Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

536. rocznica zdobycia "Sądu ostatecznego" Memlinga

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
27 kwietnia 1473 r. miało miejsce najsłynniejsze zwycięstwo w historii gdańskiej marynarki. Wydarzenie, o którym wspominamy używając słów zaczynających się od "naj".

Pierwszym z bohaterów tej historii jest najsłynniejszy gdański okręt, znany pod nazwą "Peter von Danzig". Kiedy przybył do Gdańska w 1462 r., był największym statkiem jaki widziano dotąd w gdańskim porcie. Nazywał się wówczas jeszcze "Pierre de la Rochelle" i przypłynął do Gdańska z ładunkiem soli z Francji. Zawinięcie do gdańskiego portu nie obyło się bez problemów, bowiem, jeszcze kiedy czekał na redzie, padł ofiarą bałtyckiego sztormu i burzy, podczas której trafiony został piorunem, w wyniku czego stracił główny maszt i częściowo spłonął.

Wrak i wojna

Przez długie lata stał i niszczał w porcie, bowiem mimo starań właściciela nie udało się mu sfinansować kosztownego remontu. Z czasem został porzucony i jego los byłby zapewne przypieczętowany, gdyby nie wojna. Wojna, którą wywołała chciwość i podejrzliwość angielskiego króla, toczyła się głównie na morzach, chodziło w niej bowiem o handel, zwłaszcza morski, a przeciwnikiem Anglii stały się miasta zrzeszone w Hanzie. Głównie Gdańsk. Takie to były czasy, że Gdańsk mógł prowadzić skutecznie wojnę z królestwem Anglii...

Statek został przejęty przez gdańską Radę, wyremontowany, przebudowany na jednostkę wojenną i latem 1471 roku wypłynął w swój powtórny dziewiczy rejs. Teraz nazywał się już "Peter von Danczik" i płynął pod gdańską banderą, by udowodnić królowi Anglii, że jego władza nie jest nieograniczona. Początkowo okrętem dowodził jeden z gdańskich rajców, który nie uzyskał jednak w swojej misji żadnych sukcesów. Rozmiary i potencjał bojowy okrętu zniechęcały bowiem Anglików skutecznie do podjęcia walki. Zniechęcony brakiem powodzenia i złymi stosunkami z załogą, która nie okazywała należnego szacunku politykowi, rajca złożył urząd kapitański i powrócił do Gdańska, rekomendując jednocześnie na to stanowisko innego żeglarza.

Paweł Beneke

Był nim Paweł Beneke, dowódca, który zdążył się już wsławić niesłychanie brawurowymi akcjami w trakcie tej wojny i poprzednich morskich potyczek. Jest on drugim powodem do pamiętania o tej historii, osobą, o której wspominamy, również używając wyrazów zaczynających się od "naj".

Paweł Beneke, któremu legenda nadała przydomek "niezłomnego morskiego ptaka", był najsłynniejszym żeglarzem swoich czasów, a przypomnieć trzeba, że Krzysztof Kolumb miał w tym czasie lat zaledwie dwadzieścia i niczego znaczącego jeszcze w życiu nie dokonał. Pochodzenie Benekego ginie w mroku dziejów. Informację zastępuje legenda, opowiadająca o wyłowieniu go jako niemowlęcia z morza, gdzie unosił się na wodzie pośród resztek staranowanego statku.

Jemu właśnie przypadło dowództwo największego gdańskiego okrętu biorącego udział w wojnie z Anglią w sezonie bojowym 1473 r. Wojna morska bowiem, podobnie jak każda inna, zamierała wówczas na zimę. I właśnie kwiecień roku 1473 miał przynieść gdańskiemu okrętowi, załodze i dowódcy łup, dzięki któremu długo nie potrzebowali trudnić się swoim ryzykownym rzemiosłem.

Zobacz też: inne gdańskie rocznice Aleksandra Masłowskiego

A było to tak, że właśnie wtedy z portu w Brugii wypłynęły dwa wielkie statki, wyładowane po burty wszelkim dobrem, od złota, po słodycze. Statki te, noszące imiona świętych Tomasza i Mateusza, płynęły pod fałszywą banderą, której użyczył im książę Burgundii. W rzeczywistości były własnością Anglików, którzy obawiając się spotkania z flotą hanzeatycką, użyli tego fortelu. Celem ich podróży była słoneczna Italia, a utrzymywanym w tajemnicy przystankiem stać miał się Londyn, gdzie, przedarłszy się przez hanzeatycką blokadę, zawieźć miały towary i fundusze. Był to zatem przemyt w najczystszej postaci.

Bitwa

Wypłynięcia tak dużych jednostek, ani ukrywanego portu przeznaczenia części ładunku nie dało się jednak utrzymać w tajemnicy. Wiadomość o kontrabandzie dotarła do rozpoczynającego właśnie sezon kaperski Pawła Beneke, który długo się nie namyślając rozpoczął śledzenie obu statków. Kiedy stało się jasne, że kierują się do Londynu, zatrzymał je i zażądał wydania towarów należących do Anglików. Jeden ze statków zdołał się wymknąć i pożeglował wprost ku ujściu Tamizy. Dowódca drugiego, ufny w sprawność swojego okrętu i jego załogi, wdał się pogardliwą wymianę zdań z Pawłem Beneke, wyśmiewając jego żądania. Nie było wyjścia - musiała odbyć się bitwa.

I odbyła się. Toczyła się, jeśli wierzyć nieco fantastycznym opisom kronikarskim, ze zmiennym szczęściem. Ostatecznie jednak szala zwycięstwa przechyliła się na stronę gdańskiej załogi. Statek wroga został zdobyty.

Wielkość i wartość ładunku okazała się przechodzić najśmielsze wyobrażenia i ambicje zwycięskich marynarzy. Nic więc dziwnego, że zażądali spieniężenia i podziału przypadającej im części łupu - połowy jego wartości - od razu, bez wracania z nim do Gdańska. Obawiali się bowiem, ze nad Motławą mogą zostać pozbawieni niewyobrażalnego, jak na swój dotychczasowy stan majątkowy, bogactwa. Tak się też stało.

Sąd ostateczny

Pomijając historię perypetii finansowych i prawnych, związanych z nieoczekiwaną zdobyczą, skupmy się na jednym tylko przedmiocie, który padł łupem gdańskich marynarzy. Był nim słynny tryptyk Hansa Memlinga "Sąd ostateczny", którego namalowanie zabrało artyście ponad rok. Odpowiednia do renomy malarza i czasu, jaki poświęcił pracy nad obrazem, była jego wartość. Nie był on wcale jednak ani główną, ani najcenniejszą częścią łupu. Prawdę mówiąc był obiektem dość kłopotliwym, zarówno ze względu na swoją nieporęczność, jak i na swój religijny charakter.

Nie został więc spieniężony bezpośrednio po zwycięstwie i trafił do Gdańska, gdzie podarowany został przez jednego z właścicieli "Petera von Danzig" Kościołowi Mariackiemu, a ściślej Kaplicy Bractwa Św. Jerzego, gdzie spędzić miał większą część swojego długiego istnienia. Był przedmiotem dumy i pożądania, starali się go kupić władcy, inni zabierali go z Gdańska jako wojenny łup, zawsze jednak trafiał z powrotem do miasta nad Motławą, które przeznaczyło mu zrządzenie losu, choć początkowo zdobić miał jeden z kościołów we Florencji.

Do dzisiaj jest najcenniejszym i najbardziej interesującym obiektem w gdańskich zbiorach muzealnych, nie tylko ze względu na swoją wartość artystyczną i historyczną, ale również ze względu na niezwykłą historię, jaką w sobie mieści. Nie znajduje się już w Kościele Mariackim, choć od lat czynione są starania, by tam wrócił. Możemy go oglądać w Muzeum Narodowym przy Toruńskiej. Z pewnością jest jednym z długiej listy obiektów i artefaktów, które każdy mieszkaniec Gdańska powinien zobaczyć.

Tak splotły się losy najsłynniejszego gdańskiego okrętu, najsłynniejszego gdańskiego żeglarza i najsłynniejszego obrazu, jaki kiedykolwiek oglądać można było w Gdańsku.

Czytaj też felietony z cyklu Miasto wczoraj i dziś. To cykl felietonów historycznych autorstwa Aleksandra Masłowskiego. W każdym odcinku autor wybiera jedno miejsce Trójmiasta, opisuje jego historię i porównuje historyczne zdjęcie ze współczesnym.
od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto