Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Legendy gdańskie: Młyński kamień w miejskich murach

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Legenda o młynarzu, przykrych skutkach nadużywania alkoholu, o tym skąd wziąć kamień węgielny i że trzeba uważać co się mówi.

667 lat temu, w marcu 1343 r., wmurowano kamień węgielny pod budowę ceglanych fortyfikacji Głównego Miasta. O okolicznościach tego ważnego dla kształtu Gdańska faktu pisałem rok temu, przy okazji 666. rocznicy. Nie wiadomo skąd wzięto ten tak ważny i symboliczny kamień. Istnieje jednak w gdańskiej tradycji legenda, która może rzucić nieco światła na tę sprawę.

A było to tak...

Tak dawno, że sama legenda nie potrafi podać dokładnej daty, pewien młynarz z okolicy Gdańska wybierał się do Miasta na targ. Oprócz licznych zakupów, które zrobił dla siebie i jeszcze liczniejszych nakazanych przez małżonkę, zamierzał kupić rzecz dla młynarza bardzo ważną. Był nią nowy kamień do młyna. Poprzedni, którego dotychczas używał, odziedziczony po ojcu i dziadku, zużył się już zupełnie i od dawna więcej już zgrzytał niż mielił. Zaprzągł więc pewnego dnia wóz, skrzętnie ukrył pod ubraniem sakiewkę z pieniędzmi i ruszył do Gdańska.

Targ w Gdańsku był atrakcją samą w sobie. Wszystkie wiejskie targi i jarmarki nie mogły się z nim równać w najmniejszym nawet stopniu. Tam zawsze sprzedawano to samo. Tu, w Gdańsku spotkać można było i kupić rzeczy, których próżno byłoby szukać gdziekolwiek indziej w okolicy. Niektóre z oferowanych towarów, nie miały jeszcze nawet nazw. Na targu w Gdańsku zobaczyć też można było zamorskich kupców w dziwnych strojach, posługujących się jakimś przedziwnym językiem, który w niczym nie przeszkadzał im w zawieraniu transakcji. Język handlu jest uniwersalny, a pieniądz i towar nie uznają granic między państwami i narodami. Można było kupić, sprzedać, zjeść, napić się, popatrzeć na występy ulicznych sztukmistrzów – a wiec połączyć przyjemne z pożytecznym.

Nowy kamień

Po kupieniu wszystkiego, czego potrzebowało jego gospodarstwo i podobnej ilości tego, czego potrzebowała jego żona, młynarz udał się do kamieniarza. Widział już wcześniej u niego piękne, wykute z białego piaskowca, żłobkowane kamienie młyńskie. Tego dnia zastał w kamieniarskim warsztacie trzy zupełnie nowe, błyszczące świeżością kamienne tarcze. Gdyby był jeden, młynarz załadowałby go na wóz, zapłacił i odjechał. A tak miał dylemat. Który wybrać? Spędził u kamieniarza ponad godzinę. Słońce dawno już minęło południe. W końcu pomocnicy rzemieślnika z trudem załadowali nabytek na młynarski wóz, młynarz zapłacił, wychylił pucharek z mistrzem "żeby kamień dobrze mielił" i ruszył w drogę powrotną do domu.

Zaraz po wyjechaniu z Gdańska mijał gospodę, specjalizującą się w obsłudze targowych gości. W jej obejściu dostrzegł kilku znajomych, którzy znad kufli pełnych piwa, kiwali na niego zachęcająco, zapraszając go do pokrzepienia się przed podróżą. Do tak słusznego zachowania nie trzeba było młynarza nigdy specjalnie długo namawiać, zatrzymał więc konie, by wstąpić "na jednego". Był jeden, potem drugi i trzeci, aż słońce zrobiło się czerwone i powoli zaczęło zbliżać się do horyzontu. Cóż było robić? Młynarz pomyślał, że dziura się w niebie nie zrobi, jeśli przenocuje w gospodzie, a w podróż do domu, po bardzo kiepskiej i niebezpiecznej drodze, ruszy dopiero nazajutrz, za dnia i wypoczęty.

Słowo się rzekło...

Wyprzągł konie z wozu i odprowadził je do stajni. Pakunki z zakupami kazał zanieść do wynajętej na nocleg izby. Zapytany zaś o młyński kamień ze śmiechem oświadczył, że jeśli ktoś jest dość silny, by go unieść, to może go sobie wziąć. Dokończył któryś z kolei kufel piwa i, czując gwałtowne znużenie, udał się na zasłużony odpoczynek. Rano czekała go niemiła niespodzianka. Wóz był pusty. Ktoś ukradł jego kamień!

Zagadka zniknięcia młynarskiej własności rozwiązała się bardzo szybko. Okazało sie, że dowcipni współbiesiadnicy, słysząc wieczorne oświadczenie młynarza, ruszając do swoich domów w Gdańsku, zwlekli kamień z wozu i zatoczyli go do Miasta. Wszyscy słyszeli, jak młynarz darował kamień komuś, kto da radę go sobie wziąć, więc nie mógł żądać zwrotu ani mieć pretensji, że jego żartobliwe oświadczenie przyniosło mu nieoczekiwaną stratę.

Kamień, jako symbol ulubionej w Gdańsku maksymy, mówiącej o sile tkwiącej we wspólnym, zgodnym działaniu, wmurowano w miejskie fortyfikacje. Być może właśnie ten młyński kamień stał się kamieniem węgielnym, którym w marcu 1343 r. uroczyście rozpoczęto budowę gotyckich murów obronnych Gdańska. Kto wie...

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto