Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Włoska restauracja w Sopocie. José Carreras przyjechał tu na spaghetti prosto z lotniska

Gabriela Pewińska
- Moje dwie wielkie pasje to kuchnia i piłka nożna - mówi Domenico Cubeddu, właściciel restauracji Tesoro
- Moje dwie wielkie pasje to kuchnia i piłka nożna - mówi Domenico Cubeddu, właściciel restauracji Tesoro Karolina Misztal
Gotować uczyła go mama. Nikt tak nie robił kopytek w sosie pomidorowym! Mamina kuchnia to jego inspiracja. Dziś domową włoską kuchnię Domenico Cubeddu serwuje w Sopocie. Makaron przyrządzał samemu premierowi! Z szefem kuchni restauracji Tesoro rozmawia Gabriela Pewińska

Ponoć kilka dni temu miał Pan w swojej restauracji niezwykłego gościa!
Przyjechał do nas na obiad światowej sławy śpiewak operowy José Carreras! Pojawił się niespodziewanie, musiał mu chyba ktoś o nas opowiedzieć... Jego wizyta wprawiła nas w osłupienie! Wszedł, z przyjaciółmi, tak zwyczajnie, jak stały bywalec. Usiadł przy stoliku i poprosił o menu... Wyobraża to Pani sobie? Wielu gościliśmy u nas znanych osób, z premierem Donaldem Tuskiem na czele, ale takiego gościa nie mieliśmy jeszcze nigdy!

Co Pan mu ugotował?
Pierwszego dnia, a przyjechał tu dwukrotnie, przybył prosto z lotniska. Z rosyjską śpiewaczką Natalią Ushakovą i hiszpańskim dyrygentem - Davidem Giménezem, wystąpił z nimi w niedzielę w Ergo Arenie.
Na początek zażyczył sobie mix włoskich przystawek... Jak on mówi po włosku! Żeby pani to słyszała! Cudownie! Perfekcyjnie! Rozmawiał ze mną także w dialekcie. Ale, wiadomo, wielki śpiewak operowy musi doskonale mówić naszym językiem. Do tego wszystkiego świetnie zna się na włoskiej kuchni.
Kiedyś wydał nawet książkę kucharską. "Kuchnia Carrerasa", bo taki nosiła tytuł, to wydanie nie tylko dla miłośników kuchni, ale przede wszystkim dla pasjonatów opery. Zawiera opis czterdziestu dzieł operowych. Do opisu każdego dzieła dołączono tekst jednej arii, a także kilka przepisów, typowych dla regionu, w którym rozgrywa się akcja.
To się czuło, że on się na jedzeniu zna... Przetestował naszą restaurację jak prawdziwy smakosz. Zamówił zwykły makaron w sosie pomidorowym, sprawdzając czy jest al dente, czy jest dobrego gatunku, czy bazylia jest świeża i czy sos jest aromatyczny.

Denerwował się Pan trochę, gotując dla tak wymagającego gościa?
Dla każdego gotuję tak samo, czy jest to student czy międzynarodowa sława. Gotowanie to jest moja miłość, moja radość. Ja, gotując, oddaję ludziom serce.
W jakiejś książce kulinarnej poświęconej włoskiej kuchni, znalazłam zdanie, że "kiedy Włoch gotuje, to jakby wokół grała muzyka Vivaldiego"...
Kiedy gotuję, śpiewam! I klienci, o dziwo, bardzo to moje śpiewanie lubią.

A co Pan śpiewa?
Włoskie szlagiery. Tylko włoskie. Śpiewa też mój brat, który prowadzi pizzerię na Monciaku.

Jedyny włoski przebój, który teraz przychodzi mi do głowy to "Azzurro" Adriano Celentano.
Ach! Wspaniały! Śpiewam także to!

A kiedy? W piątek, we wtorek? Proszę powiedzieć, to ja wtedy przyjdę na spaghetti...
Kiedy? (śmiech) Tego nie wie nikt. Nigdy nie wiadomo, jaki repertuar przyjdzie mi do głowy. Wypiję lampkę wina i już jestem uskrzydlony, już sypię piosenkami. W sobotnie wieczory spotykają się u nas mieszkający w Trójmieście Włosi. Wtedy to dopiero jest przedstawienie!

Tęskni Pan za kuchnią mamy?
Kuchnia mojej mamy jest dla mnie inspiracją. Domową kuchnię rodem z Abruzji nad Adriatykiem, regionu, z którego pochodzę, lubię najbardziej. Pamiętam, jak w niedzielę mama podawała nam na obiad kopytka w sosie pomidorowym. Ale tak jak w Polsce, bardzo popularnym daniem był też pieczony kurczak z ziemniakami. Ziemniaki posypywało się rozmarynem. Oczywiście na pierwszym miejscu zawsze był makaron. Przeważnie z pomidorami, z mięsem. Codziennie. Niedziela zaczynała się od rodzinnego wyjścia do kościoła. Potem wszyscy razem zasiadaliśmy do stołu. To wspólne spożywanie przygotowanego przez mamę posiłku jest dla Włochów szalenie ważne. Tak samo chyba jest w polskich rodzinach. Zresztą mamy podobne temperamenty.

Po tej maminej kuchni szuka się już tych smaków przez całe życie? Czy coś później może smakować bardziej?
Kuchnia mamy jest bazą wszystkiego. Dziś miesza się dawne, oryginalne smaki z nowymi, łączy się różne tradycje i mody. Ja gotuję zawsze po swojemu, według własnych receptur, tylko to, co sam lubię. Jeśli mi coś nie smakuje, nie podaję tego gościom. Oczywiście we Włoszech zawsze łatwiej o dobrą kuchnię. Ładna pogoda, pomidory nasączone są słońcem, świeże owoce morza...

Zobacz restauracje w Sopocie, które serwują włoskie dania

Kto nauczył Pana gotować?
Robię to już od 27 lat. Ale mimo że już tak długo jestem kucharzem, zawsze znajdzie się coś, o czym nie wiem, coś, co mnie zaskakuje. Wciąż trzeba się uczyć, czytać, interesować się kuchnią. Kupuję mnóstwo książek kulinarnych, szperam w internecie, rozmawiam z ludźmi. To daje mi natchnienie do wymyślania nowych receptur. Gotowania uczyłem się od mamy, której jako chłopak pomagałem w kuchni. W wojsku też byłem pomocnikiem kucharza. Kuchnia to zawsze była moja branża, moje życie.

Nie mogę nie zapytać o to Włocha: Piękne kobiety i miłość też inspirują Pana do gotowania?
(śmiech) Ależ to jest oczywiste! Piękno kobiet pomaga mi kreować nowe rzeczy. Dlatego żyję w Polsce.

Jak poznał Pan swoją piękną polską żonę?
Przyjechała do Włoch odwiedzić koleżankę. Koleżanka miała chłopaka - Włocha. A ja byłem jego kumplem. I tak się zaczęło... To była miłość od pierwszego wejrzenia. Żona studiowała w Polsce, zdecydowałem się więc przenieść z Włoch do Berlina, żeby mieć do niej bliżej, żebyśmy mogli częściej się widywać. Pierwsze pięć lat to były ciągłe podróże. Potem żona przeprowadziła się do mnie. A kiedy przyszły na świat dzieci, postanowiliśmy wrócić do rodziny. Musieliśmy zdecydować, do Włoch albo do Polski. Wybraliśmy Polskę. Najpierw otworzyliśmy, na sezon, małą, rodzinną działalność gastronomiczną w Dębkach. Naszym gościom spodobało się, więc postanowiliśmy założyć restaurację. Żona pochodzi z Gdańska, więc wybór padł na Trójmiasto. Ale zdecydowaliśmy się na Sopot. Kiedy pierwszy raz przyjechaliśmy tutaj na wakacje, byłem tym miejscem zachwycony. Głównie bardzo otwartymi ludźmi. Jesteśmy szczęśliwi naszym życiem tutaj. Tesoro to interes rodzinny. Współpracuje z nami szwagierka, wcześniej gotował ze mną mój brat. Zresztą jako szef nie tylko stoję przy garach. Podaję też do stołu, rozmawiam z gośćmi. Jestem tu na okrągło.

Włoska rodzina to też kłótnie, gorąca atmosfera. W kuchni tym bardziej...
Pewnie, że tak! Jak coś nie idzie po mojej myśli, to choćby czekało na danie tysiąc osób, nie wydam go, póki nie będzie idealnie. A ponieważ ruch u nas jak na dworcu kolejowym, to i emocje czasem sięgają szczytu. Głośniej zachowują się już tylko nasze dzieci.

Co jest z tym włoskim makaronem z sosem pomidorowym? Bardzo łatwo można się uzależnić!

Nic wielkiego. Szczęście, które czuje się, jedząc go, wynika z genialnej prostoty tego dania. Potrafię przyrządzać różne, wykwintne dania, ale najczęściej jemy w domu właśnie makaron w sosie pomidorowym.

Oprócz gotowania ma Pan jeszcze inne pasje?
To piłka nożna.

No tak, głupie pytanie... Bilety na Euro już Pan ma?
Dostałem w prezencie pod choinkę, ale nie jest to bilet na mecz Włochy-Hiszpania.

I nie obejrzy Pan na gdańskim stadionie swojej drużyny?!
Cena tych biletów przekracza wszelkie granice przyzwoitości wobec kibica. Jestem oszalały na punkcie piłki, ale nie wydam tylu pieniędzy na bilet! Obejrzę go w domu, przy piwie i pizzy. Emocje będą takie same.

Włosi wygrają?
Czy ja wiem?

No jak to?! Powinien Pan odpowiedzieć: Ależ tak! Na pewno!
Jak przegramy, będzie płacz... Bardzo przeżywam każdy mecz naszej reprezentacji.

Piłkarze na pewno odwiedzą Pana restaurację.
Myślę, że mają swojego kucharza, swojego dietetyka...

Wszystko na temat Euro 2012 w Gdańsku
Ale po meczu?
Kto wie, może?

Co by Pan im zaserwował, gdyby się w Tesoro jednak pojawili?

Oj, dobrze bym ich nakarmił! Podałbym im żabnicę zawijaną szynką parmeńską w sosie na bazie koniaku, z dodatkiem fig. Jakieś smażone, chrupiące owoce morza. Bardzo u nas popularnym daniem jest makaron z owocami morza w sosie winnym.

Dziś ma Pan urodziny! Pana największe marzenie? Proszę powiedzieć i niech się spełni!

Moje największe marzenie już się spełniło. Mam piękną pracę, zdrową rodzinę. Czego chcieć więcej? Jedynie, nie zadzierając nosa, iść tą samą drogą. I do końca pozostać sobą. I basta!

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto