Zbyt czerwone pomidory, spieczona bułka i tłusta wędlina - jak można kupić coś takiego w ciemno? Lepiej wykorzystać w supermarkecie patent kabaretowej Mariolki, która, gdy nikt nie patrzy, wyjada orzeszki ze snickersów - z takiego założenia wychodzą sklepowi "podjadacze".
Robiąc zakupy często natykamy się w markecie na otwarty jogurt, sześciopak batoników, w którym brakuje jednej sztuki albo wybrakowane winogrona. Niektórzy klienci przychodzą do większych sklepów, aby najeść się do syta. Dużym zainteresowaniem cieszą się cukierki, bakalie, owoce, wędliny, a nawet nabiał.
Według Światowego Raportu o Kradzieży w Handlu Detalicznym, przygotowanego w 2009 roku przez brytyjski instytut Centre for Retail Research, gdyby nie kradzieże i pomyłki, przychody sieci marketów w Polsce byłby prawie o 1,24 mld euro wyższe.
- Nie prowadzimy statystyk związanych z podjadaniem, bo nie jesteśmy w stanie zrobić tego dokładnie. Można jedynie szacować, a straty są naprawdę duże - poinformowali nas przedstawiciele sieci Tesco.
Kto podjada?
Mitem jest, że w supermarketach ucztę urządzają sobie tylko bezdomni. Coraz częściej przyłapuje się na tym studentów i emerytów. Ale też uczciwie wyglądające, eleganckie panie czy panów z teczką w ręce.
- Sklepowymi "podjadaczami" bywają osoby w każdym wieku, niezależnie od wykształcenia czy statusu majątkowego - mówi Grzegorz Nowak, rzecznik sieci Real.
Upominana przez pracowników marketu osoba, która spożywa w sklepie słodycze, zazwyczaj tłumaczy, że "robi zakupy od dwóch godzin i musi się posilić". Oczywiście "papierek wrzuci za chwilę do koszyka i pokaże ekspedientce" - zapewnia. Obiecanki nie zawsze dochodzą do skutku, dlatego od czasu do czasu można natknąć się w markecie na opakowania po słodyczach misternie upchnięte pomiędzy swetry albo kosmetyki.
Pod czujnym okiem ochrony
- Staramy się, aby nasza ochrona była czujna w takich sytuacjach. Na monitoring nie narzekamy, sprawdza się - komentuje Marek Pospiszyl, dyrektor handlowy E.Leclerc we Wrocławiu. - Jeśli klient wyjdzie ze sklepu, nie płacąc za zjedzony produkt, a przy tym awanturuje się, wtedy sprawa kierowana jest na policję. Nie możemy jednak zwracać uwagi klientom, którzy otworzą butelkę napoju do czasu, kiedy znajdują się na terenie sklepu i najprawdopodobniej za nią zapłacą. Inaczej ma się sprawa wtedy, gdy wypiją sok i butelkę usiłują schować. Interwencja jest natychmiastowa - dodaje.
Michał Sikora, rzecznik prasowy sieci Tesco przyznaje, że w marketach zdarzają się przypadki podjadania. Dotyczy to głównie batoników czy drobnych owoców, jak np. winogrona.
- W przypadku "podjadaczy" rzadko jednak interweniuje policja. Zwykle wartość produktów jest niewielka, a całość kończy się interwencją ochrony i zapłatą za zjedzony towar - tłumaczy.
Grzegorz Nowak, rzecznik sieci Real, uważa, że "podjadacze" zazwyczaj mają świadomość, że konsumują cudzą własność: - Takie osoby staramy się informować, że produkty znajdujące się na terenie sklepu nie są częścią darmowej degustacji. Upominani, najczęściej płacą za zjedzony towar - dodaje.
Po pierwsze: zabronić
Według Błażeja Patryna, rzecznika prasowego sieci sklepów Piotr i Paweł, zjawisko podjadania jest marginalne. Nie spotkał się z sytuacjami, o których czytał w prasie, gdy pewien starszy pan spożył alkohol na dziale z zabawkami, a następnie uzupełnił pustą butelkę wodą. O dziwo - swoją.
Według pracowników wrocławskiej Biedronki, z którymi rozmawialiśmy, spożywanie produktów w sklepie powinno być zabronione.
- Irytujące jest, kiedy klienci przynoszą do kasy puste opakowania po produktach - przyznaje jedna z kasjerek. - Pracuję wiele godzin w sklepie i gdyby tylko co czwarta osoba przynosiła mi papierki po lodach, tłustych pączkach czy zjedzonym batoniku, musiałabym schodzić ze swojego stanowiska i za każdym razem myć ręce. Mój czas pracy tego nie przewiduje. Według mnie, podjadanie to kwestia kultury osobistej klientów - uważa.
Żeby nie kupić kota w worku
Klienci marketów mają różne opinie na temat tego zjawiska.
- Zdarza mi się spróbować w sklepie winogrono albo suszone morele. Chcę sprawdzić, czy są świeże. Nie chcę kupować kota w worku. Myślę, że to nic złego - podkreśla Teresa Maziej z Wrocławia.
Janusz, internauta, który od pięciu lat prowadzi dział ze słodyczami w jednym z hipermarketów w USA, znalazł swój sposób na "podjadaczy". Jak twierdzi, zjawisko było masowe. Klienci tłumaczyli, że chcieli sprawdzić smak cukierków.
- Zawsze bronili się tym, że już kiedyś kupili u mnie cukierki i nie były one smaczne - opowiada Janusz, który na swoim stoisku przypiął w końcu tabliczkę: "Wrzuć centa za cukierka". Metoda sprawdza się do dzisiaj. "Podjadacze" stracili apetyt.
Kradzione nie tuczy...
Ale za kradzione się karze. Stoisk z owocami czy bakaliami nie możemy traktować jako darmowego, szwedzkiego stołu. Osoba, która nie zapłaci za zjedzony towar, popełnia przestępstwo. Grozi za to grzywna od 20 zł do nawet 5 tys. zł, a w niektórych przypadkach areszt lub nawet więzienie.
Źródło: Wrocław: Sklepowi podjadacze, czyli uczta w markecie - mmwroclaw.pl
Twoim zdaniem: Zdarza Ci się podjadać w supermarketach? Uważasz to za wykroczenie, czy może taka "degustacja" powinna być dozwolona? |
"Spoza miasta" to nowa kategoria artykułów w MMTrojmiasto.pl. Będziemy w niej codziennie publikować ciekawe i ważne artykuły z naszego regionu, ale nie tylko. Żeby znaleźć wszystkie artykuły z tej kategorii wystarczy na stronie głównej portalu kliknąć w napis "spoza miasta", który znajduje się pod głównym artykułem. Zapraszamy do pisania, komentowania i blogowania w MMTrojmiasto.pl |
Nasza akcja: Ale obciach! | PGE Arena Gdańsk | Przewodnik |
Strefa Biznesu: Zwolnienia grupowe w Polsce. Ekspert uspokaja
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?