Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kobieta w dawnym Gdańsku cz. III: Wesele

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Kiedy już formalności przedślubne i oficjalna ceremonia zaślubin zostały załatwione, nadchodziła jedyna w swoim rodzaju uroczystość kończąca jeden etap życia i zaczynająca następny.
Czytaj też: Kobieta w dawnym Gdańsku: cz. I i II

Wesele. Jak większość spraw dotyczących społecznego życia mieszczaństwa gdańskiego, podlegała ścisłym i dość surowym regułom. Po pierwsze nie można było urządzić przyjęcia weselnego dla dowolnie dużej ilości osób. Początkowo liczbę weselnych gości próbowano ograniczać wyznaczając limit talerzy, z których biesiadnicy spożywali uroczysty posiłek. Dla patrycjatu liczba ta wynosiła maksymalnie 25 talerzy, dla pozostałej ludności zaledwie 8.

Ograniczenie to sprytnie obchodzono stosując specjalne, weselne talerze o monstrualnych rozmiarach, z których mogło się pożywiać jednocześnie wiele osób. Nieskuteczność "talerzowych" ograniczeń skłoniła Radę do wprowadzenia łatwiejszych do egzekucji przepisów. Tym razem posłużono się jako jednostką stołem. I tak, rajcy mogli biesiadować przy 10 dwunastoosobowych stołach, co daje 120 gości. Wesele dzieci zamożnych kupców mogło odbywać się przy 8 stołach po 12 osób - a więc w 96-osobowej kompanii. Ubożsi od kupców rzemieślnicy mogli świętować przy 5 stołach - w 60 osób, przedstawiciele plebsu zaś przy trzech - w 36 osób. Oczywiście i tym razem robiono co tylko było można by zakazy te obejść, szczególnie jeśli finanse nie ograniczały weselnego rozpasania.

Tańce i podarki

Wesele nie mogło obyć się bez muzyki i tańców. Tańce odbywać się musiały z zachowaniem najściślej przestrzeganej obyczajności, nad którą czuwały specjalnie wyznaczone osoby. Nie do pomyślenia było również, by ktoś nie tańczył, dlatego też osoby czuwające nad obyczajnością pilnowały również by, przynajmniej na początku zabawy, zapewnić każdemu z gości partnera lub partnerkę do tańca. Zapewne - jak ma miejsce do dzisiaj - im dłużej trwała taneczna część zabawy, podczas której serwowano pobudzające napoje, tym zadanie czuwających nad obyczajnością stawało się trudniejsze, o ile jeszcze sami się obyczajnością przejmowali.

Nieodłączną częścią ceremonii weselnej było wręczanie młodej parze podarunków. Każdy z gości dawał co mógł i do czego zobowiązywała go pozycja społeczna. Bogaci dawali kosztowną biżuterię, tkaniny, kunsztowne naczynia, wspaniałą odzież. Mniej zamożni - mniej kosztowne podarunki, czasem tylko jakiś sprzęt domowy, lub pojedynczą monetę.

Weselna poezja

W trakcie całej uroczystości odczytywano lub recytowano rymowane utwory mające wysławiać piękność panny młodej i zalety charakteru oraz intelektu pana młodego. Złośliwi twierdzili, że niezależnie od tego jak brzydka była panna młoda, w owych panegirycznych strofach stawała się równa urodą co najmniej mitycznej Helenie, a jakkolwiek głupi nie byłby pan młody, autorzy weselnych wierszy przyrównywali go najmniej do Sokratesa.

Poezja ta była nierzadko drukowana i rozprowadzana po Gdańsku w formie ulotek. Wrodzony mieszkańcom Gdańska złośliwy humor nakazywał im niejednokrotnie produkowanie utworów, które znacznie nieprzychylniej ukazywały przymioty urody i umysłu nowych małżonków. Z czasem ten gatunek weselnej satyry upowszechnił się do tego stopnia, że musiano grozić pieniężną karą dowcipnisiom, którzy drukowaliby i kolportowali tego typu wierszyki bez konsultacji z najbardziej zainteresowanymi lub ich rodzinami.

Przy okazji wesel bogatych mieszczan zatrudniano renomowanych poetów, a także medalierów, którzy przygotowywali specjalne, okolicznościowe medale, ukazujące zazwyczaj moment zaślubin narzeczonych, przeważnie w asyście gołąbków, aniołków, girland, wieńców, kwiatów, a czasem również pelikana z młodymi - symbolu miłości i oddania.

Noc poślubna

Długość weselnej uczty poddana była również ograniczeniom. Pod koniec wieku XVI wesele trwać mogło maksymalnie do godziny szóstej po południu. Dopiero w połowie XVII w. zezwolono na przedłużenie wesel do północy. O przysłowiowej "zabawie do białego rana" nikomu się wówczas nawet nie śniło.

Zakończeniem wesela było uroczyste odprowadzenie małżonków do łożnicy. Brali w tym udział wszyscy goście, którzy znajdowali się już zazwyczaj w takim stanie, że wszelkie próby ograniczenia rubaszności i frywolności przyśpiewek i uwag co do mającej się odbyć nocy poślubnej, spełznąć musiały na niczym. Małżonkom już ułożonym w ich nowym, małżeńskim łożu, udzielano jeszcze zwykle kilku dobrych rad, nierzadko natury technicznej, po czym pozostawiano ich samym sobie, by mogli skonsumować zawarty związek małżeński. Kiedy brakło głównych bohaterów wieczoru, biesiadnicy, z mniejszym lub większym ociąganiem, rozchodzili się do domów.

Czytaj też felietony z cyklu Miasto wczoraj i dziś. To cykl felietonów historycznych autorstwa Aleksandra Masłowskiego. W każdym odcinku autor wybiera jedno miejsce Trójmiasta, opisuje jego historię i porównuje historyczne zdjęcie ze współczesnym.
od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto