Mocną stroną spektaklu są niewątpliwie żywe, inteligentne dialogi, które właściwie budują całą akcję. To w tych pozornie błahych i lekkich słowach wypowiadanych przez bohaterów odbija się duszna atmosfera prowincji, zawody, niepowodzenia i frustracje jej mieszkańców. Niezadowolenie ze swojego życia i banalności egzystencji oraz długo tajone emocje wybuchają w urywanych rozmowach o niczym. Dramaturg pozostawia szeroki margines inwencji aktorskiej, nie do końca został on jednak przez zespół Wybrzeża zagospodarowany.
Dorota Kolak po raz kolejny zawładnęła sceną, skupiając na sobie prawie całą uwagę. Jej Dulcie Barker jest doskonała, balansująca na granicy załamania nerwowego, nieustannie szukająca bliskości z drugim człowiekiem, trafiająca dokładnie w każdą przekazywaną emocję. Zabrała prawie całą uwagę, ponieważ grający jej niepełnosprawnego umysłowo syna Michał Kowalski poradził sobie z tą trudną rolą nie mniej brawurowo. Na szczególne wyróżnienie zasługuje metaforyczna, piękna scena jego sięgania ku niebu. W spektaklu pełni też ważną funkcję rezonera nastrojów pozostałych bohaterów, którą to wypełnia bez przerysowania, czy prostej ilustracji.
Zabrakło w tym przedstawieniu pomysłu inscenizacyjnego. Poza paroma naprawdę dobrymi scenami, jak ta wspomniana wyżej lub moment obserwowania przez bohaterów wyjścia zwierząt z lasu, czy też otwierająca spektakl sekwencja, pozostałe odsłony są raczej nijakie. Szwankuje także konsekwencja w doborze scenografii i rekwizytów, które nie mogą się zdecydować, czy chcą być realistyczne, czy umowne, jak chociażby płyn w szklankach, który raz się pojawia, a raz trzeba go sobie zwizualizować. Nie znajduję wyjaśnienia dla scenograficznej prostoty tym razem przemawiającej na minus, ponieważ nie wynika ona z próby uwypuklenia słowa, czy skupienia uwagi widza na aktorze, a sprawia wrażenie prowizorycznej. W dodatku nie współgra z przedstawieniem w żaden sposób nie wzbogaca interpretacji. Można sobie także wyobrazić większą inwencję w zaplanowaniu ruchu scenicznego, gdyż ma się poczucie, że przez gro scen aktorzy nie do końca wiedzą, co ze sobą począć i czekają tylko na wypowiedzenie swojej kwestii.
"Nasi najdrożsi" to przesiąknięty egzystencjalizmem, gorzki tekst, w którym chcąc nie chcąc możemy się w którymś momencie życia przejrzeć. Szkoda tylko, że jego potencjał nie został w pełni wykorzystany, że pomimo odgrywania go nie pozbawionego dowcipu i lekkości, ogólne wrażenie pozostaje cierpkie. Nie po raz pierwszy po wyjściu z Teatru Wybrzeże odczuwa się niedosyt. Tym razem jest on spowodowany brakiem balansu pomiędzy dobrym tekstem a nijaką inscenizacją.
Opener 2010 | Ekstraklasa | PGE Arena Gdańsk | Matura 2010 | Test szóstoklasisty | Photo Day |
Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?