18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańskie hospicjum pomogło pruszczańskiemu dziecku

Magdalena Małkowska
Bywa, że wszystkie drogi w życiu prowadzą pod górę - dziecko jest ciężko i nieuleczalnie chore, były mąż zupełnie tym niezainteresowany, a komornik coraz częstszym gościem. I potem wydarza się coś takiego, że świat znowu odzyskuje swój smak. Fundacja Hospicyjna z Gdańska przekazała rodzinie podopiecznego hospicjum kuchnię IKEA wartą ponad 12 tys. zł.

Pruszcz Gdański, ranek 31 sierpnia, zbliża się godz. 10. Jest słonecznie, choć rześko. To już wyraźnie koniec wakacji. Przed budynek na jednym z osiedli podjeżdżają kolejne samochody - przedstawicieli Fundacji Hospicyjnej z Gdańska, pielęgniarki, fotografa i ten największy, dostawczy, wypełniony całkowitym wyposażeniem kuchni. Jesteśmy w komplecie, stos paczek i paczuszek rośnie, ktoś potknął się o lampę położoną wprost na chodniku, więc już nie przedłużając, bierzemy po kartonie i wchodzimy na drugie piętro typowego bloku z dawnych czasów, z wąską klatką schodową i bez żadnych udogodnień dla wózków. Notuję to w pamięci z przerażeniem, bo już wiem, że za chwilę poznam kobietę, która od wielu lat musi sobie radzić i z tą przeciwnością. Jej młodszy syn teoretycznie nie jest już dzieckiem, w październiku skończy przecież 18 lat. Ale tak naprawdę dzieckiem pozostanie na zawsze, i to całkowicie zależnym od innych.

Matka wyrwała syna ze śpiączki

Marcin od urodzenia choruje na ciężką postać dziecięcego porażenia mózgowego i ma za sobą kilkanaście poważnych operacji, które niestety niewiele zmieniły. Jest w pełni zdany na pomoc innych, co jeszcze niedawno w praktyce oznaczało jedną osobę. Beata Król, pielęgniarka koordynująca z Domowego Hospicjum Dziecięcego, po drodze szybko wprowadza nas w bolesne szczegóły. Historia jest z tych najsmutniejszych - o cierpieniu, samotności i obowiązkach ponad ludzkie siły. Pani Basia wychowuje dzieci sama (były mąż od lat stracił dla nich jakiekolwiek zainteresowanie), a córka Magda, studentka II roku administracji na UG, była jej jedyną pomocą. Dwa lata temu zaczęło się dla nich nowe życie…

"On lubi gości..."

Jesteśmy. Typowe, niewielkie, choć trzypokojowe mieszkanie, którego ciasnotę potęgują porozstawiane wszędzie kuchenne produkty. W największym pokoju na wózku siedzi Marcin, z zaciśniętym w dłoni szmacianym prosiaczkiem.
- Nie widzi was, on już w ogóle nie widzi, ale lubi gości - uspokaja mama, drobna blondynka. Jednak robi się nas ciut za dużo, za chwilę docierają przedstawicielki ofiarodawcy, gdańskiego sklepu IKEA. Wchodzą wolontariusze wnoszący pierwsze meble, trzaska migawka aparatu Jacka. Marcin nagle przestaje się uśmiechać, wyraźnie szarzeje, jakby zaraz miał dostać swojego zwykłego ataku padaczki. Na szczęście udaje się do niego nie dopuścić bez lekarstw. To nieprawdopodobne, jak sama obecność mamy, jej chwilowe wyłączenie się ze świata zewnętrznego i skupienie na dziecku, może zdziałać cuda.

Zacznijmy od Bacha...

... Mozarta, Beethovena, dobrej opery.
- Uwielbiam słuchać muzyki klasycznej, a syn uwielbia ją ze mną - pani Basia śmieje się i gładzi już uspokojonego Marcina. - W każdym razie wyraźnie muzyka go wycisza. No i wciąż czytam książki, te podrzucił mi doktor.
Pielęgniarka mruga porozumiewawczo - Tak, tak, tu jest ciągła dostawa towaru od doktora, taka wędrująca biblioteka.
Za naszymi plecami, w przedpokoju zrobił się mały zator. Wniesienie sporej lodówko-zamrażarki jest nie lada sztuką. Na chwilę wymykam się do kuchni. Jeszcze nic w niej nie ma, ściany odświeżone, chociaż miejscami widać, że trochę nieporadnie. Ponoć ktoś nawet obiecał, że pomaluje, ale skończyło się na słowach. Przez okno widać jakby dziedziniec otoczony murem sąsiednich bloków. Ile osób może w nich mieszkać? Jak długo można nie zauważać czyjegoś nieszczęścia? Czym wytłumaczyć niewidzące spojrzenia: brakiem obycia z chorobą, lękiem przed czyjąś tragedią (może zaraźliwa), nadmierną delikatnością (!)? Wracam do pokoju na koniec opowieści o wizytach doktora z domowego hospicjum. Właśnie, bo dwa lata temu w ich życiu zaszła wielka zmiana.

Tragiczne warunki w ośrodku dla samotnych matek w Gdańsku

Dostaliśmy się do hospicjum

Hospicja obejmują opieką nie tylko chorych u kresu, ale także i dzieci wymagające stałej opieki długoterminowej, również w domu. Domowe hospicja dziecięce, w których wciąż najważniejsza i niezastąpiona jest mama, ale do swojej dyspozycji ma profesjonalny zespół ludzi, gotowych nieść jej pomoc w różnych dziedzinach, od typowo medycznych i pielęgniarskich, po sprawy życia codziennego, prawne, socjalno-bytowe czy duchowo-religijne. Pani Basi nagle przybyło znajomych, z czasem coraz lepszych i coraz bliższych. W skład typowego zespołu hospicyjnego wchodzi lekarz, pielęgniarka, psycholog, fizjoterapeuta, ksiądz i wolontariusze niemedyczni. Wspominany „doktor od książek” był z hospicjum. Pani Beata też. I pani Ania Czerwonka, pielęgniarka, która na miejscu opiekuje się Marcinem, a teraz jej syn z kolegami wnosi po schodach ostatnie meble.

Lecz ludzi dobrej woli jest więcej...

W niedoli współobecność drugiego człowieka jest najważniejsza. Kiedy można zasięgnąć fachowej rady i kiedy najzwyczajniej można pogadać. Ale czasem nasz byt określa świadomość, a kiedy jest on ciężki, to nawet często. Mieszkanie pani Basi, którego głównym najemcą jest wciąż były mąż, od dawna tonie w długach. Podjęcie przez nią jakiejkolwiek pracy nie jest możliwe, a skromna renta z trudem starcza na utrzymanie.
Regularne wizyty pracowników Domowego Hospicjum Dziecięcego przy gdańskim Hospicjum im. Ks. E. Dutkiewicza SAC bardzo szybko uzmysłowiły im, że dla tego domu trzeba starać się o dodatkową pomoc, materialnie wymierną. Zajęła się tym Fundacja Hospicyjna i wykorzystując meble po raz kolejny podarowane przez sklep IKEA w Gdańsku, w ramach programu „Razem urządzimy lepszy świat”, zorganizowała przekazanie całego wyposażenia kuchni, w tym również sprzętu AGD. Nie zabrakło nawet dywanika, okapu nad kuchenką i dwóch lamp nad stołem. W kartonach widziałam talerze i szklanki, a w oczach gospodyni niedowierzanie, że to dzieje się naprawdę. Przecież wiedziała wcześniej, wyniosła stare meble, a teraz patrzyła na sceny wokół niej trochę jak na film. Mimo zamieszania wzruszenie ogarnęło wszystkich.
Trzeba było się już żegnać. Jeszcze tylko konieczne ustalenia w sprawie montażu szafek, półek i sprzętu. Za parę godzin miał przyjść mąż pielęgniarki Ani i z młodą ekipą wnoszącą meble wszystkim się zająć. W łańcuchu ludzi zaangażowanych w pomoc wciąż pojawiały się nowe ogniwa. Też mocno wierzę w to, że ten świat nie zginie nigdy dzięki nim...

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto