Bilety szybko się rozeszły i wielu osobom nie udało się dostać na to wydarzenie. W niedzielę fani Luxtorpedy spędzili trochę czasu w długiej kolejce do klubu, żeby usłyszeć ekipę Litzy. Warto czekać, koncert został wykonany bardzo dobrze i niech żałują ci, których tam nie było.
Energia rozpierała publiczność
Pojawienie się zespołu zapoczątkowała piosenka Elvisa Presley’a- „I can’t help falling in love” i Luxtorpeda rozpoczęła ten wieczór rewelacyjnym utworem – „Hymn”. Już od samego początku można było przypuszczać, że chłopaki nie spuszczą z tonu, a nawet jeszcze podkręcą tempo. Kolejny kawałek również pochodził z najnowszej płyty zespołu, „Robaki” - „Fanatycy”.
Pod sceną publiczność szalała i te ostre gitarowe brzmienia to był coś, co fani otrzymali tego wieczoru w odpowiedniej dawce. Jeżeli ktoś myślał, że będzie można spokojnie stać podczas tego koncertu, to był w dużym błędzie. Luxtorpeda grała ostro oraz agresywnie. Usłyszeliśmy prawie wszystkie kawałki z albumów wydanych przez zespół, z debiutanckiego m.in. „ Niezalogowany”, „Jestem głupcem”, „7 razy”, z „Robaków”- „Pies Darwina”, „Mowa trawa”, „Wilki dwa”. Energia wprost kipiała ze sceny.
Prawie każda z piosenek zaprezentowanych podczas tego koncertu została poprzedzona krótką historią, z jaką jest związana. Zespół miał świetny kontakt z publicznością, żartowali ze sceny, ale również poruszali tematy trudniejsze i próbowali przez to zwrócić uwagę na najważniejsze rzeczy w życiu. Jedną z nich była walka o wolność naszych powstańców. Zanim zabrzmiał utwór „Za wolność”, światła w całej Kwadratowej zgasły, zapaliły się za to zapalniczki oraz telefony komórkowe i zaległa piętnastosekundowa cisza. Piękny sposób na złożenie hołdu. Później była ścianka i publiczność dalej ruszyła w wir szaleństwa pod sceną.
Dziadek Litza
Litza pochwalił się, że niedawno został dziadkiem i było widać, że rozpiera go duma. Chciał także przekazać swojej publiczności, że warto walczyć w życiu- jego córka, mimo że wykryto u niej nowotwór, nie poddała się i to właśnie ona została matką. Po krótkiej przemowie lidera zespołu zabrzmiał utwór „W ciemności”.
Podczas tego koncertu Luxtorpeda nie mogła pominąć jednej z piosenek, dzięki której przebiła się do szerszego grona odbiorców, czyli mowa tutaj o „Autystycznym”. Usłyszeliśmy również instrumentalną historię powstania Luxtorpedy, czyli jeden z ich pierwszych kawałków. A tutaj, jak już Litza nie mówił za wiele, to rozgadał się Kmieta.
Wszystko było odbierane bardzo pozytywnie, bawiły mnie niektóre teksty i uważam to za wspaniałe uzupełnienie koncertu. Kolejnym rewelacyjnym zapełnieniem niedzielnego wieczoru były smaczki w postaci fragmentów różnych innych piosenek spoza repertuaru gwiazdy koncertu. Zespół przedstawił m.in. wstęp do „Fade to black” Metalliki, Iron Maiden - „Running free”, Franka Kimono - w szybszej wersji „King Bruce Lee Karate Mistrz”. Świetne covery i tylko żal, że nie zagrali ich w całości.
Wspaniałe zakończenie
Na sam finał zespół zagrał „Robaki”, a następnie „Gdzie Ty jesteś” po czym pożegnali się ponownie przy rytmach Elvisa „I can’t stop falling in love”. Bisu niestety nie było, ale Luxtorpeda dała z siebie bardzo dużo podczas tego koncertu. Utwory zostały zagrane z odpowiednią mocą i energią, wszystkich aż nosiło pod sceną. Ta gorączka wywołana przez Luxtorpedę dotknęła również i mnie. Przez ten wieczór zostałam naładowana pozytywną energią i myślę, że mam pełne akumulatorki na kolejny tydzień zmagań w szarej rzeczywistości.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?