Runęła część Willi Becka w Jastrzębiej Górze

Wczoraj ok. godz. 18 runęło prawe dolne skrzydło zabytkowej Willi Becka, stojącej na koronie klifu w Jastrzębiej Górze. Piętro domu Alicji i Artura Studzińskich wisi teraz jakby w powietrzu.

Właściciele wilii już sobotę bili na alarm, gdyż osuwały się kolejne fragmenty klifu w sąsiedztwie budynku. Zaczęły też pękać mury domu.
- Cud, że dom jeszcze stoi - mówił nam jeszcze chwilę przed tragedią Artur Studziński. - Jest uparty. Tak jak my.
Przez całą sobotę Studzińscy dzwonili do wszystkich możliwych urzędów i służb. Informowali o kolejnym obsunięciu klifu. Przestrzegali, że lada chwila w dół mogą osunąć się kolejne metry ziemi. Tym razem z willą.
- Grunt po prostu pękł - relacjonuje Alicja Studzińska. - A fragment ziemi dotykający naszego budynku obsuwa się w dół mniej więcej centymetr na godzinę.
Na miejscu pojawili się policjanci, którzy zamknęli drogę.

Dla klifu niebezpieczne są wszelkie wibracje, np. powodowane pracą lub jazdą ciężkiego sprzętu albo... muzyką. Wczoraj na szkolnym boisku, znajdującym się w sąsiedztwie Willi Becka, imprezę zorganizowało Towarzystwo Miłośników Jastrzębiej Góry. Na boisku stanęła estrada, kolumny, a w pobliżu ćwiczyła orkiestra dęta z Pucka.
- Poinformowaliśmy muzyków, że będą musieli grać ciszej - mówi Henryk Miękus, wiceprezes towarzystwa. - Dźwięk z kolumn również będzie słabszy.
Muzyków grających na instrumentach z dużymi tubami, poproszono, by grali ciszej.
Studzińscy byli zbulwersowani. Podkreślali bliskość sąsiedztwa obu budynków - zabytkowej willi oraz szkoły. Przeczuwali, że dojdzie do tragedii rozmawiając wcześniej z naszym reporterem.
- Miłośnicy się bawią, a klif się osuwa - mówili. - Absurd goni absurd. To jak na Titanicu. Ciekawe czy i tutaj wszystko skończy się tragedią?
Członkowie Towarzystwa zdawali sobie sprawę z zagrożenia, ale uspokajali wszystkich.
- Ubolewam nad tym, co stało się z willą państwa Studzińskich - mówi Zygmunt Orzeł, członek zarządu TMJG. - Jednak nasza muzyka nikomu nie przeszkodzi. To nie są żadne niebotyczne drgania.
Na miejscu pojawił się przedstawiciel Urzędu Morskiego. Obejrzał klif, szkołę i stwierdził, że muzyka w niczym nie zagrozi.

Ze Studzińskimi już w sobotę skontaktowała się firma z Gdyni zajmująca się ratowaniem zagrożonych budynków. Zaoferowali pomoc.
- Od sobotniego wieczora w jednej ze żwirowni czekają samochody, które mogą przywieźć specjalne kruszywo - wylicza właściciel willi. - To pozwoliłoby uratować klif.
Prac jednak nie rozpoczęto. Willa Becka znajduje się w tzw. pasie technicznym, co w praktyce oznacza, że wszystkie prace budowlane lub remontowe muszą być uzgadniane z Urzędem Morskim. Od czasu pierwszego tąpnięcia gruntu - przypomnijmy, że stało się to 5 kwietnia - UM zgody na prace Studzińskim nie wydał.
- Jest firma, pieniądze się znajdą, a potrzebna nam tylko zgoda urzędników - mówi Artur Studziński.
Jak mówili właściciele gruntu, na początek wystarczyło nasypać na klif specjalne kruszywo. To mogło sprawić, że osuwające się fragmenty zostałyby dociśnięte do guntu. Wtedy wystarczyłoby wbić mikropale - na nich oparłby się cały budynek.
Teraz te plany wydają się być nieaktualne. Część budynku runęła już w dół.