Tłusty czwartek, czyli obżarstwo wskazane

Tłusty czwartek to ostatnia szansa dla katolików na niefrasobliwe objadanie się - już od przyszłej środy obowiązywać ich będzie wielkopostna wstrzemięźliwość.

Jednak jeszcze przez najbliższe kilkanaście godzin nikt nie powinien pamiętać ani o poszczeniu, ani tym bardziej o odchudzaniu. Tłusty czwartek to w kalendarzu chrześcijańskim ostatni czwartek przed Wielkim Postem. Inaczej na ten dzień mówi się "zapusty".

Tradycyjnie w Polsce (a także w Niemczech) w tym dniu "dozwolone" jest obżarstwo, głównie słodyczami wszelkiej maści. Najpopularniejsze z nich, nierzadko przygotowywane specjalnie na to święto, tylko jeden raz w roku, są pączki i faworki. Tłusty czwartek jest świętem ruchomym; jego data zależy od Wielkanocy.

W XVI wieku tłusty czwartek stanowił dopiero początek obchodów całego tłustego tygodnia. Pączki i faworki również występowały wtedy na stołach, ale wyglądały i smakowały nieco inaczej, niż dzisiaj. Średniowiecznego pączka sporządzano z chlebowego ciasta, nadziewanego słoniną i smażono na smalcu. Prawdopodobnie takich pączków ciężko byłoby zjeść kilkadziesiąt, jak to mają w zwyczaju dzisiejsi rekordziści.

W Księdze Rekordów Guinnessa ciągle brak informacji na temat największej ilości zjedzonych w ciągu tego dnia chrustów czy pączków. Za to w roku 2004 piekarze z Sieradza zostali w niej odnotowani jako twórcy największego - i podobno najsmaczniejszego - pączka na świecie. Gigantyczny łakoć ważył 6 kilogramów.

Na szczęście dla dbających o linię, waga typowego pączka jest nieco niższa i wynosi około 50 gramów. Wartość kaloryczna tego specjału to 200 - 250 kalorii, co oznacza, że aby go spalić konieczne jest 20 minut biegania lub 50 jeżdżenia na rowerze. Jednak doznania smakowe, jakich doświadcza się jedząc smacznego, słodkiego, świeżego, dobrze wypieczonego pączka z pysznym nadzieniem czy też talerzyk smakowitych faworków, zdecydowanie są tego warte.