Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kacper Kowalski: Robiąc zdjęcia, czuję się, jakbym jedną nogą był mieszkańcem niebios [rozmowa MM]

Piotr Bera
Piotr 'iczek' Biegaj
Kacper Kowalski już po raz trzeci otrzymał nagrodę World Press Photo. Jego wykonane z paralotni fotografie doceniane są na całym świecie, a sam autor ma swoje wystawy nie tylko w Europie, ale także w Stanach Zjednoczonych.

Kacper Kowalski urodził się w 1977 roku. Ukończył wydział architektury na Politechnice Gdańskiej, specjalizuje się w fotografii z lotu ptaka. Lata na paralotni oraz wiatrakowcu skąd wykonuje fotografie. Jest jednocześnie pilotem i fotografem. Kowalski fotografuje przede wszystkim pejzaże i krajobrazy miejskie. Niedawno otrzymał kolejną w swoim dorobku nagrodę World Press Photo. Projekt "Side effects" nagrodzono w kategorii długoterminowej. Z kolei rok temu doceniono go za przedstawiające kopalnie "Toxic Beauty", a w 2009 roku zrobił reportaż z plaży we Władysławowie.

Zdjęcia Kacpra Kowalskiego można oglądać na stronie internetowej agencji Panos.

Świat z lotu ptaka jest bardziej symetryczny niż ten widziany z ziemi?

Świat jest generalnie pełen form i kształtów, które przyroda czy natura tworzy samoistnie. Człowiek jedynie optymalizuje formy i nazywa kształty jak trójkąt i kwadrat. To są formy naturalne, ludzie je podpatrzyli i zaczęli stosować dla własnych potrzeb. Człowiek nie wymyślił kwadratu czy złotego podziału, jedynie odkrył, że istnieją.

Patrząc na Pana zdjęcia z Chin, szczególnie te z pól ryżowych, widać, że człowiek stara się nadać wszystkiemu geometrię.

Człowiek wpisując się w te formy czuje się naturalnie. Sam mam o tyle łatwiej, że przez kilka lat pracowałem jako architekt. Architekci ze swoimi klientami komunikują się za pomocą języka rysunku, dlatego gdy lecę i fotografuję, łatwiej rozpoznaję świat przez pryzmat takiego graficznego zakodowania.

Został Pan laureatem World Press Photo w kategorii długoterminowej za zdjęcia wykonane pod Gdynią. Dlaczego zachwyciły jury? Nie są szokujące.

Moje zdjęcia są uniwersalne i ponadczasowe. Opowiadają jak człowiek zmienia i dostosowuje krajobraz do własnych potrzeb i wygody. Zaproponowałem grę, w której można samemu stworzyć opowieść złożoną z tych zdjęć, są jak talia kart do dowolnego pasjansa. Chcę być optymalnie neutralny i taka też jest książka „Efekty uboczne” zawierająca m.in. nagrodzone zdjęcia. Często jest tak, że najpierw zachwycamy się formą i wspominamy o pięknych widokach i obrazach. Dopiero później zastanawiamy się nad tym, co dane dzieło przedstawia. W dzisiejszym świecie informacje są podawane w prasie ze zdjęciem i odpowiednim podpisem mówiącym czytelnikowi co ma myśleć. Odbiorca nie musi podejmować wysiłku intelektualnego, dlatego przyjąłem konwencję zaciekawienia fotografią.

W serii „Toxic beauty” przedstawia Pan kopalnie czy złoża węgla z całkowicie innej perspektywy. Te zdjęcia prezentują ich piękno a na co dzień kopalnia to synonim brudu i zanieczyszczeń.

Ludzie uciekają od obrazów i miejsc, które najchętniej wyparliby z własnej świadomości. Moje fotografie ukazują jaki ponosimy koszt cywilizacji, żeby ogrzać dom czy zapewnić elektryczność. Dobra cywilizacji mają jakąś cenę, ale odrzucamy myśl o zabijaniu zwierząt pod kotleta czy karczowaniu lasów pod fabryki. Chcę wciągnąć odbiorców w ciąg myślowy oraz zmusić do refleksji co w tych działaniach jest dobre, a co złe.

Na pańskich zdjęciach z Chin wyraźnie widać dziury po karczowaniu lasów oraz dewastację środowiska. Destrukcja natury w Polsce jest widoczna na znacznie mniejszą skalę.

Myślę, że Polskę spotkałoby coś podobnego gdybyśmy mieli możliwości takie jak Chińczycy. W ogóle ten kraj jest pełen paradoksów i sprzeczności. Z jednej strony mamy do czynienia z najwspanialszą na świecie kuchnią chińską, gdzie w każdym posiłku czuć tysiące lat tradycji. Z drugiej Chińczycy odeszli od niezwykle bogatej tradycji kształtowania krajobrazu, harmonijnego współistnienia z przyrodą czy feng shui. To zostało wyparte w trakcie rewolucji kulturalnej Mao Zedonga, a zmiany kontynuowali komuniści. Zaczęto przesuwać pola ryżowe i góry. Fakt, infrastruktura jest okazała, przy autostradach powstają ścieżki rowerowe i pasy zieleni, ale wszystko bardzo przypomina zachodnią Europę. Po tygodniu latania nad Szanghajem nie mogłem zrobić ani jednego zdjęcia, z którego od razu wynikałoby, że jestem w Chinach. Nastąpiła całkowita makdonaldyzacja architektury. Pocieszające jest to, że średni żywot budynków w Chinach trwa 22 lata, a w Europie 75 lat. Mam nadzieję, że w pewnym momencie odwróci się karta.

Tak jak w Chinach tradycją są pola ryżowe, tak w Szkocji torfowiska, które również Pan fotografował. W jednym z wywiadów dla Herald Scotland przyznał Pan, że „torfowiska wyglądają jak obcy na wyspie, jakby ludzie byli gośćmi na tym obszarze”. To oznacza, że człowiek nie może wygrać z siłami natury?

Podejście na zasadzie „co my biedni ludzie robimy z tą ziemią i jak ją niszczymy” to kompletna bzdura. Człowiek jest skazany na wymarcie i z samej natury nie może się pohamować od zmieniania otoczenia. Gdy dojdzie do wielkiej katastrofy to wyginiemy. Natomiast dla natury to żaden kłopot. Minie kilka tysięcy lat i przyroda sama się odbuduje.

Jak Pan przygotowuje się do lotów? To jest nagły impuls czy wiele godzin pracy?

Jak jest dobra pogoda i światło, to po prostu czuję, że muszę lecieć. Ciekawi mnie nowe miejsce za horyzontem, wsiadam i lecę. Czasem wiem dokładnie co mnie czeka, tak jak w przypadku np. kopalni w Bełchatowie. Sprawdzam Google Maps i szukam potencjalnie niebezpiecznych miejsc, patrzę również na podział przestrzeni powietrznej pod kątem np. wojska. Nie można latać nad każdym terenem. Z kolei gdy robiłem zdjęcia z powodzi w Sandomierzu to wiedziałem, że sfotografuję ogrom niszczycielskiej siły.

Podtopiony las krzyży na cmentarzu, ludzie na dachach… co Pan czuje gdy widzi z góry rozmiar tragedii? Nie czuje Pan, żeby rzucić aparat w kąt i po prostu zejść na ziemię, żeby pomóc?

To problem fotografii w ogóle. Ja jednak miałem swoje zadanie i wiem, że te zdjęcia mogły uchronić innych przed tragedią. Mogły pokazać innym ogrom zniszczeń co spowodowałoby przyjazd wolontariuszy do Sandomierza. Zdjęcie krzyży na zalanym cmentarzu zrobiłem z dwóch powodów. Po pierwsze poszła plotka, że Wisła wypłukuje groby i trumny płyną z prądem. Proszę sobie wyobrazić, że traci Pan dobytek i jednocześnie dowiaduje się, że również bliscy na cmentarzu nie mają spokoju. Na szczęście plotka była nieprawdziwa. Po drugie zdjęcia z powodzi przedstawiają najczęściej ewakuację, ktoś kogoś niesie na barana. Strażacy płynący łódką podają powodzianom chleb, a rodziny stoją na dachach. Będąc na ziemi kończy nam się skala, w końcu nie ma możliwości dotarcia w każde miejsce. Natomiast z powietrza jest większa perspektywa i to ona może dotrzeć do ludzi siedzących przed telewizorem. Cmentarze w Polsce są bardzo do siebie podobne, może to skłoni do refleksji ludzi nie dotkniętych tragedią?

Podczas powodzi na sandomierskim rynku zorganizowano wystawę Pana zdjęć. Jaka była reakcja ludzi?

To było niezwykłe doświadczenie. 10 sierpnia 2010 roku przez Sandomierz przechodziła trzecia fala powodziowa, wały wytrzymały. W świat poszła wiadomość że Sandomierz jest zalany. Sam nie wiedziałem czy ktoś z rozpaczy uwiesi mi się na ręce czy da w zęby sądząc, że próbuję coś zyskać dla siebie na ludzkiej tragedii. Wystawa cieszyła się dużym zainteresowaniem mediów oraz turystów, którzy specjalnie przyjeżdżali, żeby ją obejrzeć. Natomiast wieczorem oglądali ją mieszkańcy i niezwykle przeżywali. Z jednej strony mówili o sąsiadach, którym zalało dom. Z drugiej snuli opowieści np. o ratowaniu huty szkła. Przed organizacją wystawy konsultowaliśmy się z psychologiem, który przyznał, że pomoże w dojściu do siebie oraz zrozumieniu z jakim żywiołem mieliśmy do czynienia. Zresztą fotografie wystawiono w jednej z galerii na stałe, na prośbę samych sandomierzan. Dziś jest bardzo trudno wyciągnąć kogoś z domu, żeby poszedł na wystawę.

Zdjęcia z Sandomierza są dla Pana najważniejsze w portfolio?

Są niezwykle ważne. Fotografie poruszyły ludzi, a ja sam przeżyłem niezwykłe chwile. Jednak z teraźniejszych prac dużą wagę mają wspomniane wcześniej „Efekty uboczne”, które znajdą się także na wystawie w Nowym Jorku od 22 kwietnia. Tam zaprezentuję również nowy projekt "Weaving", w którym rekonstruuję moje wspomnienia oraz wrażenia z lotów nad bałtyckimi plażami.

Ten motyw pojawiał się już wcześniej u Pana. Za „Dzień na plaży we Władysławowie” z 2007 roku również otrzymał pan nagrodę World Press Photo.

Ten projekt był dokumentem, gdzie co 30 czy 60 minut robiłem zdjęcia. Ostatecznie wybrałem osiem, a jedynym podpisem była data i godzina wykonania fotografii. Z kolei w Nowym Jorku fotografie będą bardziej przypominać malarstwo i grafikę, będą surowcem do tworzenia prac ze świata i dziedziny sztuk wizualnych.

Zastanawiał się Pan kiedyś nad pracą przy produkcji filmowej?

To ciekawa opcja i jestem otwarty na propozycje. Niemniej zmienił się kształt sceny fotograficznej i filmowej. Za pomocą dronów można uzyskać ciekawy efekt oraz zrealizować swoje cele. Sam nie używam dronów, nie wysługuje się nimi. Dla mnie najważniejsze jest to, aby samemu być w powietrzu, zobaczyć, ocenić, wybrać kadr. A nawet więcej: dla mnie najważniejsze jest latanie, a dron pozbawiłby mnie tej frajdy.

Czuje się Pan w powietrzu jak wolny ptak?

Czuję się, jakbym jedną nogą był mieszkańcem niebios.

Nie odczuwa Pan strachu? Naturalne dla człowieka jest stąpanie po ziemi. Ja patrząc 15 metrów w dół mam nogi jak z waty.

Strach jest potrzebny i jest najlepszą możliwą polisą ubezpieczeniową. Strach nie pozwala na przekroczenie granicy, bo gdy to zrobimy to znajdziemy się w niebiosach obiema nogami. Strach jest wpisany w latanie, dzięki temu czujemy respekt do sił natury.

Kacper Kowalski - fotografie z paralotni: wideo

Rozmawiał: Piotr Bera

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto