Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czym jest cyberprzemoc? Trolle, falmingi i memy w dżungli Internetu

Redakcja MM
Redakcja MM
Gdy po raz pierwszy usłyszałem słowo "cyberprzemoc", to ...
Gdy po raz pierwszy usłyszałem słowo "cyberprzemoc", to ... sxc.hu sqback
Gdy po raz pierwszy usłyszałem słowo "cyberprzemoc" na myśl przyszedł mi nerwowy młodzieniec, który siedząc przed komputerem pozbywa się nadmiaru frustracji za pomocą wystukiwania na klawiaturze wyzwisk, obelg i gróźb.

Oficjalna definicja cyberprzemocy obejmuje rozsyłanie kompromitujących maili, podszywanie się pod kogoś, włamania na skrzynki pocztowe, czy tworzenie kompromitujących stron internetowych. 6 czerwca 2011 roku weszła w życie poprawka do Kodeksu Karnego uznająca cyberprzemoc za czyn zabroniony.

Cyberprzemoc, czyli co?

O ile w przypadku podszywania się pod kogoś lub włamania się na skrzynkę e-mail, można mówić o poważnym naruszeniu praw i prywatności, o tyle ciężko sobie wyobrazić jak sąd miałby karać internautów za tzw. flaming – czyli pisemne (zazwyczaj) wyzywanie uczestników grupy dyskusyjnej, forum, lub czatu – szczególnie, że większość "sprawców" to zazwyczaj osoby bardzo młode, które wykorzystują anonimowość w celu bezkarnego rzucania mięsem w stronę innego użytkownika.

Drugą grupą są tzw. trolle, uczestnicy internetowych dyskusji, którzy starają się swoimi komentarzami prowokować flamerów, aby ci zaczęli wypisywać bardzo długie wiązanki niewybrednych epitetetów, obelg, a nawet gróźb. Użytkownik, który dał się wciągnąć w zastawioną przez trolla pułapkę, zostaje najczęściej wyśmiany przez resztę użytkowników. W ten sposób flamer staje się ofiarą trollingu – nomenklatura prawna określa takie osoby jako "sprawco-ofiary".

Sprawa cyberprzemocy okazuje się być na tyle poważna, że Miasto Gdańsk, Gdańskie Centrum Profilaktyki Uzależnień i Fundacja Citizen Project zdecydowały się zorganizować specjalną konferencję poświęconą cyberprzemocy, która odbyła się 8 kwietnia w ramach warsztatów "Dynamiczna Tożsamość - warsztat online jako dialog pokoleń."

25 tys. urodzinowych gości? Wina Facebooka

Krótko po tym, jak zjawiłem się na konferencji miejsce na scenie zajął pan Onno Hansen – jeden ze współautorów projektu. Swoją wypowiedź zaczął od przytoczenia pewnej historii, jaka przydarzyła się w Holandii. 15-letnia dziewczyna zdecydowała się wykorzystać nowoczesne środki przekazu – a dokładniej portal społecznościowy facebook – w celu zaproszenia osób na swe 16-te urodziny. Akcja na facebooku odniosła tak potężny sukces, że, ku przerażeniu nastolatki, do wzięcia udziału w jej urodzinach zgłosiło się ponad 25 tysięcy osób. "Strach, panika, 25 tysięcy osób? Jak to! Tak być nie może, wszak pragnęłam czegoś bardziej kameralnego" – ciężko wyobrazić sobie jak dramatyczne wizje gotowały się głowie nastoletniej dziewczyny, która nieświadoma potęgi internetu stanęła przed obliczem świętowania swych 16 urodzin wraz z tłumem 25 tysięcy ludzi.

Policja została postawiona w stan najwyższej gotowości. Na dowód tego, jak brzemienne w skutkach było skorzystanie z facebooka w celu zaproszenia kogoś na imprezę wyświetlony został materiał wideo prezentujący całe wydarzenie. Na "urodzinach" zjawiło się niespełna 4000 osób (deklaracje obecności na facebooku są bardziej efemeryczne niż postanowienia noworoczne) w wieku od 16 do 20 lat. Wydawać by się mogło, że na pierwszy rzut oka nie dzieje się nic specjalnego. Ludzie stoją, tańczą, podskakują i śpiewają holenderskie "100 lat". Niestety, już G. Le Bon zauważył, że tłum rządzi się zupełnie innymi prawami. Część uczestników – zapewne niesiona na falach stadnego instynktu opatrzonego w aurę bezkarności wywołanej przez widok skonsternowanych policjantów stojących w sporej odległości za zebranymi – zaczęła dewastować sklepy, niszczyć znaki drogowe, a nawet podpalać auta. Nie muszę dodawać, że policja tego dnia miała pełne ręce roboty. Jedno jest pewne: nie tylko jubilatka zapamięta swoje 16-te urodziny.

Po tej prezentacji przyszedł czas na dyskusję na temat tego, gdzie leży granica między żartem, a cyberprzemocą. Wśród uczestników dyskusji była między innymi poprzednia minister edukacji pani Katarzyna Hall. Na samym początku głos zabrał policjant, który oznajmił, że ma do pokazania ciekawy film, który przyniósł specjalnie na konferencję. Oczom zebranych ukazał się animowany film pt. "Bez kożuszka" z owcami i bacą w roli głównej. Jedna z owieczek, aby przypodobać się baranowi, zdecydowała się zgolić sobie górną część okalającej ją wełny i opublikować to "nieskromne" zdjęcie na internecie. Baran nie zachował zdjęcia dla siebie i rozesłał je innym użytkownikom. Morał bajki jest prosty: nie należy publikować niestosownych zdjęć w internecie.

Na początku wydawało mi się, że uczestnicy konferencji są odrobinę zbyt dojrzali na oglądanie takich bajek – pomimo, iż miała ona mądre przesłanie – później okazało się jednak, że wiele osób było oczarowanych tą animacją, a nawet znalazło w niej parę "ukrytych" przesłanek.

Ton dyskusji nadał bardzo energiczny pan, który stwierdził, że szkoły robią za mało aby powstrzymać dzieci przed robieniem sobie zdjęć albo nagrywaniem nie zawsze przyzwoitych filmików podczas kolonii i obozów. Był oburzony tym, że w ogóle do takich sytuacji dochodzi, nieważne jak rzadkie i sporadyczne mogą być.

Inny rodzic zasugerował, że może warto powrócić do formuły "Ministerstwa Edukacji i Wychowania" i zmusić szkołę do prowadzenia szeroko zakrojonej akcji prewencyjno-represyjnej, która całkowicie zminimalizuje i tak nikłą szansę "internetowego skandalu" na co z oburzeniem zareagowała pani minister, która stwierdziła, że tego typu ministerstwo funkcjonowało w PRL, a trzon wychowawczy spełniał funkcje propagandowe.

Turysta potencjalnym zagrożeniem?

Pojawiały się też takie zdania, aby zwrócić uwagę na "nielegalne" robienie zdjęć na ulicy. Przypomniano przy tym z jakim oburzenie reagują Holendrzy, gdy turysta próbuje im zrobić zdjęcie. Wyczułem pewną dozę przesady w większości tych teorii. Nie sądzę, że zwykła osoba idąca po ulicy powinna wpadać w panikę na widok zagranicznego turysty, która chce zrobić parę zdjęć, a także ciężko jest m sobie wyobrazić, że chiński turysta, który zrobił mi zdjęcie na sopockim monciaku, wykorzysta je w jakiś niecnych celach – widok typowego polskiego obywatela w beżowych szortach i białym t-shircie ani nie nadaje się na okładkę magazynu dla kobiet, ani na internetowego "mema".

Najbardziej stonowanych odpowiedzi i opinii udzielali najmłodsi uczestnicy konferencji. Postulowali, że należy utrzymać pewien dystans do internetu, gdyż nie każdy człowiek dostąpi niechlubnego – a jeśli zachowa dystans, to może i nawet pożądanego – zaszczytu zaistnienia na internetowym memie. Zwracali też uwagę na odpowiedzialność, jaką niesie ze sobą korzystanie z sieci.

Szczególnie dobre wrażenie zrobił na mnie błyskotliwy młody człowiek siedzący na skraju sceny, który stwierdził, że każdy człowiek najlepiej uczy się na błędach... jednak w internecie, błędy te pozostają na zawsze.

Filip Cieślak

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto