Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Konrad Letzkau – burmistrz i męczennik (cz. 1)

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
6 kwietnia 1411 r. delegacja Gdańska udała się na zamek komtura na negocjacje w sprawie konfliktu między Miastem a Zakonem. Jej szefem był burmistrz Konrad Letzkau – postać wielka i tragiczna zarazem.

O pochodzeniu Konrada Letzkaua wiadomo bardzo niewiele. Przyjmuje się powszechnie, że miejscem jego urodzenia była wieś Leszkowy, której niemiecka nazwa brzmi identycznie jak nazwisko Konrada. Jego droga do kariery politycznej w Gdańsku i majątku, który mu na tę karierę pozwolił, również ginie w pomroce dziejów. Okres przed rozpoczęciem przez niego działalności publicznej w Mieście jest zwykle przemilczany przez polską literaturę. Niemiecka natomiast stoi na stanowisku, że Letzkau zawdzięczał wszystko Zakonowi Niemieckiemu, który miał go jakoby wychować, ukształtować i otaczać protekcją. Coś w tym musiało być.

Krzyżacki protegowany?

Jeśli przyjrzymy się tempu w jakim z przybysza stał się obywatelem Gdańska, a później ławnikiem, członkiem rady i wreszcie burmistrzem, przyjąć musimy, że ktoś umiejętnie sterował jego karierą. Pojawił się w Gdańsku pod koniec lat 80. XIV wieku, a już w 1405 r. był burmistrzem. Dla porównania, współczesny mu (choć nie mieli się okazji poznać) Ewert Ferber, założyciel wielkiego rodu gdańskich patrycjuszy, mimo niesłychanej przedsiębiorczości i błyskawicznej kariery kupieckiej zdołał w ciągu swojego życia uzyskać jedynie obywatelstwo (po 12 latach mieszkania w Gdańsku), a dopiero wielka i okrzepła już fortuna rodzinna pozwoliła sięgnąć po najwyższe urzędy miejskie jego synowi.

Krzyżacką protekcję w przypadku Konrada Letzkaua można przyjąć niemalże za pewnik. Zgodna byłaby zresztą z polityką Zakonu, który starał się jak mógł, by we władzach Gdańska osadzać ludzi z sobą związanych, a najlepiej uzależnionych interesami i innymi czynnikami. Służyć to miało niwelowaniu coraz większych ambicji bogacących się w zawrotnym tempie gdańskich mieszczan, które skierowane były jeśli nie na zrzucenie władzy Krzyżaków to przynajmniej na maksymalne rozszerzenie samorządności Miasta. Jeżeli tak rzeczywiście było, to w przypadku Letzkaua doznał Zakon przykrego rozczarowania. Osiągnąwszy pozycję i wpływy w Gdańsku zaczął bowiem Letzkau prowadzić politykę mocno odległą od tego, czego mogli oczekiwać jego domniemani protektorzy w białych płaszczach. Wraz z innymi członkami miejskiej elity politycznej działał intensywnie na rzecz dobra Gdańska, który widocznie szybko uznał za swoją jedyną ojczyznę.

Zawiedzione nadzieje

On to sprzeciwiał się wprowadzaniu do miejskich władz krzyżackich stronników, on był inspiratorem i autorem skarg i petycji składanych na ręce wielkiego mistrza, w których Gdańsk domagał się ograniczenia samowoli lokalnych krzyżackich urzędników. Ale apogeum konfliktu gdańsko-krzyżackiego za życia Konrada Letzkaua miał przynieść niespokojny czas wojny wielkiego mistrza z polskim królem. W umysłach gdańskich polityków dojrzała już myśl o tym, że coraz bardziej uciążliwa protekcja zakonna wcale nie jest jedynym możliwym dla Gdańska układem politycznym. Z nadzieją spoglądano więc na wynik starcia wojsk krzyżackich wspomaganych przez słynny "kwiat chrześcijańskiego rycerstwa Europy" ze "zbieraniną" króla, który nie tak dawno jeszcze sam był poganinem. Sporą część jego armii stanowili zagorzali poganie, a i tym, którzy byli chrześcijanami od kilku pokoleń chętnie przypisywano na zachodzie pogańską duszę. Obserwowanie wyniku starcia było tym łatwiejsze, że jako lennik Zakonu wystawił Gdańsk własną chorągiew, która wzięła udział w bitwie pod Grunwaldem po bardzo niesłusznej stronie.

Gloryfikowane w polskiej historiografii zwycięstwo grunwaldzkie, świetne taktycznie, miało jednak niedostateczne znaczenie strategiczne. Siła Zakonu leżała w licznych twierdzach, których ani nielicznym rycerstwem, ani malowniczą zgrają Litwinów i Żmudzinów nie sposób było zdobyć. Gdańsk zajął tedy postawę wyczekującą. Kiedy jednak wojsko Jagiełły pojawiło się pod murami Malborka – stolicy i centrum zakonnego państwa, a w Mieście ujawniły się gwałtownie nastroje antykrzyżackie wśród pospólstwa, uznano że przyszedł czas na działanie. Do obozu polskiego króla podążyła delegacja z burmistrzem Letzkauem na czele i tam złożyła mu hołd, który został przyjęty bardzo łaskawie. Nieoczekiwana "wierność" mieszczan nagrodzona została natychmiast przywilejem, w którym Jagiełło obdarował Gdańsk tym hojniej, że rozporządzał nieswoją własnością, dzieląc niejako skórę na całkiem jeszcze żwawym krzyżackim niedźwiedziu.

Przedwczesny hołd

W Gdańsku natomiast trwały działania przeciw Krzyżakom, przyjmujące niejednokrotnie dość agresywne formy, a z całą pewnością mogące uchodzić za jawny stan wojny między Miastem, a komturskim zamkiem. Jagiełło jednak nie tylko nie zdobył Malborka, ale dość szybko zarządził odwrót spod murów krzyżackiej stolicy. Krzyżacy błyskawicznie odzyskiwali stracone uprzednio tereny. Wszystko wskazywało na to, że Grunwald Grunwaldem, ale wojna zakończy się, przynajmniej dla Gdańska powrotem pod władzę Zakonu. Tak się też stało, a po krótkich negocjacjach zmierzających do wyjścia z beznadziejnej sytuacji z twarzą i całą skórą, Gdańsk uznał się ponownie za podległy Krzyżakom.

W Toruniu podpisano pokój, który odzwierciedlał wynik wojny. Twierdzenie, że Polska ją wygrała jest, delikatnie mówiąc, mocno przesadzone. Pokój formalnie unieważniał wszystkie hołdy i przywileje wydane w trakcie wojny, a więc i to wszystko co oświadczył Jagielle Gdańsk i to, co Jagiełło Gdańskowi nadał w przywileju wydanym w obozie pod Malborkiem. Sytuacja Miasta była dość niezręczna. Tu po raz kolejny, tym razem bardziej szczęśliwie, ukazały się talenty polityczne i dyplomatyczne Konrada Letzkaua, który doprowadził do zatarcia "nieprzyjemnego wrażenia" i do bezkolizyjnego powrotu do status quo. Fakt ten został w kronice Jana Długosza określony mianem "wiarołomstwa" względem polskiego władcy. Sensowność i uczciwość tej oceny można pozostawić bez komentarza.

Tak skończył się pierwszy akt dramatu, który historia wiąże z osobą Konrada Letzkaua. O akcie drugim, który miał go uczynić najbardziej pamiętanym z gdańskich burmistrzów, w drugiej części tryptyku.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Konrad Letzkau – burmistrz i męczennik (cz. 1) - Gdańsk Nasze Miasto

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto