Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legendy gdańskie: Czy w Gdańsku były wampiry?

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
W Gdańsku trwa Wampiriada. Obywatele są nakłaniani do oddawania krwi, co jest aktem nie tylko bardzo chwalebnym, ale i użytecznym. A czy w Gdańsku zdarzały się prawdziwe wampiry?

Gdańsk, miejsce krzyżowania się kultur, miał własny, choć niezbyt oryginalny katalog stworzeń nadprzyrodzonych. Tworzenie własnego zestawu legendarnych potworów było całkowicie zbędne w mieście, do którego ciągnęli ze wszystkich stron ludzie chcący poprawić swój byt, przynosząc ze sobą rozmaite podania i legendy. Uzupełniali gdańską mitologię liczni przybysze ze świata, których nigdy właściwie w Mieście nie brakowało, a których opowieści nie raz i nie dwa zagościły na stałe w gdańskiej legendzie.

Gdańskie wampiry

Gdańskie wampiry były jednak nieco inne od tych, które znamy z filmów o Drakuli i z Sagi Zmierzch. Nie były bynajmniej eleganckimi (czy wręcz atrakcyjnymi) osobnikami, wiodącymi z pozoru normalne (a czasem nawet uprzywilejowane) życie, a jedynie od czasu do czasu wyruszającymi na łowy w poszukiwaniu potrzebnej im do życia krwi. W odróżnieniu od wampirów hollywoodzkich nie rozprzestrzeniały wampiryzmu, ani nie gryzły ofiar w szyję. Nie zanotowano także by nasze wampiry umiały chodzić po ścianach, obdarzone były nadnaturalną siłą, zdolnością telekinezy, wieczną młodością, czy czymkolwiek innym, co w przypadku z filmowych wampirów czyni indywidua nieprzeciętne i pociągające.

Gdański wampir (mylony czasem z wilkołakiem) był postacią ze wszech miar tragiczną. Z powodu tego czy innego paskudnego postępku za życia, człowiek, któremu fatum wyznaczało rolę gdańskiego wampira, nie mógł zaznać spokoju w grobie, ani trwale rozdzielić duszy od pogrzebanego ciała. Biedaczysko musiał wyłazić o północy z mogiły, by szukać po świecie tego, czego potrzebują wszystkie wampiry, by przetrwać – krwi.

Gdański wampir wyłaził tedy z grobu by włóczyć się po okolicy, poszukując istoty na tyle bezbronnej by, nie ryzykując własnej namiastki życia, mógł upić z niej nieco życiodajnych soków. Najczęściej łupem wampira padało w okolicy Gdańska bydło, którego gospodarz nie zamknął na nic w oborze, albo nie zabezpieczył obory w sposób uniemożliwiający wampirzą infiltrację. Znajdowało się potem rano ledwo żywą krowę, ze śladami pokąsania.

Niektórzy jednak przedstawiciele wampirzego rodu w naszej okolicy zachowywali się znacznie bardziej bezczelnie. Zdarzało się bowiem, że taki wampir przedostawał się do alkierza i kładł się w łóżku obok śpiącego człowieka. W takich wypadkach ofiara, która zazwyczaj nie przeżywała takiej wizyty, znajdowana była rankiem bez jakichkolwiek śladów przemocy, poza maleńką raną w okolicy serca. Gdańskie wampiry nie gryzły, jak to wyżej wspomniałem, swoich ofiar w szyję, rozbryzgując wszędzie litry krwi. Przysysały się do piersi żywiciela, by prosto z serca wypompować życiodajną krew.

A jak radzono sobie z wampirami?

W Gdańsku nie stosowano przeciw wampirom czosnku, święconej wody, srebrnych kul, czy osikowych kołków. Legenda opowiada, że zdarzyło się kiedyś, że znaleziono martwą młodą kobietę z charakterystyczną raną w okolicy serca. Wobec braku jakichkolwiek innych poszlak co to przyczyn śmierci denatki, zarządzono przegląd cmentarzy. Specjalna komisja odnalazła wkrótce grób, który wydawał się zupełnie świeży, mimo, że pochówek miał miejsce ponad rok wcześniej. Sprawa była jasna: wampir!

Grób rozkopano, a po otwarciu trumny znaleziono w nim nadspodziewanie dobrze zachowanego nieboszczyka, który na martwych wargach miał całkiem jeszcze świeże ślady krwi. Wtedy odpowiednio obznajomiony z procedurą postępowania z wampirami obywatel sprawnym ciosem ostrego szpadla odciął zwłokom głowę. Dał się słyszeć głuchy jęk, a następnie zwłoki rozpadły się w proch.

Szczątki ludzkie noszące ślady postępowania przeciwwampirycznego znajduje się regularnie w ramach badań archeologicznych. Przez całe wieki ludzka ciemnota dopuszczała się profanacji zwłok osób, które uznano za "nieumarłych" odrąbując im głowy, wbijając w nie gwoździe, układając martwe ciała twarzą ku ziemi, przebijając drewnianymi kołkami i przy pomocy różnych innych technik. Kilka grobów ewidentnych wampirów znaleziono nie tak dawno podczas prac archeologicznych na krakowskim rynku, który, co wiadomo od dawna, założony został w miejscu, które było wcześniej cmentarzem.

Bujda z zamierzchłej przeszłości?

Wydawałoby się, że nikt przy zdrowych zmysłach już w wampiry nie wierzy. A jednak. Kiedy postanowiono, że wydobyte z ziemi przy kopaniu rowu pod wodociąg w Krakowie ludzkie szczątki mają zostać z szacunkiem złożone w krypcie Kościoła Mariackiego, znalazł się pewien obywatel, który postanowił zaprotestować. Wraz z grupą jemu podobnych miota się od pewnego czasu po Krakowie z plikiem kartek, na których zbiera podpisy pod kategorycznym żądaniem, by "wampirów" nie umieszczać w świętym miejscu (Kościele Mariackim). Najlepiej, zdaniem krakowianina, stałoby się, gdyby szczątki "nieumarłych" wywieziono w ogóle z Krakowa.

Wampiry odeszły już dawno do przeszłości i legendy. Bezgraniczna ciemnota, która w imię idiotycznych zabobonów przez całe wieki dopuszczała się ohydnych zbrodni na żywych i umarłych, trwa widać w najlepsze.

Czytaj też:

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto