Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Muzyka jak talizman". Z Wojtkiem Mazolewskim o tym, jak ważna może i powinna być muzyka

Redakcja
"Muzyka jak talizman". Z Wojtkiem Mazolewskim o tym, jak ważna może i powinna być muzyka
"Muzyka jak talizman". Z Wojtkiem Mazolewskim o tym, jak ważna może i powinna być muzyka materiały prasowe
Wojtek Mazolewski nawet w trudnych sytuacjach szuka plusów. Dlatego w pandemii wziął gitarę i stworzył muzykę. Tak powstała płyta „Yugen", która o mało, co nie trafiła do… szuflady. Jak to było dokładnie, opowiedział nam tuż po jednym z koncertów na trasie.

Twój koncert, ten na którym byłam, rozpoczęły takie słowa: bawcie się, cieszcie się, róbcie, co chcecie. To cel, jaki niesie twoja muzyka – żeby ludzie znaleźli w niej ukojenie i poczuli się lepiej?

- W zasadzie tak. Chodzi o to, żeby uspokoić umysł, żeby poczuć spokój, a umysł rozluźniony dobrze czyta przestrzeń i zazwyczaj prowadzi nas tam, gdzie trzeba. Już przy pierwszej płycie powiedziałem przy jednej z piosenek, że dla mnie ta muzyka jest lekarstwem, jest talizmanem, jest wehikułem czasu i może mnie przeteleportować, gdzie tylko chcę, i stanowi dla mnie źródło inspiracji i mocy.

Ta muzyka czy każda muzyka?

- Generalnie dla mnie muzyka jest medium. Czy ja jej zażyję na płytach, czy będzie to granie dla siebie w domu, czy próby z przyjaciółmi, czy koncerty dla publiczności, to zawsze muzyka pozostanie medium. Zawsze robię z muzyką to, czego potrzebuję w danym momencie. Moja muzyka zawsze jest wolna i na koncercie też robimy to, co chcemy. Opowiadamy tu i teraz, bo każdy dzień jest inny, każdy przynosi nam inne rzeczy, każdy koncert też jest inny, nawet jeśli gram te same piosenki.

Płyta „Yugen2 – Jestem” powstawała w czasie pandemii, w trudnym momencie dla artystów, kiedy to, co jest kwintesencją ich pracy, zostało im odebrane. Jakie myśli towarzyszyły ci podczas pracy nad płytą?

- Myślę, że każdy, bez wyjątku, miał swoje problemy i nie trzeba muzyków jakoś szczególnie traktować, ale znając swoje problemy czy problemy innych osób, z pewnością mogę powiedzieć, że dla muzyków to nie był łatwy czas. Rzeczywiście całkowite wykluczenie nas z pracy, mimo że niektórzy pracowali nad różnymi projektami w domu, stało się dla mnie przyczynkiem, żeby zacząć szukać jakiegoś rozwiązania w tej sytuacji. Trochę grałem dla siebie, żeby się podbudować, dodać sobie energii. Ale myślę, że pomimo wielkiego cierpienia, jakie spotkało każdego z nas, był to czas, który dostaliśmy do zredefiniowania wielu rzeczy w naszym życiu. I to wydaje się być pozytywnym aspektem tego czasu.

Takie wydarzenia prędzej czy później przynoszą jakiś pożytek, którego zazwyczaj na początku nie dostrzegamy. Myślę, że w przypadku pandemii dostaliśmy szansę, żeby zastanowić się, jak chcemy żyć, jaki chcemy tworzyć świat. Podczas pandemii bardziej skupiliśmy się na kontakcie z naturą, czuliśmy, że ona daje nam spokój, harmonię. Może więc zaczniemy w końcu wywierać silny wpływ na rządzących, na korporacje, żeby lepiej dbali o naszą planetę, o sprawiedliwy podział dóbr. Może czas przestać eksplorować naszą ziemię bez sensu i dbać tylko o własny zysk. Zachować świat w najlepszej formie i zostawić go naszym dzieciom.

Ten trudny czas pozbawił was kontaktu z publicznością i nie mieliście feedbacku do tego, co robicie.

- Po raz kolejny w życiu pomogło mi siedzenie z gitarą. Nie uczestniczyłem w koncertach online, ale z przyjemnością włączyłem się w jeden z takich koncertów, który był organizowany dla ratowania jednego z klubów w Warszawie, ponieważ dotyczyło to naszego środowiska i miejsca, które dobrze znam. Na tym koncercie po raz pierwszy zaprezentowałem rzeczy, które wcześniej grałem w domu, ale wtedy poprosiłem Joannę Dudę, żeby zagrała ze mną w duecie, i to były narodziny projektu „Yugen”. Później nagraliśmy ten materiał i uznaliśmy, że może trafi do jakiejś szuflady, ale efekt nas tak zaskoczył, że zmotywowało to nas do tego, żeby się tym materiałem podzielić z innymi. To przynosi teraz owoce i cieszę się, że coś, co robiłem zupełnie na boku, stało się ważnym projektem. To powstało z serca, było bardzo autentyczne. Sięgnąłem po proste piosenki, które są otwarte na improwizacje przy takim składzie jak mój. Z przyjemnością w to wszedłem i dzisiaj wszyscy się tym cieszymy.

To tworzenie „na boku” z niepewnością, ile to wszystko potrwa, nie było dołujące?

- Nie, nikt nie wiedział, ile to potrwa, ale mam zaufanie do przestrzeni. Wszystkie twoje myśli są jak chmury, które przeminą i nie ma się co za bardzo w to wkręcać. Jak już odnalazłem spokój, grając swoją muzykę, to czekałem na to, kiedy wrócimy. Na początku myślałem, że jak wrócimy, to odpalimy kwintet, Pink Freud, ruszymy w trasy i tak dalej, ale się okazało, że mam coś nowego, że to, co powstało w trakcie pandemii, jest po prostu potrzebne. Nie pozostało mi nic innego, jak być otwartym na rzeczy, które są tak inne od tego, co wcześniej robiłem i pozwolić temu żyć.

Jesteś częścią trójmiejskiej sceny yassowej. W jakie kierunki muzyczne najchętniej odchodzisz, patrząc dzisiaj z pewnej perspektywy na swoją karierę?

- Jak daleko odszedłem? Do zadanie raczej dla was, dziennikarzy i krytyków. Tak naprawdę zawsze robiłem swoją muzykę. Scena yassowa w naturalny sposób wytraciła swój impet, a ja z zespołem Pink Freud tego nie straciłem. Później jeszcze doszedł kwintet i rozwinął energię i mit wolnościowy, odarte z jakiegokolwiek szufladkowania. Robię to, co czuję, tak rozumiem rolę artysty w społeczeństwie. Musimy mówić prawdę bez względu na to, jaka by ona nie była.

Czy szufladkowanie artystów ma w ogóle sens?

- Ja tego nie potrzebuję i gram muzykę taką, jaka ono, jest i nie muszę tego nazywać. Moją formą wypowiedzi jest muzyka i świat dźwięków. Nie mogę się wypowiadać za innych. Może innym to pomaga. Ja za każdym razem namawiam do tego, żeby odczuwać muzykę sercem. Rozumieć, że to jest przekaz twórczej kreatywności, że trzeba posłuchać tej muzyki na żywo. Ludzie bez względu na wiek, na przynależność do grupy społecznej, odczuwają to samo i ta muzyka na nich działa. To czasami bywa przyjemne, że ludzie, słysząc muzykę sami, nadają jej nowe znaczenie, nazywając ją po swojemu.

A czy odczuwanie sercem jest ważne również wtedy, kiedy dobierasz sobie partnerów muzycznych, kompletujesz skład do różnych projektów?

- Tak, oczywiście. Dla mnie muzyka jest drogą duchową. Lubię grać z ludźmi, nie z instrumentami. Szukam ludzie, którzy rozumieją, że to, co robimy, nie może podlegać żadnym ograniczeniom. Jeżeli ktoś wprowadza do projektu zbyt dużo elementów biznesowych, na pewno trudno mu będzie być moim partnerem. I choć znam wielu ludzi na tej scenie, to dzisiaj już z nimi nie pracuję, dlatego, że za bardzo są uwiązani w to, kim są i jacy są, a nie są spontaniczni tu i teraz.

materiały prasowe

Wojtek Mazolewski - polski gitarzysta basowy i kontrabasista jazzowy, jeden z współtwórców yassu. Zanim rozpoczął swoją przygodę z muzyką improwizowaną, grał punk rocka. Występował w formacjach yassowych takich jak: Inżynier Kaktus i Arythmic Perfection. Zyskał popularność jako lider zespołów Pink Freud, Bassisters Orchestra, Freeyo, Wojtek Mazolewski Quintet.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Muzyka jak talizman". Z Wojtkiem Mazolewskim o tym, jak ważna może i powinna być muzyka - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto