Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Historia o Czechu, który zakochał się w Morzu Bałtyckim i postanowił w Trójmieście promować grę w squasha

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Czech Tomas Hrazsky to nauczyciel squasha, który zawodowo związał się z Trójmiastem
Czech Tomas Hrazsky to nauczyciel squasha, który zawodowo związał się z Trójmiastem Rafał Rusiecki
Pochodzi z Ostrawy, skąd przeniósł się do Polski, aby uczyć ludzi grać w squasha. Przez Warszawę i Wrocław trafił do Trójmiasta, gdzie skupia się na budowaniu społeczności osób zakochanych w tej dynamicznej dyscyplinie. Tomáš Hrázský to pogodnie usposobiony właściciel Centrum Sportów Rakietowych mieszczącego się w gdańskiej Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu oraz czterech kortów w Aquaparku Reda.

- Z natury jestem leniwy, jak każdy porządny facet. Generalnie można powiedzieć, że nigdy nie pracowałem. Całe życie bawię się, bo robię to, co lubię. Umiem odbijać piłkę o ścianę i budować relacje z ludźmi. Squash mi się podoba, bo to usługa, która musi opierać się na jakości i relacji z klientem. Nie jest to jednak mus. Jeśli człowiek chce chodzić na squasha, to chodzi na squasha. A jeśli chce chodzić na wspinaczkę, to chodzi na wspinaczkę. Dla mnie to kluczowe w prowadzeniu klubu, aby czuć się jak w domu. Ludzie słyszeli i wiedzą, że tutaj ktoś coś umie i potrafi to przekazać. A przychodzą, aby uciec od swoich problemów, wybiegać się, wypocić - opowiada uśmiechnięty Tomáš Hrázský.

Pochodzi z Czech, a dokładnie z Ostrawy, która znajduje się blisko polskiej granicy. To właśnie ta bliskość do Polski sprawiła, że nasi rodacy zaczęli odwiedzać miejsce, w którym pracował. Budował więc wspomniane relacje, przyjaźnie i to zaowocowało przenosinami na północ. Nie od razu trafił jednak nad Morze Bałtyckie.

- Dawaliśmy w Polsce lekcje squasha. Z czasem zacząłem jeździć do warszawskiego klubu "Kahuna Squash & Badminton". Zadomowiłem się tam na tyle, że mogę tych ludzi nazwać swoją drugą rodziną. Syna właściciela, Wojtka Nowisza, wychowałem na mistrza Polski. Prowadziłem też przez trzy-cztery lata Anię Jurkun, która również została mistrzynią Polski - opowiada sympatyczny Czech. A że był w przyjacielskich relacjach z właścicielem jednego z największych centrów do squasha na świecie we Wrocławiu, z czasem musiał ze stolicy Polski znów wrócić na południe.

- Z Wrocławia było już bliżej do domu, ale ja przenosiłem się z rodziną, żoną i dziećmi. Wszyscy tutaj mieszkamy, dzieci chodzą do szkoły polskiej. We Wrocławiu jednak długo nie wytrzymałem, bo ten obiekt był dla mnie za duży, za głośny. Teraz ta hala ma 8 tysięcy metrów kwadratowych. Powstały tam 32 korty do squasha, a jeszcze jest 16 boisk do badmintona. Od 2013 roku zacząłem współpracować z ludźmi z Trójmiasta i przyjeżdżałem tutaj, aby organizować campy squash’owe. Zaczynałem w Arkonie na ul. Śląskiej, gdzie spotkałem się z miłym przyjęciem właściciela hotelu pana Leszka Mięczkowskiego - dodaje.

Zawodniczej kariery w squasha nie zrobił, bo jak sam przyznaje, zabrał się za to zbyt późno. Zaczynał w wieku 16 lat. Trenował kilka kolejnych. Większe sukcesy przyniosła mu praca trenerska. Od kilku lat działa także jako menager. Od kwietnia 2021 roku zdecydował się reaktywować squasha na Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku. - Ścieżka była już nieco wydeptana przez poprzedniego właściciela. Dogadaliśmy się więc z nim i z AWFiS-em, aby to kontynuować i rozwijać. Od kwietnia 2021 roku dołożyliśmy drugą część z kortami. Mamy jeszcze w planach, aby zrobić koło nich saunę - snuje wizję rozwoju Centrum Sportów Rakietowych.

Niewątpliwie potrzeba czasu, aby zbudować społeczność zainteresowaną regularną grą w squasha. To jednak trenerów nie zraża. Praca zaczyna się, jak we wszystkich sportach, już z najmłodszymi.

- Porównałbym to w Czechach do hokeja, gdzie lodowisko jest w sumie w każdej wsi. A jeżeli jest to lodowisko, to znajdzie się i trener i jakieś dzieciaki. Potem są studenci, następnie starsi, którzy zaczynają grać w trzeciej, piątej lidze. To lodowisko cały czas działa. Jest dostępność. W Polsce powstało dużo orlików, na których kopie się w piłkę. W Polsce mieszka bardzo dużo ludzi, Trójmiasto jest ogromne. Nie mam więc wątpliwości, że znajdą się także ludzie do squasha. Ludzie, którzy chcą coś robić, szukają sobie różnego rodzaju aktywności. Nie brakuje konkurencji w postaci basenów, ścianek wspinaczkowych, badmintona, tenisa itp. O każdego klienta trzeba więc zabiegać, aby go zachęcić. Można porównać tę sytuację do restauracji, gdzie pizzerię prowadzi Włoch, a drugą ktoś inny. W tym przypadku raczej wybór padnie na tą pierwszą. W usługach więcej znaczą ci ludzie, którzy mają pojęcie o tym, co robią. Były już kluby squasha w Gdańsku czy Gdyni, które nie wytrzymały, bo właściciele nie mieli do tego serca. To nie jest tak, że można usiąść i liczyć, że to samo będzie się kręciło. Niestety, nie będzie, bo to wymaga mrówczej pracy. Jedne miejsca zanikają, a inne powstają - wyjaśnia Tomáš Hrázský.

Dlaczego warto wybrać squasha? Magazyn "Forbes" squasha postawił na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o dyscypliny przynoszące najwięcej korzyści dla zdrowia. Autorzy zestawienia brali pod uwagę efektywność ćwiczeń aerobowych, siłę mięśni, wytrzymałość, elastyczność, spalanie kalorii (w czasie 30 minut) i ryzyko kontuzji. W tym rankingu za squashem znalazły się: wioślarstwo, wspinaczka górska, pływanie, biegi narciarskie, koszykówka, kolarstwo, bieganie, pięciobój nowoczesny oraz boks.

- Angażujemy tutaj serce, pracujemy tutaj w interwałach. Potrzebujemy wytrzymałości szybkościowej, czyli na korcie do squasha potrzebny nam tutaj jest i sprinter i maratończyk. Musimy być sprawni, ale to bardzo łatwy sport. Porównując do tenisa jest prościej, bo operujemy na zamkniętej przestrzeni, piłka więc nie ucieka. Blacha jest na wysokości niecałych 50 cm, więc gwarantuję, że każdy za pierwszym razem sobie pogra. W kometkę, czy badmintona też każdy umie grać. Każdy miał z tym styczność. Dzieci też nie potrafią początkowo chodzić, a jednak uczą się tego i chodzą. Im wcześniej się ze squashem zacznie, tym lepiej. Nie chodzi o to, aby tę piłkę jak najmocniej uderzyć, ale żeby kontrolować co się robi. Żeby robić to z przyjemnością i żeby trafiać tam, gdzie się chce - wyjaśnia czeski właściciel Centrum Sportów Rakietowych.

A co zrobić, aby prawidłowo zacząć przygodę ze squashem?

- Najważniejsza jest ta pierwsza decyzja, nastawienie, że „idę”. We wszystkim pierwsza decyzja jest najtrudniejsza. A jak wejdzie się na korty, to już raczej powinno być ok. W klubach są też trenerzy, którzy mogą pomóc, zachęcić. Wynajęcie trenera to wydatek od 50 do 100 złotych. W rozłożeniu na dwie, trzy osoby nie jest to tak dużo. To są dwa piwka w Sopocie. Ze studiów pamiętam motto „Do it right the first time”. Więc jeśli zdecyduję się iść na kort, to warto od razu wziąć trenera. Najważniejszy jest dobry pierwszy krok. Zachęcam do tego nie tylko w squashu. Kiedy jestem chory, to idę do lekarza. Kiedy mam zrobić porządek w papierach, to zatrudniam księgową. To zadanie trenerów, aby pokazać, jak nie zrobić sobie krzywdy i wykonywać coś poprawnie - kończy Tomáš Hrázský.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Historia o Czechu, który zakochał się w Morzu Bałtyckim i postanowił w Trójmieście promować grę w squasha - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto