Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańscy kochankowie cz. I

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Historia Anny Mandt i Johanna Rike, to dzieje trudnej miłości dwojga ludzi, którzy postanowili przeciwstawić swoje uczucie wszelkim ograniczeniom, jakie narzucała mentalność, obyczajowość i społeczna struktura XVI-wiecznego Gdańska.

Luty, miesiąc, którego główną atrakcją jest dzień patrona psychicznie chorych i zakochanych (co według niektórych na jedno wychodzi), św. Walentego, dobiega powoli końca. Ale zaraz wiosna – pora roku najbardziej zakochanym sprzyjająca. Warto więc spojrzeć wstecz, by przyjrzeć się miłosnym historiom z dziejów Gdańska.

Ona była patrycjuszką, córką burmistrza Georga Mandta i przedstawicielki jednego z najznamienitszych wówczas gdańskich rodów, Catheriny Angermünde. Jakby tego było mało była również żoną, a później wdową po burmistrzu, Johannie Scheweke. Mąż był od niej dużo starszy, za mąż wyszła, jak się łatwo domyślać nie z miłości, a w ramach międzyrodzinnych, patrycjuszowskich układów. Scheweke zmarł w 1512 r., a wiec cztery lata przed skandalem, jaki wywołała dążność młodej wdowy do samodecydowania o swoim losie.

Kiedy owdowiała, stała się, ze swoim majątkiem i koneksjami, łakomym kąskiem na matrymonialnym rynku Gdańska. Jednakże o ile pannę można było bez specjalnych ceregieli wydać za mąż, tak jak się chciało, o tyle z wdową sprawa była już znacznie bardziej skomplikowana. Krótko mówiąc, musiała się na powtórny ożenek zgodzić, przed czym mogła się bronić niemalże w nieskończoność zasłaniając się swoim "świeżym wdowieństwem". Anna Mandt nie zamierzała po raz drugi dać się sprzedać rodzinie. Konsekwentnie odrzucała awanse licznych kandydatów do jej ręki, którzy niczym muchy wokół słoika z miodem krążyli wytrwale wokół domu młodej wdowy, a potem domu jej ojca, gdzie przeniosła się, by pielęgnować umierającego ojca.

Lata mijały, a ona, ku rozczarowaniu licznych "wielbicieli", oraz najbliższych krewnych, pozostawała niezamężna i głucha na uporczywe namawiania do zmiany tego stanu. Było tak przez z górą trzy lata, aż pewnego dnia pojawił się w jej otoczeniu młody berlińczyk, również wdowiec, Johann Rike. Nie wiadomo czym aż tak różnił się od swoich licznych konkurentów o względy gdańskiej patrycjuszki. Dość na tym, że je zdobył i to bardzo konkretnie, skoro Anna postanowiła, że to właśnie jego wybierze na partnera reszty życia. Tu mógłby się odbyć ślub, wesele (na którym oczywiście mógłbym być, miód i wino pić) i wszyscy mogliby żyć długo i szczęśliwie. Ale nic z tego.

Skandal wybuchł już kiedy na początku 1516 r. (jeśli wierzyć kronikarzom 18 stycznia) doszło do zaręczyn obojga zakochanych, w ramach których wymienili się nie tylko pierścieniami, ale i innymi kosztownymi podarunkami. Nie było to bez znaczenia, bo zaręczyny były tym silniejsze w razie problemów z ich przekształceniem w małżeństwo im mocniej były ugruntowane, a dowieść ich mocy można było właśnie na podstawie ilości i wartości wymienionych podarunków zaręczynowych.

Zaraz za zaręczynami poszły zapowiedzi, których zapomniana już nieco w dzisiejszych czasach funkcja polega na tym, że jest to okres, w którym wszyscy, którzy znają przyczyny mogące być przeszkodą w zawarciu związku, powinni je zgłosić władzom kościelnym. Z tej możliwości skwapliwie skorzystała rodzina Anny. Absolutnie nie zgadzali się na małżeństwo Johanna Rike z majątkiem ich krewnej. Sprzeciwili się, oczywiście, ślubowi, żądali jednocześnie unieważnienia zaręczyn. Anna szybko zorientowała się, że kochający krewni mogą ją po prostu zaaresztować w domu i w ten prosty sposób zniweczyć jej ślubne plany. Jej determinacja (czyli po prostu miłość) była jednak wielka.

Potajemnie opuściła rodzinny dom tak jak stała, czyli pozostawiając stroje, klejnoty i resztę wyposażenia nieodzownego damie z towarzystwa, a o schronienie poprosiła (o zgrozo!) w domu przyjaciół narzeczonego. Na porozumienie się z braćmi Anny nie było co liczyć. Ich miłość do majątku siostry była bowiem tak wielka, że gotowi byli w jej imię zrobić wszystko, co okazałoby się konieczne, by siostra wyszła za mąż szczęśliwie, czyli tak, jak oni sobie to zaplanowali. Pozostawało jedno wyjście. Ucieczka.

Ucieczkę zorganizował narzeczony. Jak niebezpieczne było wejście w konflikt z potężnym gdańskim rodem świadczy przebieg akcji wywiezienia ukochanej z Miasta, którą zaplanował Johann Rike. Pod dom przyjaciół przybył konno i zbrojno, w towarzystwie czterech uzbrojonych ludzi, by zabrać narzeczoną, której towarzyszyć miały jedynie dwie panie i służąca. Przyzwoity, acz zapewne kłopotliwy ów babiniec załadował do zamkniętego powozu i tak skonstruowanym konwojem opuścił Gdańsk, kierując się do rodzinnego Berlina. By nie było tak całkiem romantycznie, warto dodać, że uciekał nie tylko przed braćmi ukochanej, ale i przed długami, których w związku ze sprawą, a także i bez związku w Gdańsku narobił.

Tak kończy się gdańska część opowieści o stanowczej patrycjuszce i czarującym berlińczyku. Do Berlina dotarli bez specjalnych przeszkód i wzięli ślub tam tak szybko, jak to było możliwe. I zapewne żyli szczęśliwie, tym bardziej, że oprócz wzajemnej (niewątpliwej i udowodnionej) miłości, barw ich życiu nadawał niekończący się proces, jaki nowy małżonek wdowy po gdańskim burmistrzu wytoczył jej rodzinie. Chodziło oczywiście o przypadającą jej część rodzinnej fortuny, bo miłość miłością, a majątek, to już całkiem inna rzecz. Między Berlinem a Gdańskiem krążyli posłańcy z pozwami, suplikami, replikami, protestami, wstawiennictwami... Doszło nawet do tego, że popsuły się stosunki handlowe między oboma miastami, których władze włączyły się w sprawę. Johann nie dożył końca procesu. Zmarł w dziesięć lat po uprowadzeniu swej wybranki z Gdańska. Proces dokończył dopiero trzeci mąż Anny, kupiec z Frankfurtu, który doprowadził do ugody z rodziną swej żony, która, w osobie jednego już tylko z dwóch braci, zgodziła się na wypłatę należnej Annie sumy.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto