Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koncert Macieja Maleńczuka w Filharmonii Bałtyckiej

Marcin Mindykowski
materiały prasowe
Kto u Macieja Maleńczuka szuka dziś undergroundowej, podziemnej pozy niepokornego buntownika i barda z krakowskich ulic, ten srodze się zawiedzie. Kto jednak ceni stylowe, zawodowe, sprawne warsztatowo granie (choć niekiedy nieco klezmerskie), a przede wszystkim swobodną żonglerkę muzycznymi gatunkami bez strachu przed posądzeniem o "obciach" - temu ostatnie eksperymenty niedawnego nonkonformisty przypadną do gustu.

Sam zainteresowany ujmuje sprawę prosto: z 30 lat, które spędził na scenie, 20 upłynęło mu na klepaniu biedy: jeżdżeniu kiepskim samochodem, z pijanym zespołem, i spaniu w niskiej klasy hotelach. W końcu postanowił zacząć na muzyce dobrze zarabiać, co wiązało się z koniecznością dotarcia do szerszej publiczności.

Zobacz także inne koncerty w Gdańsku

W tym celu powołał do życia nowy, złożony z poznańskich muzyków zespół Psychodancing. Przedrostek "psycho", ukuty przez Maleńczuka jeszcze w czasach Püdelsów, zwiastował, że nawet jeśli krakowski artysta wejdzie w mariaż z muzyką rozrywkową i szansonistyczną, to wniesie do ogranych standardów dozę dawnej, "mrocznej", szalonej nieprzewidywalności. Najpierw na warsztat wziął szlagiery z dawnych potańcówek. Płyty szybko pokryły się platyną, a zapotrzebowanie na koncerty z tym repertuarem do dziś nie słabnie. Sam Maleńczuk przyznaje jednak, że stał się trochę niewolnikiem dansingowej estetyki. A ponieważ nie wyzbył się artystycznych ambicji, na kolejnej płycie, "Wysocki Maleńczuka" (2011), zaproponował materiał bardziej wymagający - pieśni słynnego rosyjskiego barda w autorskich przekładach, w stylowych, "szlachetniejszych" aranżacjach. Przy okazji Maleńczuk odkrył w sobie niemały talent lingwistyczny i zdradził, że nosi się też z zamiarem przetłumaczenia "Pieśni o Rolandzie" i piosenek country.

Ten ostatni zamiar zrealizował na wydanej w maju 2012 płycie "Psychocountry". Jak twierdzi, od dawna zafascynowany był postacią i twórczością ikony gatunku, Johny'ego Casha, a o sile tkwiącej w prostocie amerykańskiego folkloru - powstałego na początku XX wieku na bazie ulicznych ballad kowbojskich i traperskich - przekonał się, kiedy na festiwalu w Mrągowie po raz pierwszy wykonał, niezwykle entuzjastycznie przyjęte, "Ring of Fire".

Na "Psychocountry" Maleńczuk sięgnął przede wszystkim po klasyki Casha, ale też Tammy'ego Wynette'a i Tima Hardina, znów przez siebie przełożone (choć refreny w większości zachował w oryginalnym, angielskim brzmieniu). Materiał uzupełnił "Balladą o Dzikim Zachodzie" Wojciecha Młynarskiego, a nawet autorskimi, często autobiograficznymi, stylizowanymi na country - także tematyką, choć przeniesioną w polskie realia (np. pochylającą się nad ciężkim losem śląskich górników) - utworami. Maleńczuk bawi się konwencją country, jego instrumentarium i knajacko-łobuzerską manierą wykonawczą, nieraz zbliżając się do granicy pastiszu, innym razem dryfując w kierunku rockabilly, bluegrass czy europejskiego folkloru. W listopadzie ukazała się reedycja albumu, wzbogacona o płytę z utworami m.in. Dylana i Orbisona.

Artysta w wywiadach kreuje się wręcz na polskiego ambasadora gatunku, chcącego przekonać Polaków, że country to nie tylko prymitywny, przaśny, wykonywany przez kowbojów na koniach folk, "rewolwery, skórzane płaszcze, kapelusze, cekiny, świecące gwiazdy szeryfów, buty ze skóry węża, ostrogi i frędzle" czy wreszcie "uśmiechnięta, głupia gęba i sztuczne piersi Dolly Parton". Jak przekonuje Maleńczuk, nie muzyka - w sumie banalna i oparta na niezmiennym trzyakordowym patencie - jest tu najważniejsza.

Jego w country interesują teksty - dobre, przemawiające do niego opowieści, z aspiracjami do głębszej refleksji o życiu, ale obywające się bez tak nielubianego przez artystę moralizowania czy forsowania na siłę pozytywnego przekazu. Przeciwnie: country to często historie brutalne, z wątkami więziennymi, przestępczymi, alkoholowymi, opisujące ciemną, ponurą stronę życia: biedę, niedolę, łzy, rozpacz, śmierć. Ich bohaterami są ludzie, którzy przybyli do Ameryki, najczęściej z Europy, skuszeni wizją ziemi obiecanej. W przeciwieństwie do czarnego, niewolniczego bluesa nie brak tu jednak buńczucznej pewności siebie i żądzy zdobywania, charakterystycznej dla białego człowieka.

I jak przekonuje Maleńczuk, Polacy, jako współtwórcy historii USA, też mają do country prawo!

Maciej Maleńczuk
Gdańsk, 24.02
Filharmonia Bałtycka, ul. Ołowianka 1
Godz. 18. Bilety: 60-135 zł

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto