Organizatorzy reklamowali widowisko "Michael Jackson Symfonicznie" jako wybitną twórczość Michaela Jacksona, która zasługuje na niebanalną oprawę oraz genialne, popowe brzmienie utworów artysty z subtelnością barw i dźwięków, jakie można uzyskać tylko za pomocą orkiestry symfonicznej. Niestety, był to tylko wabik na fanów króla popu, wabik bardzo dobry, bo Filharmonia Bałtycka wypełniła się tłumem ludzi.
Kiedy już wszyscy zajęli swoje miejsca, zabrzmiały pierwsze takty piosenki "Thriller" wykonane przez Modern Symphony Orchestra pod dyrekcją Mikołaja Blajdy. Wtedy wiedziałam już, że Michael Jackson by się pod tym nie podpisał, śpiewane partie solistów tylko mnie w tym utwierdziły.
"Dlaczego robicie to Jacksonowi?"
Na początku pomyślałam, że to wina kiepskiej aranżacji, jednak szybko się okazało, że dźwięki były celowe. Zamiast symfonicznie opracowanych utworów Michaela Jacksona, usłyszałam autorskie interpretacje rozpisane na solistów i popowy band z dynamiczną sekcją rytmiczną. Po "The way you make me feel" , "I just can't stop loving you", "Beat it" , "They don't care about us" i "Bad" pomyślałam sobie: "Boże, dlaczego Wy mu to robicie?".
To nie była wina wokalistów, mieli naprawdę piękne potężne głosy (szkoda, że czasem mało słyszalne). A do tego swobodne, innowacyjne popisy instrumentalistów; solówki skrzypiec, fletu poprzecznego, gitary czy saksofonu w utworach "Billy Jean" i "Smooth Criminal". Brzmiało to ciekawie, fani doceniali te popisy brawami, ale przecież nie dla improwizacji i swobodnej interpretacji przyszli. Nadeszła w końcu chwila, kiedy stwierdziłam że chciałabym oślepnąć na 2 godziny i ewentualnie słuchać tylko tych ciekawych popisów. Moją uwagę rozpraszało już wszystko. W co drugim rzędzie, ktoś włączał swojego super smartphone'a żeby zrobić niewyraźne rozmazane zdjęcie, bo przecież trzeb wstawić szybko na Facebooka.
Słaba prowizorka Jacksona
Panie wydelegowane przez organizatora chodziły między rzędami i prosiły o to, żeby nie nagrywać. Na samej scenie nie działo się lepiej. To, co było reklamowane jako najnowocześniejsze multimedia, było prostymi, amatorskimi snopami światła, a pan oświetleniowiec długo szukał artysty, który właśnie w tym momencie dawał swój popis. Problem pojawiał się gdy dwóch, trzech artystów powinno być w centrum uwagi a snop światła był tylko jeden. Sami zaproszeni muzycy chyba zapomnieli, że są w tak dostojnym, pełnym szacunku miejsca, jakim jest Filharmonia. Gdzie trzeba się ubrać elegancko, a nie w jeansy i koszulę z dna szafy.
Do tego chór, dziewczyny wyglądały jak Fiona z Shreka i te dzieci na koniec w piosence "We Are The World", które nie wiedziały po co i dlaczego, ale trzeba się gibać. O tancerzach, którzy byli słabą prowizorką ruchów scenicznych Michaela już nie wspomnę. Największe zaskoczenie spotkało mnie na koniec; widownia wstała i gorąco oklaskiwało to tandetne widowisko. Ludzie chyba tak bardzo spragnieni muzyki, oszołomieni miejscem, zadowoli się tym, co dostali. Symfoniczny band luźno traktujący twórczość Michaela Jacksona.
Czytaj też:
Zofia Zborowska i Andrzej Wrona znów zostali rodzicami
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?