPS Franciszek Bronk. Jak informowali, nie dość, że jest byłym, wieloletnim dyrektorem Domu Dziecka w Demptowie, a okazało się, że według nich kompletnie nie orientował się, co się tam dzieje, to jeszcze w placówce tej pracowała w 2008 roku jego żona i rodzina.
Tego typu formułowane zarzuty główny zainteresowany, a także jego zwierzchnicy z gdyńskiego Ratusza, uważali za absurdalne. Franciszek Bronk przedstawiał dane mające obalić rewelacje terapeutów.
- W żadnej z 33 diagnoz, przekazanych mi przez pracowników ośrodka, a dotyczących podopiecznych placówki w Demptowie, nie pojawił się nawet cień stwierdzenia, iż dzieci te mogły paść ofiarą nadużyć seksualnych w domu dziecka - mówił Franciszek Bronk. - Prawdą jest natomiast, że wobec dwóch wychowanków pojawiło się podejrzenie, iż mogli być molestowani, zanim do Demptowa trafili. Zresztą jak pan to sobie wyobraża? W domu dziecka jest cały sztab wykwalifikowanych wychowawców. Ośmiu na dziesięciu ich podopiecznych byłoby ofiarą takich przeżyć, a nikt by nic nie zauważył? Nawet, gdyby zauważyli, wszyscy byli w zmowie i nie chcieli tego ujawnić, jak sugerują terapeuci? Jaki mieliby w tym cel? - pytał.
- Jedyny wniosek do prokuratury, złożony przez SOW, okazał się pomówieniem - dodawał Michał Guć, wiceprezydent Gdyni. - W sierpniu śledztwo umorzono. Ani mnie, ani kierownictwu MOPS nikt nigdy nie zgłaszał przypadków molestowania w domach dziecka. Pracownicy SOW opowiadali o teoretycznych zagrożeniach, ale pytani, czy odkryli konkretne przypadki, zawsze odpowiadali przecząco.
Na stronie gdynia.naszemiasto.pl przeczytać możecie dalsze szczegóły tego bulwersującego konfliktu. Zachęcamy ponadto do zajrzenia do pozostałych kartek z kalendarza i wspomnień z najciekawszych wydarzeń w Gdyni w ostatnich latach, które wyświetlą się po kliknięciu w ten link.
NATO na Ukrainie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?