MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Szlachcic, który pracował w stoczni

Kazimierz Netka
Maciej Soldenhoff i jego herb rodowy.
Fot. Grzegorz Mehring
Maciej Soldenhoff i jego herb rodowy. Fot. Grzegorz Mehring
Na poddaszu zabytkowej wozowni w centrum Gdańska pracuje niejaki baron, a po matce: hrabia, Maciej Soldenhoff. Na pytanie, czy używa tytułów, zaprzecza.

Na poddaszu zabytkowej wozowni w centrum Gdańska pracuje niejaki baron, a po matce: hrabia, Maciej Soldenhoff. Na pytanie, czy używa tytułów, zaprzecza.

- To niedopuszczalne merytorycznie - uzasadnia artysta fotograf. - Nie moją zasługą jest, że znalazłem się na tym świecie. Człowiek powinien reprezentować to, kim jest w rzeczywistości. Swoje dokonania, a nie rodziców.
Jego miejsce pracy znajduje się blisko Ratusza Nowomiejskiego, niegdyś siedziby klubu "Żak", a obecnie - Rady Miasta Gdańska. W tym miejscu znajdowała się siedziba Komisarza Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej w Wolnym Mieście Gdańsku. Pierwszy komisarz RP w Gdańsku, hrabia Maciej Biesiadecki, ma dużo wspólnego z Maciejem Soldenhoffem.
- To był mój dziadek przyrodni ze strony mamy - mówi pan Maciej.
W dziejach rodów Soldehoff-Starzeńskich są chwile radosne, ale też bardzo smutne. Za walkę w obronie Lwowa, dziadek został odznaczony przez Piłsudskiego, w 1921 roku. W 1939 roku, gdy zaczęła się wojna, hitlerowcy zapukali do domu w Poznaniu.
- Panie von Soldenhoff, Niemcem pan jest czy Polakiem? - zapytali Maksymiliana. Odpowiedź była wysoce nieprawidłowa.
Dopiero po kilku latach, w ówcześnie warszawskiej kwaterze Soldenhoff, pojawił się żołnierz ze swastyką na mundurze i odczytał komunikat: Maximilian von Soldenhoff został rozstrzelany za zdradę stanu na poznańskim lotnisku Ławica.

Także ojciec mamy, Kazimierz hrabia Starzeński, rodem z Bereski (w okolicach Bieszczad), był związany najpierw zawodowo z armią austro-węgierską, a potem epizodycznie z legionami Piłsudskiego - wspomina pan Maciej.
Po zakończeniu służby wojskowej, zajął się tym, co najbardziej lubił: rolnictwem oraz sportem - i osiadł we wsi Malenin koło Tczewa.
Wojskową przeszłość miał również ojciec Antoni. W okresie okupacji i po niej, działał w konspiracji - w kontrwywiadzie AK-owskiego "Wachlarza". Kapitan Baran - taki miał stopień i pseudonim. W konspiracyjnej "trójce" tropił agentury NKWD wewnątrz AK.
Gdy groziła mu dekonspiracja - otrzymał nową tożsamość - stał się Andrzejem Szczuką.
Pod tym nazwiskiem ojciec pana Macieja żył na Wybrzeżu do lat 70. Pewnego dnia postanowił się ujawnić. Poszedł do sekretarza partii i powiedział:
- Nie nazywam się Szczuka...
Potem nakręcono o nim film "Rdza" w reż. Romana Załuskiego. Andrzeja Szczukę zagrał Zygmunt Hübner. Ten film jest do dzisiaj jednym z najdłużej nie pokazywanych "półkowników" - utworów leżących na półce w magazynach filmoteki z zakazem wyświetlania.
Nazwisko: Szczuka nosił do połowy lat 70. także Maciej. Siostra Agnieszka zmieniła nazwisko po wyjściu za mąż - z prefiksem Soldenhoff.
Do rodowego miana Maciej wrócił w 1974 roku - 10 lat po ukończeniu I LO w Gdańsku.
- Późniejsza żona kazała, jeszcze przed ślubem - wspomina.
Maciej Soldenhoff też ma w swym życiorysie epizod wojskowy. Studiował w warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej.
- W życie cywilne wszedłem z tytułem podchorążego i z zamiłowaniem do mechaniki precyzyjnej. Pracowałem fizycznie w przemyśle stoczniowym, z numerem ewidencyjnym: 62 208, na Wydziale S-5, przy budowie silników okrętowych firmy Burmeister i Wain. Dobrze się tam zarabiało. Potem ta robota mi obrzydła; zdrowiem ją przypłaciłem i przeniosłem się do stoczniowej gospodarki magazynowej. Tak, widziałem, co się dzieje w stoczni, w tych najbardziej dramatycznych latach. W roku 1970 byłem w wychodzącym ze stoczni pochodzie, do którego wojsko otworzyło ogień. Jeden z poległych stoczniowców padł od kuli 20 metrów ode mnie.
Pamiętam, gdy rannego owinięto w prześcieradło i zaniesiono go do stoczniowego szpitala, a krwią, na innym prześcieradle, zrobiono znak Czerwonego Krzyża na chorągwi, którą zawieszono na dachu stoczniowego szpitala przy II bramie.
Stocznia Gdańska, wówczas imienia Lenina - zatrudniała wtedy około 17 tysięcy osób. Z powodu tragicznych wydarzeń w grudniu 1970 roku, przerwa w jej pracy trwała około 10 dni.

Pan Maciej od dawna na świat patrzy z góry. Nie dlatego, że jest zarozumiały. Ziemię obserwuje przez obiektyw aparatu fotograficznego. Na kliszy utrwalił spory kawałek historii Pomorza.
- Fotografowałem Papieża podczas jego wizyty na Zaspie z odległości około 400 metrów, stojąc na loggii ulicy Burzyńskiego - mówi Maciej. - Zdjęcia były tak ostre, że w gigantycznym powiększeniu kadru nawet pierścień Ojca Świętego był widoczny. Robiłem te zdjęcia między innymi radzieckim aparatem panoramicznym Horyzont. Był bardzo przydatny do szerokich planów i miał fenomenalnie ostry obiektyw z wojskowego fotokarabinu lotniczego. Pozwalał robić zdjęcia z niezwykłą ilością rozróżnialnych szczegółów. Później te zaspiańskie fotografie pokazywałem na wystawie w klubie osiedlowym na Żabiance. Nie została mi z nich ani jedna odbitka. Nawet negatywy przepadły, ale zachowały się ich wglądówki. Straciłem wtedy kilkadziesiąt filmów, nie tylko z wizyty Ojca Świętego w Gdańsku. Z pamiętnych dni sierpniowego strajku - od 14 sierpnia 1980, z odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców, z pogrzebu Lecha Bądkowskiego, z budowy papieskiego ołtarza pod dowództwem Mariana Kołodzieja. Wszystko przepadło.
Mimo tych i wielu innych, strat, pan Maciej jest zadowolony.
- Miałem życie filmowe, ciekawe - w którym jednak nikogo nie krzywdziłem. Nie muszę pluć w lustro, gdy przed nim staję. Udało mi się być przyzwoitym i nie świnić innym. Najbardziej jestem dumny ze swych córek, największego dzieła życia, którego spełnieniem jest mój wnuk - Szymon.
O von Soldenhoffach Niemcy pamiętali także po II wojnie światowej. O zdolnościach ojca Macieja - Antoniego również. W latach osiemdziesiątych padła propozycja ze strony dwóch niemieckich firm okrętowych:
- Przyjeżdżajcie państwo. Zapewniamy wszelką pomoc.
Wtedy zaprotestowały dzieci. - Chociaż jesteśmy z pochodzenia Niemcami, to awersję do Teutonów wpojono nam w szkołach - mówi Maciej. Baron Maciej Soldenhoff lubi jednak niemieckie produkty - jeździ z upodobaniem już 15-letnim Wartburgiem z silnikiem Golfa i fotografuje wyłącznie niemieckimi przyrządami renomowanych firm.
- Ten Wartburg i te aparaty są najlepsze dla mnie, bo na inny samochód mnie nie stać, a fotopstryki są po prostu niezawodne - wyjaśnia.

od 7 lat
Wideo

Obchody 80. rocznicy D-Day

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto