Ma Pan jakieś ulubione zdjęcia autorstwa Pańskiego ojca?
Prawda jest taka, że ciągle odkrywam nowe fotografie ukryte w różnych zakamarkach. Na przykład album "Niezwykłe zwykłe zdjęcia z lotu ptaka" powstał, ponieważ udało mi się znaleźć całą teczkę z negatywami zdjęć lotniczych. Ale ulubionego zdjęcia nie mam.
Album "Fot. Kosycarz. Niezwykłe zwykłe zdjęcia Gdyni". Premiera w Centrum Handlowym Riviera [ZDJĘCIA]
Niesamowite, że wciąż są zdjęcia, które ciągle czekają na odkrycie!
Do jednego z moich ulubionych odkryć należy zdjęcie chłopców przy pompie wykonane w Gdyni. Trafiło do albumu "Niezwykłe zwykłe zdjęcia Gdyni"
Od zawsze chciał Pan pójść w ślady ojca?
Absolutnie nie! Znałem ten zawód od drugiej strony, kiedy byłem małym chłopcem zdarzało się, że ojciec wychodził do pracy, kiedy jeszcze spałem, a wracał, kiedy już spałem. Wiedziałem, że to wymagający zawód.
W końcu do tego zawodu Pan się przekonał...
Chyba po prostu miałem to w genach. Zdarzało mi się przynosić aparat do szkoły - wtedy nagle robiło się zamieszanie. Pamiętajmy, że kiedyś zrobienie zdjęcia to była prawdziwa sensacja - nie to, co teraz. Robiłem je nie tylko podczas oficjalnych wydarzeń, ale też zupełnie niezobowiązujące zdjęcia nauczycieli i kolegów w sali lekcyjnej.
"Fot. Kosycarz. Niezwykłe, zwykłe zdjęcia Gdyni". Miasto na zdjęciach ojca i syna [ROZMOWA, ARCHIWALNE ZDJĘCIA]
Pamięta Pan swój pierwszy aparat?
Oczywiście! To był radziecki lubitel. Kiedyś ojciec zabrał mnie na mecz dziennikarze - aktorzy. I tam zrobiłem zdjęcie aktorowi Stanisławowi Michalskiemu. Tata zdjęcie zamieścił w gazecie z podpisem: "Fot. Maciej Kosycarz, lat 6". To był mój debiut. Do gazety trafiło też moje zdjęcie pierwszego poloneza w Gdańsku. Pewnego dnia chłopacy z podwórka zawołali mnie, bo na parkingu obok mojego domu zatrzymało się pierwsze auto tego typu. Wziąłem aparat i popędziłem co sił w nogach. Byłem wtedy w siódmej, może ósmej klasie.
A jakieś wspomnienia związane bezpośrednio z tatą?
Zabierał mnie na różne festyny, zawody sportowe. Ja stałem z boku i obserwowałem, jak pracuje. Na te imprezy jeździliśmy wartburgiem, samochodem, który miał to do siebie, że produkował dużo spalin. Ojciec z kolei palił w aucie. Lubiłem postoje, bo w aucie czułem się jak wędzona kiełbaska!
Rozmawialiście na temat fotografii?
Niewiele. W zasadzie nauczył mnie tylko, że kadr trzeba podzielić na trzy części. Uczył też, że każdy temat jest tak samo ważny.
Rusza 61. Festiwal w Opolu. Znamy szczegóły
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?