Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Jak bawiono się w dawnym Gdańsku i Sopocie?

Marek Adamkowicz
Sopocka parada na koniec karnawału robiła wrażenie rozmachem. Główni bohaterowie występowali w kolorowych strojach pierrotów oraz renesansowych książąt
Sopocka parada na koniec karnawału robiła wrażenie rozmachem. Główni bohaterowie występowali w kolorowych strojach pierrotów oraz renesansowych książąt fot. Muzeum Sopotu
Po co jechać do Monachium czy Koloni? Równie dobrze można się zabawić w Sopocie - reklamowano przed wojną karnawałową paradę w nadbałtyckim kurorcie. Szampańskie zabawy odbywały się też w Gdańsku, gdzie w sylwestra spotykano się na ulicy Długiej. Na ile te imprezy przypominały organizowane współcześnie powitania Nowego Roku pod chmurką?

Sylwestrowe zabawy pod chmurką stały się nieodzownym elementem polskiej obyczajowości. Samorządy prześcigają się w pokazach fajerwerków i ściąganiu na tę właśnie noc gwiazd estrady. Mimo to, trudno oprzeć się wrażeniu, że dawniej zabawy organizowane w ostatni dzień roku miały więcej spontaniczności. Działo się tak być może dlatego, że nie było telewizji i spotkania w gronie rodziny czy sąsiadów były atrakcyjną rozrywką.

Sylwester pod chmurką w Gdańsku

Śmierć puka do drzwi

W przedwojennym Gdańsku widocznym znakiem, że nadszedł sylwester były wizyty przebierańców. Grupy złożone zazwyczaj z nastoletnich wyrostków, ucharakteryzowanych na takie postacie jak śmierć, diabeł, król czy gdański bówka, odwiedzały mieszkania w najbliższej okolicy. Ich nadejście było niczym otwarcie wrót piekieł. Goście starali się bowiem narobić jak najwięcej hałasu, w czym pomocne były - używane do dzisiaj na Kaszubach - instrumenty w rodzaju diabelskich skrzypiec czy burczybasa.
Za występ i noworoczne życzenia należała się zapłata. Starszych przebierańców częstowano wódką i papierosami, dzieci dostawały słodycze lub drobne pieniądze.
Hojność gospodarzy była oczywiście różna, ale często zdarzało się, że muzykanci byli zapraszani do stołu. Stąd początkowo pełne animuszu występy stawały się z każdym odwiedzonym mieszkaniem coraz bardziej ospałe, a i "muzyka" gubiła swój rytm.

Korowód na ulicy Długiej

Kto nie czekał w mieszkaniu na gości, ten szedł na miasto. Znajomi umawiali się w lokalach czy charakterystycznych punktach, np. "pod końskim ogonem". Za tym kolokwializmem krył się pomnik cesarza Wilhelma I, który do końca II wojny światowej stał przed Bramą Wyżynną.

Tłumy gromadziły się na głównych ulicach Gdańska już około godz. 20. Ludzie wypełniali przede wszystkim ulicę Długą. W miarę zbliżania się północy hałas się wzmagał, aż wreszcie bicie zegarów i dzwonów w okolicznych kościołach zwiastowało nadejście Nowego Roku. Na niebie rozbłyskały wtedy rakiety i ognie bengalskie, a pirotechniczny pokaz, połączony rzecz jasna z niebywałym hukiem, trwał około godziny. Był to odpowiedni entourage dla barwnego korowodu, który maszerował od Ratusza Głównego Miasta w stronę Targu Węglowego. Mieszkańcy okolicznych kamienic rzucali w jego stronę serpentyny i konfetti. "Ma się rozumieć, że wszelkie lokale były przepełnione i mimo kiepskich czasów [rok 1931 - przyp. red.] bawiono się wszędzie ochoczo" - relacjonowała prasa.

W ten jeden wieczór nawet policja przymykała oko na wybryki. Szupowcy wprawdzie kręcili się przy korowodzie, ale interweniowali, gdy ktoś naprawdę przeholował. Inna sprawa, że nie było o to trudno. Ludzie nie żałowali sobie mocnych trunków, więc im później w noc, tym więcej było delikwentów słaniających się na nogach. Także życzenia stawały się coraz bardziej bełkotliwe. Wymówienie "Prost Neujahr" okazywało się nie lada wyczynem.
Po dojściu do władzy w Gdańsku hitlerowców, spontaniczne zabawy sylwestrowe wyraźnie przygasły.

Strzelające cygaro

Sylwester był czasem żartów. Nie zawsze były one wyszukane, ale w tę jedną noc nie miało to znaczenia. Odświętnie ubrani panowie musieli się liczyć z tym, że ktoś strąci im z głowy cylinder albo że ich śnieżnobiałe koszule zostaną trafione woreczkiem z sadzą. Warto było uważać na cygara, którymi częstowano się pozornie w dowód sympatii. Niekiedy zamiast aromatu karaibskiego tytoniu można było dostać zawału, gdy nieoczekiwanie cygaro... wybuchło. Eksplodować mogły też cukierki, jednak znacznie częściej wykorzystywano je do żartów na inne sposoby. Niejednemu łakomczuchowi rzedła mina, gdy okazywało się, że słodycze są doprawione solą, pieprzem, a nawet mydłem.

Zobacz, jak zrobić makijaż sylwestrowy - krok po kroku

Ledwie wybrzmiały echa sylwestrowego szaleństwa, a zaczynał się czas spotkań gwiazdkowych i opłatkowych. Celowali w tym gdańscy Polacy, którzy - jak wynika z przedwojennych anonsów - już od 2 stycznia organizowali tego rodzaju imprezy.

Odbywały się one m.in. w Domu Polskim przy ul. Wałowej i hotelu Danziger Hof, który stał w miejscu, w którym dziś znajduje budynek LOT-u. Znalezienie odpowiedniej sali, i to nie tylko w porze karnawału, raczej nie było problemem. Potwierdzają to księgi adresowe, z których wynika, że w latach 30. było w mieście około 600 restauracji i 70 kawiarni! Dzisiaj ta liczba wydaje się niewyobrażalna, ale trzeba pamiętać, że styl życia przedwojennych gdańszczan różnił się od naszego. Wizyta w lokalu była czymś naturalnym. Tutaj jadało się obiady, grało w skata, gawędziło z sąsiadami. Był oczywiście alkohol, piwo albo coś mocniejszego. Zresztą niekoniecznie wódka - gdańskie knajpy często wabiły klientów produkowanymi na miejscu likierami. Najważniejsze jednak, że ceny w lokalach były dostosowane do możliwości finansowych gości. Każdy mógł znaleźć miejsce odpowiadające zasobności portfela. Nie brakowało restauracji z wyszukanym menu, a jednocześnie istniało wiele spelunek. Kolorytu takim miejscom dodawali marynarze i czekające na nich panie lżejszych obyczajów.

Sopockie parady

Koniec karnawału należał do Sopotu. Tutaj w ostatni czwartek przed Wielkim Postem organizowano paradę, która przemierzała główną ulicą miasta, czyli Seestrasse (dzisiejsza ul. Bohaterów Monte Cassino). Parada była podobna do tych, jakie współcześnie znamy z Nadrenii, gdzie na karnawałowe zabawy, dajmy na to, w Koloni przyjeżdżają turyści z całego świata. Podobną rolę spełniały zabawy w Sopocie. Były wabikiem na ludzi, którzy chcieli miło spędzić czas, a jednocześnie zostawić w kurorcie nieco grosza.

Sopocka parada robiła wrażenie rozmachem. Główni bohaterowie występowali w kolorowych strojach m.in. renesansowych książąt oraz pierrotów. Fantazyjnie przebrani byli również jeźdźcy na koniach. Zdjęcia z takiego właśnie wydarzenia zamieszczono m.in. w specjalnym wydaniu pisma "Die Mowe" z 1936 r., opatrując je komentarzem w trzech językach: "Beztroski humor nie tylko w lecie! Kto raz przeżył karnawał w Sopotach, powie z pewnością: Po co jeździć gdzie indziej, kiedy w Sopotach jest najpiękniej!".

A nazajutrz...

Nawet najdłuższa noc sylwestrowa i najlepsza zabawa musi się kiedyś skończyć, a wtedy przychodzi Katzenjammer. Kociokwik. Koci lament. Zwyczajny kac połączony z żalem, że jednak nie uważało się na ilość wypitego alkoholu. Nigdy jednak nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. Żeby się o tym przekonać, wystarczyło wziąć do ręki noworoczną gazetę (tak, tak, niektóre ukazywały się 1 stycznia!) i przeczytać podsumowanie minionego roku oraz plany rządu w Warszawie na nadchodzące dwanaście miesięcy.

Na przykład "Gazeta Gdańska" podawała, że w 1932 r. "Uwaga czynników rządowych z konieczności ześrodkowała się na odcinku gospodarczym. Pełna inicjatywy energia rządu, stojąc wciąż na straży stałości waluty, równowagi budżetowej i aktywności bilansu handlowego, szła równocześnie w kierunku podtrzymania słabnącego tempa życia gospodarczego, utrzymania warsztatów produkcji i ulżenia doli świata pracy. Rząd nie tylko wyszukiwał nowe źródła dochodów skarbowych (podatek od piwa, win owocowych, elektryczności itd.) i stosował radykalne często oszczędności budżetowe.

Równocześnie bowiem nowelizował w interesie produkcji i wymiany polski system podatkowy (podatek przemysłowy), pociągał społeczeństwo do ofiar na rzecz bezrobotnych, przede wszystkim zaś przez rozległe ustawodawstwo kryzysowe (aż do ostatniej ustawy o potanieniu długoterminowego kredytu emisyjnego) i przez realizowany etapami program niskich cen dążył do uaktywnienia rolnictwa jako podstawowej gałęzi naszego gospodarstwa społecznego".

Brzmi całkiem znajomo, nieprawdaż? Jak zapowiedź tego, co wkrótce nas czeka. A więc szczęśliwego Nowego Roku!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto