Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

O "Gustloffie" po raz n-ty

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
65 lat po serii morskich katastrof na Bałtyku, w których zginęły tysiące ludzi, ofiary doczekały się skromnego dowodu pamięci w mieście, z którego część z nich rozpoczęła swoją ostatnią podróż. Nie wszystkim się to jednak podoba.

Jak co roku niektórzy wspomnieli o tragedii, jaka miała miejsce na południowym Bałtyku w styczniu 1945 r. Jak co roku przypomniano o tym, że to nie "Titanic", a właśnie statki i okręty biorące udział w akcji ewakuacji ludzi z terenów zajmowanych przez Armię Czerwoną, mają wątpliwy honor nosić miano największych morskich katastrof w historii. I jak co roku, zaczęło się...

Hasło "Gustloff" wywołuje po ponad półwieczu niesamowite emocje. Co ciekawe, wywołuje je właściwie wyłącznie wśród Polaków. Nie jest oczywiście tak, by inni mieli do morskich tragedii końca wojny stosunek obojętny. Ale "gdzie indziej" wygląda to jednak nieco spokojniej. Pewnie doroczny, styczniowy szum miałby brzmienie dokładnie takie samo jak rok wcześniej i dwa i trzy, gdyby nie doszło do upamiętnienia ofiar w postaci tablicy pamiątkowej. A doszło. I się zaczęło.

A tablica, nader skromna, zawisła na murze kościoła Redemptorystów w Gdyni. Inicjatorami jej zawieszenia były m.in. środowiska obywateli Rzeczypospolitej czujących się Niemcami, w tym rodziny ofiar tragedii sprzed lat. Tablicę wmurowano i poświęcono. Na uroczystości byli obecni inicjatorzy, ale i tzw. "zwykli ludzie", którzy nie opuścili kościoła w oburzeniu, dowiedziawszy się, że tablica będzie święcona.

Wzburzona ludność

Dobrych kilka lat temu, kiedy świadomość tego, co stało się na morzu niedaleko Gdańska w 1945 r. dopiero stopniowo przebijała się do umysłów co bardziej światłych i zainteresowanych czymkolwiek, pozwoliłem sobie na coś, za co później przez wszystkie następne lata zbieram osobliwe wyrazy uznania. Chodziło o wirtualny pomnik ofiar trzech morskich katastrof, który pokazałem internautom w 2003 r. Bezpośrednio po jego umieszczeniu na stronie internetowej i po krótkiej notatce w gazecie, zacząłem dostawać liczne e-maile z protestami, wyrazami oburzenia i wyjątkowo kunsztownymi obelgami pod moim adresem. Mimo upływu lat tego typu informacje o mojej moralności, przyzwoitości, a nawet o pochodzeniu, zdarza mi się nadal otrzymywać od anonimowych przedstawicieli "wzburzonej ludności". Takie było moje zetknięcie się z postawami, z których nieco większą wersją przychodzi się teraz zmierzyć inicjatorom zawieszenia tablicy na gdyńskim kościele i tegoż kościoła gospodarzom.

A o co tak naprawdę chodzi "wzburzonej ludności"? W protestach i opiniach dotyczących upamiętnienia zatonięcia trzech statków/okrętów pod koniec wojny przeważa kilka wyjątkowo paskudnych sformułowań. W swoistej pętli powracają te same przejawy poczucia "dziejowej sprawiedliwości", przywoływane są do znudzenia statystyki, z ilością ofiar hitlerowskich obozów śmierci na czele, a co najbardziej obrzydliwe, pojawia się nacjonalistyczny triumfalizm...

Smutne jest już sformułowanie goszczące przeważnie w pierwszych zdaniach usiłujących udawać bezstronność materiałów prasowych, że o anonimowych wypowiedziach czytelników już nie wspomnę, stwierdzające, że w ramach zatonięcia "Wilhelma Gustloffa", "Goyi", czy "Steubena" śmierć poniosła taka to a taka ilość Niemców. Zaraz przypomina mi się to, co usłyszałem kiedyś od "miejscowego", kiedy próbowałem dokumentować powojenne dzieje jednego ze zniszczonych gdańskich cmentarzy. Starszy pan, nawiązując do mojej uwagi o zbezczeszczeniu i zniszczeniu miejsca wiecznego spoczynku, wyrzekł słowa następujące: "Panie, to przecież tylko Niemcy". Czy więc w lodowatych falach Bałtyku w 1945 tonęli nie ludzie, a Niemcy?

Dalej idą oceny. "Kto wiatr sieje burzę zbiera". Cóż to jest 10.000 przy milionach zabitych w obozach koncentracyjnych? Było nie zaczynać wojny! Na pokładzie byli Polacy? Jakby byli Polakami, nie dostaliby się na pokład. Polskie nazwiska? To zdrajcy, którzy chcieli uciec do Rzeszy. I tak dalej, i tak dalej.

Zaraz potem następuje seria dalszych "żelaznych" argumentów: Niemcy zaczęli wojnę. "Gustloff" nie był statkiem, a okrętem Kriegsmarine. Miał działa przeciwlotnicze na pokładzie. Wiózł kadetów ze szkoły załóg dla U-bootów. Wiózł członków NSDAP, a może i SS. Była wojna. Radziecka łódź podwodna zatopiła transportowiec wroga. Kapitan Marinesko działał zgodnie z "prawem wojennym". Argumenty takie powtarzają się co roku, w niemalże identycznym brzmieniu. Pytanie brzmi: po co? Ktoś, kto zaprzeczałby, że "Gustloff" był okrętem, a nie cywilną jednostką, że płynęli na nim oprócz cywilów żołnierze, a zapewne i zbrodniarze wojenni, że Marinesko nie miał pojęcia o cywilach na pokładzie, że bardzo sprawnie zatopił wrogą jednostkę... nie zasługiwałby nawet na polemikę. Z idiotyzmami się nie polemizuje, bo szkoda czasu.

Ciszej nad tą trumną!

To wszystko prawda. Albo prawie prawda. Prawda okręcie, o żołnierzach, prawda o uzbrojeniu. O sianiu wiatru to już tylko pół prawda. O nazistowskich przekonaniach wszystkich ofiar to prawda trzeciego rodzaju (patrz: Tischner, Filozofia po góralsku). Ale czy to wszystko odbiera tym ludziom prawo do pamięci? Albo inaczej... czy to wolno zapomnieć? Nawet jeśli są ofiarami swoich własnych przekonań (a tylko część z nich można tak zaklasyfikować) to czy wolno zapomnieć o tym dlaczego zginęli? A płynące na statkach dzieci? To też naziści?

Ludzka tragedia jest taka sama jakiegokolwiek człowieka dotyczy. Jeśli tragedii ulega bandyta, zbrodniarz, potwór – można poczuć satysfakcję. Ale co jeśli razem z potworem idą na dno dzieci? Co winne są, ze miały głupich rodziców? Co winne są żony słynnych żołnierzy Wehrmachtu, okupantów Gdyni? Czy ich pytano czy podoba im się wojna? A czy ich mężów pytano?

W tym kontekście język wypowiedzi wszelkiej maści "protestantów", plujących jadem, objawiających niekłamaną satysfakcję z ludzkiej tragedii ("bo przecież oni zaczęli") i domagających się zdjęcia tablicy pamiątkowej ("bo na pokładzie byli żołnierze i hitlerowcy") jest co najmniej obrzydliwy. Jeśli obecność nazistów ma być powodem likwidacji pomnika ofiar tragedii, to należy w te pędy wysadzić w powietrze betonowy pomnik w KL Stutthof, bo i tam, wśród więźniów były rodziny partyjnych dostojników, którzy podpadli Führerowi.

Wrzask, zaistnienie w mediach, demagogia i nieuctwo. Podła satysfakcja z czyjejś śmierci w ramach "dziejowej sprawiedliwości". Odmawianie pamięci ludziom, którzy zginęli, a nie mieli cudzej krwi na rękach... czy tak powinny wyglądać postawy cywilizowanego człowieka początku XXI wieku? Nawet Jahwe, rozgniewany na bezbożność mieszkańców Sodomy, obiecywał Abrahamowi zrezygnować ze zniszczenia miasta, o ile znalazło by się w Sodomie grupę sprawiedliwych. Krzykacze protestu przeciw tablicy poświęconej ofiarom morskich katastrof z 1945 odmawiają im prawa do pamięci z powodu dokładnie odwrotnych proporcji. A zapewne uważają się za chrześcijan... Ciszej nad tą trumną, panowie! Ciszej.

Czytaj też:

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto