Open'er 2012: |
Organizatorzy "upchnęli" drugiego dnia bardzo dużo świetnych wykonawców i trzeba było bardzo się natrudzić, by zobaczyć najciekawsze koncerty, a i tradycyjnie z części trzeba było zrezygnować.
Świetni Dry the River
Niespodziewanie drugim najlepszym (po Bonie Iverze) był występ amerykańsko brzmiących Brytyjczyków z Dry the River, którzy wystąpili już o godz. 19. Folk, brody, gitary, ściana dźwięku i odrobina patosu, ale wszystko idealnie połączone. Aż miło było patrzeć na pasję i zaangażowanie zespołu, który przy okazji pokazał, jak powinno się łapać kontakt z publicznością.
Z braku czasu i konieczności chwili oddechu przed kolejnymi koncertami, postanowiłem zrezygnować z duetu Penderecki/Greenwood i chyba dobrze zrobiłem, bo opinie znajomych i innych dziennikarzy raczej do przychylnych nie należały.
Dzięki tej przerwie można było spokojnie zapoznać się z ofertą gastronomiczną (jak zawsze dominują zapiekanki, kiełbasy i kebaby, ale jest także sporo ciekawych punktów, od kuchni greckiej po tajską i inne) i spokojnie zobaczyć początek koncertu Jamiego Woona, który zaskoczył mnie przearanżowanymi utworami i sporym zespołem, który mu towarzyszył na scenie. Doczekałem się ulubionego "Night Air" i szybki krok w stronę Sceny Głównej, gdzie...
Niesamowity Bon Iver
... Bon Iver potwierdził dlaczego w ostatnich miesiącach obsypywany jest muzycznymi nagrodami. Jeśli koncert może być piękny, to ten Justina Vernona z zespołem z pewnością był. Warto było przedzierać się przez tłum, by być blisko sceny. Z początku zawiódł mnie brak kontaktu muzyka z publicznością, ale z czasem się rozkręcił, by na koniec czuć się już całkiem swobodnie. A muzycznie? Tam po prostu trzeba było być - dotychczasowy numer jeden tegorocznego Open'era.
Ale to jeszcze nie koniec. Gdy po raz pierwszy zobaczyłem rozpiskę godzinową gdyńskiego festiwalu, zmartwiło mnie pokrywanie się koncertów wspomnianego Bona Ivera z Maccabees, na szczęście udało się zobaczyć ponad pół godziny tych drugich i jednego jestem pewien, jeśli wrócą do Polski w najbliższych miesiącach, na pewno będę na ich koncercie. To było po prostu doskonałe gitarowe granie.
No i na koniec mały zawód, a konkretnie Justice. Spodziewałem się dobrej zabawy i imprezowego klimatu (z zachowaniem wszelkich proporcji), a francuski duet momentami po prostu puszczał swoje utwory, a gdy tego nie robił, przesadzał z improwizowanymi przejściami. Ja się zawiodłem, ale z pewnością najwięksi fani i tak byli zadowoleni, że Justice wreszcie przyjechali do Polski.
Nie udało mi się zobaczyć koncertów Major Lazer i Jessie Ware, ale czekamy na Wasze opinie. Jak Wam się podobało na tych dwóch i pozostałych koncertach drugiego dnia?
Kliknij w zdjęcie, żeby zobaczyć fotogalerię:
Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?