Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Betlejem polskie - jasełka stanu wojennego...

Redakcja
Jedna ze scen zbiorowych w „Betlejem polskim”, na pierwszym planie Joanna Bogacka - jako Matka Boska, obok modli się Barbara Patorska
Jedna ze scen zbiorowych w „Betlejem polskim”, na pierwszym planie Joanna Bogacka - jako Matka Boska, obok modli się Barbara Patorska fot. Jan Ledóchowski
21 stycznia 1982 roku, kilka tygodni po wprowadzeniu stanu wojennego. Teatr Wybrzeże staje się miejscem, gdzie ludzie jednoczą się w buncie przeciwko temu, co dzieje się w kraju. Płaczą ze wzruszenia, manifestują swój patriotyzm. Teatr jest gorący jak nigdy. W każdym słowie i w każdym obrazie publiczność doszukuje się aluzji.

Patrzę na archiwalne fotografie i przypominam sobie tamto niezwykłe „Betlejem polskie” Lucjana Rydla w reżyserii i scenografii Marcela Kochańczyka, zrealizowane w styczniu 1982 r., grane tuż po ogłoszeniu stanu wojennego. Oklaski przerywają spektakl, który staje się manifestacją patriotyczną. „Betlejem” grają wtedy też w kilku innych teatrach, ale nic dziwnego - to tekst, którym teatr rozmawia z widzami, daje nadzieję, pociesza. Na scenie wśród postaci Matka Boska (piękna Joanna Bogacka).

- Joasia jako Matka Boska śpiewała góralską kolędę, kołysząc Jezusika. Pewnego razu któryś z adeptów Studia Teatralnego przy Teatrze Wybrzeże opowiadał za kulisami: „Wchodzę na scenę, widzę Matka Boska, podchodzę bliżej, a to Joanna Bogacka” - wspomina Tomira Kowalik, która grała w tamtym przedstawieniu. - Pamiętam też spektakl, kiedy na widownię wkroczyli konfederaci barscy, mówiąc: „Myśmy z tych, co byli w Barze”, na co odezwał się głos z widowni: „To widać” - dodaje z uśmiechem Tomira.

Nad stajenką umieszczono ławkę na linach, siedziały tam aniołki i naczelny anioł Teresa Iżewska. Pewnego wieczoru frywolne aniołki tak rozhuśtały ławkę, że stało się niebezpiecznie i trzeba było spuścić kurtynę. Teatralne złośliwe skrzaty zapewniają jednak, że to naczelny anioł zawinił.

Herod w czerwieni

W spektaklu są górale, pasterze, kolędnicy, król Jan III Sobieski (w tej roli Ryszard Jaśniewicz), jest powstaniec warszawski (Jacek Godek), po raz pierwszy pojawia się stoczniowiec (gra go Jerzy Gorzko). No i wiadomo, że Herod (gra go Piotr Suchora) to dla widzów generał Jaruzelski.

„Otom jest pan nad światem
I mocarz nad mocarze!
Przed moim majestatem
Wszystko pada na twarze”
- głosi władca ze sceny.

Ma krwiście czerwone szaty - wszystkie kostiumy dworu Heroda pochodzą ze sztuki „Bazylissa Teofanu” Tadeusza Micińskiego (według projektów Mariana Kołodzieja).

Widownia reaguje, gdy ze sceny padają słowa:
„Patrz, cała Polska pod mój płaszcz się garnie
Matko! Maryjo!
A ja, bolesna, jako na Golgocie,
Słucham ich płaczu, serce krwią mi broczy
Błagalne oczy...
Grzeszni są, Panie, lecz w piekielnej pysze,
Stokroć są gorsi ciemięzce zuchwali,
Ich serce jadem nienawiści dysze
W piersiach ze stali....
Synu mój, Boże, oto ja na czele
Poddanych moich padam na kolana,
W proch się przed Twoim Majestatem ścielę,
Łzami zalana!...
Na żywot Matki, na piersi matczyne,
Które Cię karmią, na krzyż Twój i mękę
Błagam: Odrodzin przybliż im godzinę!
Podaj im rękę”.

Kolędnicy na widowni

Przedstawienie jest kolorowe, roztańczone i rozśpiewane, bilety wyprzedane do ostatniego miejsca, a że ludzie chcą je zobaczyć, to często siedzą na schodach lub stoją. W tym pięknym, poetyckim widowisku bierze udział prawie cały zespół Teatru Wybrzeże.

- Premiera miała być w grudniu 1981 roku przed, a może po Bożym Narodzeniu, ale próby przerwano, gdyż ogłoszono stan wojenny - wspomina Zbyszek Olszewski. - Razem z Kubą Zaklukiewiczem i Florianem Staniewskim graliśmy kolędników. Kuba wpadł na pomysł, żebyśmy zeszli na widownię i do kapeluszy zbierali pieniądze, jak nakazuje kolędnicza tradycja. Hojność ludzi okazała się niebywała, choć czasy, jak pamiętasz, były nietęgie. Tyle że mieliśmy kłopot, co zrobić z pieniędzmi. Wtedy kierowniczka sceny Stanisława Staszak wymyśliła, żeby przekazać je jako wkład na książeczkę mieszkaniową dla dziecka z domu dziecka. Okazało się, że tych spółdzielczych książeczek uzbierało się aż sześć. Po każdym przedstawieniu komisyjnie rozliczaliśmy się z zebranych pieniędzy. - „Betlejem polskie” Rydla to trochę ramotka, choć Marcel Kochańczyk i Lusia Legut podrasowali nieco tekst - dodaje aktor znany dziś m.in. z filmu „Czarny czwartek”.

Jaka duża pałka

- Pewnego wieczoru wracaliśmy do domu po przedstawieniu „Betlejem”, gdy zbliżała się godzina policyjna - wspomina aktorka Wanda Neumann. - Po mieście krążyły patrole milicyjne razem z zomowcami. Szliśmy sporą grupą, na czele ze Stanisławem Hebanowskim. Patrol zatrzymał nas, a wtedy Stulek (S. Hebanowski), który był człowiekiem nie tylko bardzo inteligentnym, ale też dowcipnym, spojrzał na zomowca i powiedział: „O, jaka duża pałka”. Patrolujący zbaranieli i... puścili nas wolno.

W tym kolorowym roztańczonym i rozśpiewanym przedstawieniu grają też adepci I roku Studium Aktorskiego przy Teatrze Wybrzeże, debiutują wtedy Danuta Stenka i Marzena Nieczuja-Urbańska.

Marcel Kochańczyk oraz Lucyna Legut opracowali i uzupełnili tekst, a muzyka i opracowanie muzyczne było dziełem Henryka Wieczyńskiego, zaś ruch sceniczny Przemysława Śliwy.

Przez szpary nędznej szopy

Lucjan Rydel zmarł wiosną roku 1918. U kresu życia z ganku swego dworku, w otoczeniu rodziny, w pamiętnych dniach sierpniowych oglądał maszerujące drogą od Krakowa, z pieśnią na ustach, strzeleckie oddziały Józefa Piłsudskiego. Strzelcy otwierali nowy szlak rycerski przed Polską i jej żołnierzem, o którego przyjście modlił się poeta słowami „Betlejem polskiego”.

Kilkanaście lat wcześniej, po premierze w 1904 r., „Gazeta Lwowska” zapewniała: „Urok niewypowiedziany ma ten utwór gołębiej prostoty i szczerego poetyckiego natchnienia, przetopiony w gorącym polskim sercu! Przenosi on widza czarem słów naiwnej kolędy w jego dzieciństwo sielskie, anielskie, stawia mu przed oczy przeszłość górną jego narodu, a dalej i wszystkie bóle, i wszystkie łzy, i klęski wszystkie, aż po dzień dzisiejszy”.

Przynieśli z sobą co mogli

Pisano, że „autor do godności tworu artystycznego podniósł tradycyjne jasełka wiejskie”.

„Niechaj nam w jasełkach nikt nie przedstawia, że Jezus urodził się w Palestynie, w jakimś ciepłym kraju palm i figowców, i że przychodzą do betlejemskiej stajni jacyś hebrajscy, półnadzy pasterze” - pisał Lucjan Rydel. - „Zapewne, tak było historycznie, ale w jasełkach to nieprawda. Biblijna Palestyna nie istnieje. Rodził się tu, między nami, wśród polskiej mroźnej zimy, a Betlejem leży w Polsce, gdzieś w Krakowskim, Proszowskiem czy Sandomierszczyźnie. Przez szpary nędznej szopy dmą północne wiatry, u zaśnieżonej strzechy wiszą sople lodu, górą niebo wyiskrzone gwiazdami, a między nimi najjaśniejsza - ta betlejemska gwiazda, zwiastunka Odkupiciela. Do szopy cisną się tłumnie nie żydowscy pasterze, nie Izraele i Izmaele w wielbłądzich skórach, ale Kuby, Maćki, Bartki. Przynieśli z sobą co mogli: ten kurę, ów kozę, szewc buciki dla Dzieciątka, cieśla dla Niego na zabawkę krzyżyk, a kowal gwoździki. Mróz skrzypi pod nogami wspaniałego orszaku Trzech Króli, którzy brną z darami przez zaspy, wlokąc za sobą po śniegu złociste płaszcze”.

Sztuka Rydla niezmiennie gości na polskich scenach, wkrótce minie 45 lat od tamtej pamiętnej, gdańskiej premiery, zostały jednak wspomnienia i czarno-białe fotografie.

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź "Dziennik Bałtycki" codziennie. Obserwuj dziennikbaltycki.pl!

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Betlejem polskie - jasełka stanu wojennego... - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto