Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Śmierć przechytrzyła lekarzy

Dorota Abramowicz
"Chora nie wymaga hospitalizacji" - napisał lekarz ze szpitala na Zaspie w karcie 72-letniej Władysławy Kazimierczyk. Cztery dni później skrajnie odwodniona pacjentka zmarła.

"Chora nie wymaga hospitalizacji" - napisał lekarz ze szpitala na Zaspie w karcie 72-letniej Władysławy Kazimierczyk. Cztery dni później skrajnie odwodniona pacjentka zmarła.

Pan Bolesław podjeżdża na wózku inwalidzkim do meblościanki. Zdejmuje z półki zdjęcie młodej, pięknej kobiety. - Tak wyglądała moja żona - mówi cicho. - Przeżyliśmy razem 48 lat.
Życie Bolesława Kazimierczyka toczy się w czterech ścianach niewielkiego mieszkania we Wrzeszczu. Miażdżyca była przyczyną utraty nogi. Jednak póki żyła żona, pan Bolesław czuł się jej potrzebny.
- Żyliśmy tylko we dwójkę - opowiada, oglądając stare zdjęcia. - Nie mieliśmy dzieci. Pomagali nam wspaniali sąsiedzi. I jakoś to było.
Pani Władysława przed laty zaczęła chorować. Przeszła operację żołądka, później stwierdzono u niej schizofrenię. Mąż jednak pilnował, by regularnie brała leki.
- Bywało, że słabła - wspomina. - Wtedy szła do szpitala, dostawała kroplówkę na wzmocnienie i wracała do mnie, do domu.

W poniedziałek, 18 lutego do Kazimierczyków przyszła sąsiadka, Barbara Kuleszowa. Trochę ogarnęła dom, nachyliła się, by poprawić pościel w łóżku Władysławy.
- Wtedy poczułam, że sąsiadka ma temperaturę - opowiada pani Barbara. - Przyniosłam termometr. Słupek rtęci pokazał ponad 39 stopni!
Z pobliskiej przychodni przy ul. Mickiewicza w Gdańsku-Wrzeszczu w poniedziałek wieczorem wezwano dr Andrzeja Zawadę. Chora nie mogła mówić.
- Wystawiam skierowanie do szpitala - oznajmił doktor. - Jutro rano proszę wezwać karetkę przewozową. Zawiezie żonę do Szpitala Miejskiego na Zaspie.

We wtorek rano pan Bolesław z pomocą sąsiadki ubrał żonę. Karetka zabrała bezwładną kobietę o godzinie 10.10. Pół godziny później mąż zadzwonił do szpitala. Odebrała pielęgniarka. - Prawdopodobnie żona zostanie odesłana do domu - poinformowała pana Bolesława.
- Muszę porozmawiać z lekarzem - poprosił. - Z żoną jest źle, ja jestem inwalidą...
- Niech pan przyjedzie za dwie godziny, doktor na razie nie ma czasu...
Dla człowieka na wózku inwalidzkim zorganizowanie transportu nie jest sprawą łatwą. Na szczęście sąsiad obiecał pomoc. Nie minęły dwie godziny, gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Przyjechała karetka. Wnieśli Władysławę do domu. Położyli na stole książeczkę RUM. Na karcie dr Tomasz Łabuś napisał ,Chora nie wymaga hospitalizacji na oddziale wewnętrznym szpitala." Stwierdził niewielką infekcję, zapisał leki.
Niesprawny mężczyzna pozostał z chorą sam.

Stan pani Władysławy pogarszał się z dnia na dzień. - Żona nie jadła, wszystko wypluwała. Leki też - mówi pan Bolesław. - Nie wiedziałem, jak jej pomóc. W piątek po raz kolejny zadzwoniłem do przychodni. Dr Zawada od razu wezwał pogotowie. Przewieźli żonę do Szpitala Stoczniowego. Tam zajęła się nią dr Maria Kozińska.
- Koleżanka całą noc próbowała ratować chorą - mówi dr Ewa Massalska - Błęcka, ordynator oddziału wewnętrznego szpitala. - Niestety, pacjentka była skrajnie odwodniona, miała obustronne zapalenie płuc.
W sobotę, 22 lutego, o godzinie 8 rano pani Władysława zmarła.
Bolesław do tej pory nie może pogodzić się ze śmiercią żony.
- Lekarz z izby przyjęć wiedział, że była chora na schizofrenię - mówi. - Pewnie uznał, że jest zbyt kłopotliwa dla szpitala. A może nie mieli miejsc...

Dr Tomasz Łabuś od nas dowiedział się o śmierci pani Władysławy.
- To bardzo przykre - stwierdził. - Jednak we wtorek stan pacjentki nie kwalifikował do zatrzymania jej na oddziale. Wprawdzie szpital jest pełen chorych, pacjenci leżą na dostawkach, jednak nie to było przyczyną odmowy przyjęcia. Lekarz pierwszego kontaktu nie napisał na skierowaniu nic o warunkach socjalnych w domu chorej. Rozpoznał anemię i poinformował o chorobie psychicznej pacjentki. Po dokładnym zbadaniu tej pani stwierdziłem lekką infekcję i zapisałem m.in. antybiotyk. Zleciłem podanie kroplówki i nakazałem odwieźć chorą do domu. Jeśli doszło do pogorszenia zdrowia w domu, powinien się tym zająć lekarz podstawowej opieki zdrowotnej.

Dr Andrzej Zawada odpowiada: - Pojawiałem się w domu chorej po każdym wezwaniu ze strony męża. Podczas wizyty domowej nie mogę przeprowadzić dokładnych badań, by stwierdzić np. odwodnienie. Mogłem tylko wystawić skierowanie do szpitala, co też dwukrotnie uczyniłem. Na skierowaniu nie pisałem o warunkach socjalnych w domu pacjentki, bo tam nie ma nawet na to miejsca. Zrobiłem wszystko, co mogłem...

Po pochowaniu żony Bolesław Kazimierczyk zastanawiał się, czy o sprawie nie zawiadomić izby lekarskiej. Potem jednak zrezygnował...
- Nie mam już siły - mówi. - I nadziei.
Siedzi sam w domu. Na zewnątrz nie wychodzi od czasu, gdy jego wózek przewrócił się na sześciu schodkach, dzielących windę od drzwi wyjściowych. Te sześć schodów to granica samotności owdowiałego człowieka.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto