Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Nowy Port: Po co komu dworek

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Spacerując nad brzegiem Martwej Wisły wspominam zawsze właścicieli dworu i to wszystko co zrobili dla Nowego Portu.

Temat stanu zabytków w Gdańsku powraca jak bumerang. Powraca nie dlatego, że jest taki ciekawy, ale dlatego, że nie wiele lub zgoła nic nie robi się by ten, czy ów zabytek przynajmniej zabezpieczyć przed niszczącym zębem czasu, czy głupotą ludzką, od wandali poczynając, a na szacownych urzędnikach kończąc.

Skoro zagrożone są zabytki położone tuż obok "świętych" tras turystycznych, co dopiero mówić o tych, które znajdują się daleko od centrum, a ich charakter i położenie daje im słabe możliwości ekspozycji, a zwłaszcza w miarę sprawnej amortyzacji nakładów poczynionych na zagospodarowanie. W takich bowiem żyjemy czasach, że to, co mniejszym lub większym cudem dotrwało z przeszłości do naszych czasów, rozpatrywane jest w kategoriach zysku i straty. Świadczy to jak najgorzej o nas i naszych czasach.

Świadek początku

Przykładem zabytku, który stanowi jedno z najstarszych istniejących materialnych świadectw tożsamości i historii dzielnicy Gdańska jest dwór przy ulicy Starowiślnej w Nowym Porcie. Budynek i jego otoczenie pamiętają bowiem czasy, kiedy otoczenie naprzeciw Wisłoujścia kształtowała się portowa miejscowość, która z czasem miała się stać Nowym Portem jaki znamy. Wyraz "znamy" jest tu nieadekwatny - lepiej byłoby napisać "o jakiego istnieniu wiemy", ponieważ wiedza na temat tego najbardziej portowego fragmentu Gdańska w powszechnej świadomości nikła bądź zgoła żadna.

Na przełomie XVIII i XIX w. istnienie Nowego Portu, jako osiedla portowego, i to nie byle jakiego, bo mającego konkurować z samym Gdańskiem, było już faktem. Program zmuszenia Miasta do uległości względem pruskiego króla, zakładał otoczenie go sprawnymi, bo nowoczesnymi ośrodkami gospodarczymi. Preferencyjne warunki, stworzone przez Prusaków, pomóc im miały podjąć skuteczną konkurencję z mocno już pokrytym kurzem wieków Gdańskiem.

Jeszcze zanim nastał czas chaosu, eufemistycznie określany zwykle jako "epoka napoleońska", Nowy Port, pozbawiony funkcji konkurencyjnej względem portu na Motławie po tym, jak Gdańsk poddał się Prusakom w 1793 r., stopniowo stawał się rzeczywiście nowym, gdańskim portem. Dwór przy Starowiślnej 2 jest właśnie obiektem, przy którym można wspomnieć tamte czasy, bo właśnie wtedy powstał. Początkowo należał prawdopodobnie do rodziny Broschki, jednej z beneficjentów pruskiego programu konkurencji gospodarczej dla Gdańska. Z czasem przeszedł w ręce Fischerów, właścicieli położonego tuż obok browaru. Był częścią pięknej posiadłości, przywodzącej na myśl "Ziemię obiecaną" Reymonta: z przodu uroczy dworek, a za nim monumentalna fabryka. Tuż obok miał swoje place drzewne inny przedsiębiorca związany z Nowym Portem - Philipp Albrecht.

Kapitaliści - filantropi

Tym właśnie ludziom, ich gospodarczym konkurentom i tysiącom ich bezimiennych pracowników, zawdzięcza Nowy Port przekształcenie się w nowoczesną (niegdyś) dzielnicę Gdańska. To oni bogacili się, czerpiąc zyski ze swoich świetnie zorganizowanych przedsiębiorstw, ale tymi zyskami dzielili się. Dzielili się z tymi, których los umieścił na tym świecie mniej szczęśliwie, fundowali drogi, szkoły, wodociągi, przytułki. I to nie przed kamerami i by zanotować sukces w zakresie public relations, jak to się dzieje dzisiaj. Robili tak, bo nakazywała im to moralność kręgów społecznych z których się wywodzili, lub do których własnym sprytem się dostali. I było to coś zupełnie normalnego.

A co mieli w zamian? Poważanie, szacunek sąsiadów, niektórzy nawet swoje ulice, które jako niesłuszne zabrano im w 1945 r., kiedy nikogo nie interesowało czemu ktoś jest patronem ulicy, a jedynie czy nie był to, broń Boże, Niemiec. Tak Richard Fischer (po polsku "rybak") stracił ulicę Fischerstrasse, która stała się ulicą Rybołowców. Ktoś pomyślał... śmiać się czy płakać? Philipp Albrecht okazał się równie niegodny ulicy Albrechtstrasse, która stała się Sportową, by już wkrótce być przekazaną pod patronat ubeka, Gronkiewicza, a po półwieczu biednym dokerom, których strajk ów ubek przyjechał tłumić, co nie skończyło się dobrze ani dla niego ani dla nich.

Może później...

Patrząc dzisiaj na stan dworku, w którym mieszkali Fischerowie, gdzie był lokal z wyszynkiem, kiedy słucha się, jak to "może za parę lat"... Dworek to świadectwo czasów, kiedy Nowy Port stawał się Nowym Portem. To jeden z najstarszych budynków w dzielnicy, naprawdę wart tego, by go przynajmniej zabezpieczyć. "Po co?" - spyta ktoś... Ale komuś kto nie rozumie dlaczego warto dbać o ślady przeszłości, nie podejmuję się tego tłumaczyć. Fischer nie pytał "po co", kiedy walczył o sprawy mieszkańców Nowego Portu u władz, kiedy pomagał biednym, kiedy płacił z własnej kieszeni za brukowanie ulic (tak, tych samych, z których płatami znika asfalt).

Dworkowi pisany jest według wszelkiego prawdopodobieństwa los dworu w Migowie i setek innych, podobnych obiektów, które zniknęły, bo "się nie opłacało", "nie było środków", albo nikt się nie zainteresował dlaczego ktoś, komu za psie pieniądze oddano kawałek dziedzictwa narodowego, doprowadza go do ruiny. A pieniądze są, i są to nasze pieniądze, bo to my, swoimi podatkami finansujemy wszelkiej maści budżety. A to na co są wydawane, to już całkiem inna sprawa. Każdemu, kto za parę lat, kiedy dwór się zawali, będzie oburzony, zalecam już teraz wizytę nie tak daleko, bo w Letnicy. Tam zobaczy, na co idą pieniądze, których nie ma na konserwację zabytków.

Zobacz też:

od 7 lat
Wideo

Polskie skarby UNESCO: Odkryj 5 wyjątkowych miejsc

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto