MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Nagle stałem się niepotrzebny

Maciej Polny
- Kiedyś jeden z moich byłych współpracowników zaproponował mi, że będą dostawał pieniądze pod stołem. Muszę tylko zrezygnować z funkcji prezesa. A wszystko rozejdzie się po kościach. Mieli podobno kwity.

- Kiedyś jeden z moich byłych współpracowników zaproponował mi, że będą dostawał pieniądze pod stołem. Muszę tylko zrezygnować z funkcji prezesa. A wszystko rozejdzie się po kościach. Mieli podobno kwity. Kłamali i cały czas czegoś na mnie szukają. I nie mogą znaleźć. Nie znajdą, a ja dalej będą robił swoje. Niech zazdroszczą, że to ja zorganizowałem z pompą Ligę Światową siatkarzy w Polsce. I ściągnąłem sponsorów do związku. Nagle zapomniano, co było przed moim przyjściem. Wielkie g.... - mówi prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej, Janusz Biesiada. Długo namawialiśmy byłego siatkarza Stoczniowca. W końcu zgodził się na szczerą rozmowę.

- Kilka lat temu polska siatkówka znajdowała się w odwrocie. Wiele osób uważało, że to właśnie prezes Janusz Biesiada, postawił ten sport na nogi. Jednak ostatnio działał, a nawet nadal działa na szkodę związku.

- Moim adwersarzom nie podoba się, że jestem z Gdańska. I odniosłem sukces z Ligą Światową. Stąd wziął się negatywny szum wokół mojej osoby. Tymczasem jak na razie nikt niczego mi nie udowodnił. Teraz rzeczywiście jestem niepotrzebny. To smutny wniosek. Murzyn zrobił swoje. Do związku przyszedłem w 1998 roku. Kiedy legł niemalże w gruzach. Biurka podparte książkami i jeden komputer. Nie było pieniędzy, struktury organizacyjnej. Zebrałem grono młodych, ambitnych ludzi, dążących do sukcesu. Zorganizowaliśmy takie "małe przedsięwzięcie" jak Liga Światowa siatkarzy i związek powoli zaczął stawać na nogi. Pojawiły się jednak pieniądze. Z czasem coraz większe. I każdy chciał się podczepić, nagle widząc w tym interes. Zaczęły się walki podjazdowe, trenersko-zawodnicze. I ucierpiała na tym siatkówka. Zwłaszcza sukces sportowy. Bo byliśmy naprawdę blisko. Gdyby chłopakom - do 2000 roku daliby się zabić za osiągnięcie celu sportowego - ktoś nie zrobił wody z mózgu, dzisiaj związek znajdowałby się w znakomitej formie. A co najważniejsze siatkarze regularnie by wygrywali.

- Jak udało się panu "rozkręcić" w Polsce rozgrywki ligi światowej?

- To mój pomysł. Włożyliśmy mnóstwo zapału. Teraz biorą z nas przykład chociażby podczas Pucharu Świata w skokach narciarskich. Tam pracują zresztą nasi ludzie. Sam zabiegałem o sponsorów, o telewizję. Co roku kosztuje mnie to wiele nerwów i czasu. Poświęcam na pracę w związku 12 godzin dziennie. Pytam się, czy mogę być prezesem społecznym? Zarząd związku na posiedzeniu w 1998 roku powierzył mi organizację LŚ. Zażyczyłem sobie dobrego kontraktu. Gwarantowanego i długoterminowego. Spodziewałem się, że po trzech latach "przyjaciele" spróbują mnie wykiwać. I nie pomyliłem się. O czym świadczą ostatnie wydarzenia. Można powiedzieć, że moje zarobki, wynikające z ze sprzedaży biletów są szokujące. Ale przecież wystarczy podzielić 120 tys. zł - przez dwanaście miesięcy. I naprawdę daje to skromną sumę przy zarobkach, jakie mieli reprezentacyjni trenerzy. Na początku otrzymywali po 800 zł. Później ponad 20 tys. zł miesięcznie. Ci, którzy teraz najbardziej krzyczą. Krytykują mnie. Oni także wymyślili, by LŚ wyprowadzić ze związku. Tutaj chodzi tylko o pieniądze, których nie byłoby, gdyby nie mój trud!

- Polska siatkówka jeszcze kilka lat temu opierała się na męskiej reprezentacji. Tymczasem do głosu doszły nasze kobiety. Nastąpiło to w momencie, kiedy nikt tego się nie spodziewał.

- Powiem prawdę, że ze startem w ubiegłorocznych mistrzostwach Europy wiązaliśmy nadzieje medalowe. Trzon naszego zespołu stanowią siatkarki od lat występujące w zagranicznych klubach. A więc doświadczone i zdolne wygrywać z najlepszymi. Trener Andrzej Niemczyk miał za zadanie przede wszystkim przekonać te najstarsze do gry z orłem na piersi. Udało się! A sukcesy sprawiły, że przez najbliższe kilka lat będziemy mieli możliwość gry z najlepszymi. Mamy drużynę. Nie licząc Śliwy, Świeniewcz i Niemczyk- Wolskiej, z pozostałych najstarsza jest 24-letnia Glinka. Nasza wizytówka. Jedna z najlepszych siatkarek świata.

- W ostatnim turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Baku nie mieliśmy powodów do radości. Skrytykowana została taktyka trenera Niemczyka. Czy słusznie?

- Przecież nie wyszedł nam tylko jeden mecz. W półfinale z Turcją, kiedy rywalki zagrały wręcz genialnie. Nie można winić trenera, zawodniczek. Poziom europejskiej siatkówki, zwłaszcza w czołówce, jest bardzo wyrównany. Nie zapominajmy, że podczas ME, tie-break i zaledwie punkt, zadecydował, że mogliśmy grać o medale.

- Co się stało z naszymi siatkarzami? Drużynie, którzy za młodu ogrywała wszystkich. Grupa Ireneusza Mazura, zdobyła medale we wszystkich kategoriach młodzieżowych. Dwa złote, w ME i w MŚ.

- Na drużynie z jednego pokolenia zawsze trudno buduje się silny zespół. Tak nie jest w przypadku naszych siatkarek, drużynie wielopokoleniowej, gdzie najstarsze zawodniczki niczego dotąd nie zwojowały w reprezentacji Polski, nie tylko w seniorkach. Do ostatnich ME...Inny powód to kłopot z trenerami. Tak naprawdę Niemczyk jest szkoleniowcem z importu. Pracował w Niemczech i w Turcji. U nas przyjęło się, że za trenerką biorą się byli reprezentanci Polski, którzy przyjechali po zagranicznych wojażach. I nie sprawdzają się. Dlatego musimy rozpocząć ściąganie technologii pracy z reprezentacją z zagranicy. Innej drogi nie ma.

- Tymczasem siatkarze mają jeszcze szansę na wyjazd do Aten. A siatkarki? Czy pańskie kontakty z prezydentem światowej federacji wystarczą, by nasze dziewczyny także zagrały w turnieju interkontynentalnym?

- Wiele osób patrzy na Acostę jak na dyktatora, zwłaszcza przez pryzmat obrony przez niego, mojej osoby. Tymczasem prezydentowi zależy na promocji siatkówki na świecie. W tym celu podejmuje szereg kontrowersyjnych decyzji. W naszym przypadku docenił wkład pracy. Na wiarygodność pracowalIśmy przez kilka lat. Ale czy w sytuacji, w jakiej znalazły się siatkarki, można coś zrobić? Odpowiem inaczej. W 2002 roku nasi siatkarze nie zakwalifikowali się do mistrzostw świata, ale ostatecznie pojechali na tą imprezę. Resztę proszę sobie dopowiedzieć. I teraz nagle mój pomysł na prowadzenie związku jest też dobry, bo mogę się starać o rzecz niemożliwą. Zrobiłem wszystko, byśmy taką szansą otrzymali. Czas pokaże. Ja na pewno przeżyję jeszcze kilka pięknych chwil jako prezes związku. Bo w naszym środowisku siatkarskim brakuje niektórym rozumu. Zrobiono ze mnie złodzieja, zbója. Od dwóch lat mnie "prześwietlają". Począwszy od spraw prywatnych. I co? Nadal pracuję. Z zadłużenia związku pozostało 27 tys. zł. A pracownicy z prokuratury czy innych instytucji, odwiedzający związek, częściej mniej przepraszają za to całe zamieszanie niż oskarżają.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

STUDIO EURO PO HOLANDII

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto