Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gdańsk: Zboczeniec zaatakował gdańszczankę. Policjanci z drogówki nie potrafili pomóc

Tomasz Słomczyński
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne Tomasz Bołt/archiwum
Mieszkanka Gdańska stała się ofiarą przestępstwa na tle seksualnym. Mężczyzna przytrzymał ją i się przy niej masturbował. Groził gwałtem. Kobieta była wtedy z dzieckiem na spacerze. Tuż po zdarzeniu zatrzymała przejeżdżający radiowóz. A policjanci powiedzieli jej, że są z drogówki i takimi sprawami się nie zajmują. Pouczyli kobietę, że powinna zadzwonić pod nr 112 lub udać się na komisariat.

We wtorek o godzinie 14 pani Beata, 38-letnia opiekunka rocznego dziecka wyszła z domu przy ul. Focha w Gdańsku ze swoim podopiecznym. Dziecko jechało w wózeczku, kobieta skierowała się w stronę niewielkiego lasku - między ul. Focha, Kolonią Jordana i akademikami. Po kwadransie spaceru zatrzymał ją mężczyzna, lat ok. 60, miał ze sobą laskę i rower górski z koszykiem przy bagażniku.

Czytaj także: Policjant nie mógł pomóc okradzionemu, bo miał inne wezwanie

- Niski, chudy, długie włosy spięte w kitek, twarz pociągła, jakby skóra z niej zwisała... Chwycił mnie mocno za rękę. Z początku chciałam się wyrwać, ale uścisk uniemożliwiał mi to. Zrozumiałam, że nie dam rady mu się wyrwać, a nawet jeśli udałoby mi się to, to i tak nie ucieknę z dzieckiem... - mówi kobieta.

Słowa, które usłyszała pani Beata, nie nadają się do publikacji. Mężczyzna zagroził jej gwałtem i powiedział, że ma stać spokojnie, to skończy się tylko na masturbacji. - Cały czas mnie przytrzymywał. Trwało to kilka, może kilkanaście minut zanim skończył. Chciał, żebym go dotykała... Ale się nie dałam.

Próbowałam go jakoś zagadywać. Cały czas drżałam o dziecko, odwróciłam wózek, nie chciałam, żeby na to patrzyło. Ja musiałam na to patrzeć, kazał mi.

Wiedziałam, że muszę mu być posłuszna. Bałam się, że po wszystkim rzeczywiście mnie zgwałci, tak jak mi groził. Albo zabije. A on na koniec pocałował mnie w rękę, powiedział, że jest bardzo dobrym człowiekiem i życzył mi miłego dnia.

Pani Beata starała się nie okazywać zdenerwowania. Wkrótce jednak zaczęła biec w stronę ul. Focha. Odwróciła się za siebie, mężczyzna stał i patrzył. Nigdzie się nie spieszył. Wtedy zauważyła na ul. Focha radiowóz. Zatrzymała go. Opowiedziała wszystko policjantom. - Odpowiedzieli mi, że to nie ich sprawa, bo oni są z drogówki i najlepiej żebym poszła na komisariat albo sama sobie zadzwoniła na 112. Odjechali w stronę, którą im pokazałam - w stronę, gdzie to wszystko się wydarzyło.

Wówczas było ok. 14.30, czyli nie więcej niż 10 minut od momentu, w którym doszło do przestępstwa.

- Policjantom przeszukanie terenu zajęło mniej więcej 3 minuty. Wjechali do lasu i zaraz z niego wyjechali, najprawdopodobniej nie wysiedli z radiowozu - opowiada pani Beata.

Te same wydarzenia w opisie przygotowanym przez rzecznika prasowego pomorskiej policji wyglądają zgoła odmiennie.

- Policjanci jadący radiowozem oznakowanym zostali zatrzymani przez kobietę z wózkiem. Podczas interwencji przeszukali pobliski teren, nie znaleźli jednak osoby, która wyglądem odpowiadałaby rysopisowi, jaki podała zgłaszająca. Następnie funkcjonariusze pouczyli kobietę o dalszym toku postępowania w tej sprawie. W przypadku podejrzenia popełnienia przestępstwa - "doprowadzenia innej osoby do poddania się innej czynności seksualnej" mamy do czynienia z przestępstwem ściganym na wniosek osoby pokrzywdzonej i taki wniosek musi być złożony przez nią podczas składania zawiadomienia o przestępstwie - poinformowała kom. Joanna Kowalik-Kosińska.

- Dlaczego policjanci nie zgłosili tego przez jakiś system łączności, dlaczego nie wysłano na miejsce i w okolicę radiowozów? Ten człowiek był jeszcze w pobliżu. Nigdzie się nie spieszył, niczego nie podejrzewał, zostałby złapany - pyta pani Beata.

Jak ustaliliśmy, policjanci w tym momencie powinni "niezwłocznie podjąć czynności zmierzające do zatrzymania sprawcy". Nie ma znaczenia, czy są z drogówki, czy z innych formacji. Powinni powiadomić o tym zdarzeniu dyżurnego, który podjąłby stosowną decyzję co do dalszych działań.

Pani Beata dodzwoniła się pod nr 112. - Dyżurnemu policjantowi jeszcze raz wszystko opowiedziałam. Zdziwił się, że policja "z drogówki" nie przyjęła ode mnie zgłoszenia i wysłał drugi patrol.

Minęło dziesięć kolejnych minut. Przyjechał drugi radiowóz. Pani Beata trzeci raz opowiedziała, co ją spotkało. Funkcjonariusze spisali jej dane, zapytali, czy składa zawiadomienie o przestępstwie i odjechali.

- Nie złożyłam wtedy tego zawiadomienia. Miałam już tego dość, miałam pod opieką dziecko, które było lekko przeziębione, nie mogłam dłużej stać na dworze.
Zawiadomienie złożyła w czwartek. Wskazała miejsce w lesie, w którym doszło do gorszącej sceny. Technik policyjny stwierdził, że teraz już, po tak długim czasie, przy znacznym zawilgoceniu (w nocy padał deszcz), nie znajdzie śladów biologicznych sprawcy.

W czwartek, kiedy już trwały poszukiwania mężczyzny, pani Beata ponownie spotkała go jadącego rowerem na osiedlu przy ul. Focha. Grzecznie się ukłonił, uśmiechnął się i powiedział "dzień dobry". Pani Beata chwyciła za komórkę, przez kilka minut pod numerem 112 nikt nie podnosił słuchawki. Wybrała numer do policjanta, który wcześniej do niej dzwonił w tej sprawie. Nie odebrał telefonu. Ponownie wybrała numer 112... W tym czasie mężczyzna odjechał powoli na swoim rowerze. Minęło kolejnych kilka minut i na osiedlu pojawili się policjanci.

W czwartek do godziny 18 sprawca przestępstwa nie został zatrzymany.

Codziennie rano najświeższe informacje z Gdańska prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto