Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

XV Festiwal Szekspirowski za nami

Jarosław Zalesiński
http://www.shakespearefestival.pl/article/festiwal_szekspirowski/xv_festiwal_szekspirowski_2011
Gdyby kierować się suchą statystyką, zakończony wczoraj XV Festiwal Szekspirowski, choć jubileuszowy, trzeba by zaliczyć do lat chudych. Pieniędzy było w tym roku dużo mniej, więc impreza była krótsza i znacznie mniej obfita w przedstawienia, niż choćby festiwal ubiegłoroczny.

Przeczytaj więcej o tegorocznym festiwalu szekspirowskim

Ale sztuka to nie statystyka, rządzi się swoimi prawami. Gdyby mierzyć XV festiwal liczbą poruszających i ważnych inscenizacji, było ich nawet więcej niż zwykle, bo aż dwie. Mniej też było ewidentnych artystycznych wpadek, których nie uniknie się na żadnej imprezie. Zatem średnia festiwalowa z tych dwóch powodów wypadła w tym roku całkiem nieźle.

Dwa spektakle, które pamiętać będę długo po tegorocznym festiwalu, to "Hamlet" Teatru Kolady oraz "Miranda", autorska wersja Oskarasa Korsunovasa Szekspirowskiej "Burzy". Spektakle z pozoru różne jak ogień i woda. "Hamlet" Kolady to widowisko rozpasane, pulsujące muzycznym i tanecznym rytmem.

Korsunovas, opracowując "Burzę", poszedł w przeciwnym kierunku. Magiczna wyspa Prospera stała się ciaśniutkim dysydenckim mieszkankiem gdzieś w sowieckim imperium u schyłku epoki Breżniewa, a najważniejsze postacie odgrywane są tylko przez dwoje aktorów. A jednak w obu przedstawieniach czuło się w tle tę samą rzeczywistość obumierającego imperium. Gdy u Kolady poseł, zapraszający Hamleta na finałową ucztę, wywija na scenie pląsy i prisiudy ni to z Moscow City Ballet, ni Chóru Aleksandrowa, dostajemy jasny sygnał, że odrażający, znikczemniały i wulgarny dwór Klaudiusza i Gertrudy może być w tym przedstawieniu metaforą współczesnej Rosji.

Byłoby jednak strasznym spłaszczeniem odczytywać spektakle Kolady i Korsunovasa jedynie w takim kontekście. Oba przedstawienia idą o wiele dalej i głębiej, szukając odpowiedzi, jak obronić w sobie to coś ludzkiego i godnego w nieludzkim świecie, niezależnie od miejsca i czasu. Oba przedstawienia to raczej metafory ludzkiego losu, co najmocniej brzmiało w ich finałowych scenach. Hamlet Kolady w ostatniej scenie, nagi, leży na scenie w strugach wody, spływającej z tej samej prysznicowej rury, pod którą wcześniej Klaudiusz zażywał sprośnych kąpieli. Czy to scena oczyszczenia? Być może. Prospero Korsunovasa, dysydent alkoholik, w ostatniej scenie wpada w delirium tremens. Ale jego dusza, symbolizowana przez postać Ariela, w baletowym kostiumie tańczy do muzyki z "Jeziora łabędziego". Prospero pozostał więc kimś wolnym? Chyba tak.

Poza tymi dwoma przejmującymi spektaklami trzeba by jeszcze wymienić "Macbetha" Teatru Pieśń Kozła. Zespół Grzegorza Brala i Anny Zubrzyckiej odwiedził Gdańsk przed czterema laty, kiedy publiczność w kościele św. Jana zafascynował niezwykłym widowiskiem "Kroniki - obyczaj lamentacyjny". Ich "Macbeth" jest podobną próbą przeniesienia widowiska w sferę misterium czy rytuału. Ale gotowa fabuła, zamieniana w rytuał, czyli historia Szekspirowskiego Makbeta, nie miała jednak tej siły i tej sugestywności, jaką miały "Kroniki".

Słabo wypadł w Gdańsku spektakl, który jurorzy towarzyszącego zawsze festiwalowi konkursu o Nagrodę Złotego Yoricka ogłosili za najciekawsze przedstawienie szekspirowskie ostatniego sezonu w polskich teatrach. Ogłosili z wahaniem, przyznając "Hamletowi" Teatru im. Żeromskiego w Kielcach, w reżyserii Radosława Rychcika, jedynie wyróżnienie, a nie nagrodę. Powody tych rozterek były w Gdańsku dobrze widoczne. Może i ciekawy był pomysł przerobienia Hamleta na infantylnego chłopięcego buntownika w krótkich spodenkach, ale spektakl, co tu dużo gadać, rozłaził się w szwach. W zestawieniu z Teatrem Kolady ta polska szekspirowska reprezentacja budziła zakłopotanie.

Statystyka nie jest najważniejsza, ale dla festiwalowych imprez ma jednak znaczenie. Organizatorzy gdyńskiego jesiennego R@portu już zapowie- dzieli, że i ta impreza z racji okrojonych ministerialnych dotacji będzie w tym roku skromniejsza. Mówiło się już przy okazji przyznania tytułu Europejskiej Stolicy Kultury 2016 Wrocławowi, że minister Zdrojewski ma serce po południowej stronie Polski. Czyżby istotnie?

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto