To w sieci zaskakująca norma, że internauci wydają wyroki i wymierzają sprawiedliwość szybciej, niż jakikolwiek sąd. Imię i pierwsza litera nazwiska, niekiedy zdjęcie z zakrytymi oczami, to standard w wypadku tak zwanych "policjałek", czyli informacji o zatrzymaniach. Na ogół nie powoduje to reakcji internautów, chyba, że w grę wchodzą przestępstwa wywołujące wielkie emocje.
Kiedy w poniedziałek pomorska policja podała informację o zatrzymaniu 21-letniego Piotra C., studiującego w Gdańsku, który miał namawiać 11-latkę i jej 3-letnią siostrę do rozbierania się przed internetową kamerą, setki osób zaczęły przeszukiwać serwis Nasza-Klasa w celu znalezienia i zidentyfikowania go.
Pierwszy komentarz na profilu mężczyzny pojawił się już kilkanaście minut po informacji prasowej. Komentujący wydają wyrok natychmiast, właściwie bez żadnej refleksji nad potencjalnym ryzykiem związanym choćby z ... pomyłką, nie wspominając o domniemaniu niewinności. "Pedofil, zwyrodnialec, świnia, zboczeniec" - to najłagodniesze określenia, jakie bezrefleksyjnie w jednym z profili wpisały setki osób. Tylko kilka z nich zastanawia się "a co, jeśli to nie on?".
Anonimowość sprzyja samosądom
Sieć jest pełna przykładów linczu, których internauci z łatwością wpisania kilkunastu znaków dokonują na innych internautach. Czasami kosztuje to karierę, czasami pieniądze, czasami tylko reputację lub trochę nerwów. Zdarza się jednak, że sytuacja przeradza się w bardzo groźną. Na przełomie 2007 i 2008 roku w internecie pojawiła się pseudolista "pedofilów", opublikowana przez internautę podpisującego się pseudonimem. Autor podał dane osobe, adresy, nazwiska kilkunastu osób. Efekt? Rafałowi W. z Warszawy nieznani sprawcy poderżnęli gardło, cudem przeżył. Lista została usunięta z sieci.
W listopadzie 2008 roku w Świdnicy zamordowano 17-letnią Ewę. Niedługo po zatrzymaniu podejrzanego Piotra P., policja zdecydowała o przydzieleniu jego rodzinie ochrony. Powód? W internecie mnożyły się strony z realnymi groźbami pod adresem jej członków, w tym matki i siostry - internauci ochoczo dyskutowali o spaleniu domu, pozabijaniu wszystkich, zgwałceniu. Przed komendą policji zjawiła się nawet grupa młodzieży żądająca wydania im zatrzymanego Piotra P. Policja reagowała, usuwając strony i profil Piotra P. na Naszej-Klasie, jednak stron przybywało. Na szczęście po jakimś czasie emocje opadły.
Niektóre z komentarzy znalezione na Naszej-Klasie.
|
Dwa miesiące temu policja usunęła z Naszej-Klasy profil 16-letniego Patryka G., który przyznał się do zamordowania koleżanki. Historia wyglądała identycznie - dużo wcześniej, zanim prokurator przygotował akt oskarżenia, na profilu Patryka G. setki osób groziły mu śmiercią, wyzywały, obrażały jego rodzinę i najbliższych.
- Przekonani o winie danej osoby, internauci wymierzają w sieci wyroki równie szokujące, jak wykroczenia czy zbrodnie, które tak bardzo ich poruszają. Stosowanie zasady "oko za oko, ząb za ząb" jest z jednej strony pochodną poczucia anonimowości, jakie mają użytkownicy biorący udział w linczu, z drugiej zaś wytwarzającego się syndromu myślenia grupowego, który daje pozorną siłę bycia w grupie i głoszenia tych samych, jedynie słusznych poglądów - mówi Krzysztof Stachura, socjolog z Uniwersytetu Gdańskiego.
Wtóruje mu Michał Parzuchowski, psycholog z Wyższej Szkoły Psychologii Społecznej w Sopocie: - Internet czasem przypomina przebywanie z innymi ludźmi w ciemnym pokoju. Przy zgaszonym świetle, kiedy sądzisz, że nikt nie sprawdzi kim jesteś i co zrobiłeś, dużo łatwiej o skrajne reakcje. I tak, skądinąd słuszne piętnowanie przejawów skłonności do pedofilii, w internecie może przybrać charakter publicznego linczu, właśnie dlatego, że reakcje dyskutantów będą uskrajnione, spolaryzowane. Zapewne większość dyskutantów w warunkach pełnej identyfikacji nie powtórzyłoby dosłownie swoich komentarzy.
Niektóre z komentarzy znalezione na Naszej-Klasie.
|
Winny-niewinny
Polskie prawo w kwestii potencjalnej winy jest jednoznaczne. Do czasu uprawomocnienia się wyroku sądu, każdy człowiek jest niewinny. Właśnie dlatego policja nie podaje danych osobowych osób zatrzymanych. Wyjątki od tej reguły są rzadkie i możliwe wyłącznie za zgodą wymiaru sprawiedliwości lub samego oskarżonego. Co więcej, podając imię i pierwszą literę nazwiska także media powinny uważać, by ochrona danych osoby oskarżonej nie stała się farsą.
Jak widać, rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż jasne w tym względzie przepisy prawa. Złudzeń nie ma Małgorzata Kałużyńska-Jasak, rzecznik prasowy Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych.
- Ustawa o ochronie danych osobowych ustala generalne zasady udostępniania danych. W tym przypadku to wewnętrzne przepisy policji regulują, jakie dane można udostępnić a jakie nie. Dlatego trzeba zapytać policję, na podstawie jakich przepisów prawa udostępniła te informacje i czy na ich podstawie, rzeczywiście można ze stu procentową pewnością zidentyfikować daną osobę - dodaje.
Jak przyznała rzecznik, często jest tak, że prawo nie nadąża za szybkim rozwojem nowych technologii. Tak też może być w wypadku linczów na portalu Nasza-Klasa.
- Skala agresji, jaka towarzyszy tego typu przedsięwzięciom i łatwość, z jaką poddaje się "winnych zbrodni" samosądowi, zaskakuje. Wypada tylko mieć nadzieję, że wraz z upowszechnieniem internetu i jego stopniowym włączaniem w codzienne praktyki podejmowane przez użytkowników, zajmiemy się bardziej konstruktywną aktywnością niż ferowanie wyroków (to zadanie lepiej powierzyć sądom) i uczestniczenie w upublicznionej sieciowo chłoście - podsumowuje Krzysztof Stachura.
Piłkarska Ekstraklasa | Kino w Trójmieście | Open'er 2009 | Baltic Arena | Matura 2009 |
META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?