Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprawa Lisewskiego. List Kochańczyka do kitesurfera: "Pan aż prosi się o publiczną ostrą krytykę"

opr. Tamina
Kwiatek / Świderski
Michał Kochańczyk odpowiada na list przesłany do niego przez Jana Lisewskiego. Przeczytajcie jego treść!

Treść listu:

Gdańsk, dnia 17 marca 2012 roku

Pan Jan Lisewski

Szanowny Panie!

Dziękuję za list.

Całkowicie się z Panem zgadzam, że osoby ze środowiska podróżniczego winny być solidarne i wspierać się w trudnych sytuacjach. Jednakże każde szanowane środowisko dba o swoje dobre imię. Pana przedsięwzięcia są przygotowywane i realizowane w tak nieodpowiedzialny sposób, że „nóż w kieszeni” otwiera się samorzutnie. Pan aż prosi się o publiczną ostrą krytykę. Ta krytyka miała między innymi na celu weryfikację bezkrytycznie nagłaśnianych przez media wydarzeń, przedstawianych według Pana wersji, w sposób daleki od obiektywizmu. Choć głównie miałem na celu stworzenie przez władze miasta merytorycznego i przejrzystego mechanizmu przyznawania dotacji na wartościowe przedsięwzięcia gdańszczan oraz uświadomienie ewentualnym Pana następcom, by nie popełniali Pana błędów.

Pisze Pan o profesjonalnym przygotowywaniu się do wypraw. Oglądałem Pana prezentację w dniu 9 marca br. w Gdyni o „pokonaniu” Bałtyku podczas Spotkań Podróżników „Kolosy”. Już sam bardzo mało elegancki sposób powiadamiania Kapitanatu Portu w Świnoujściu o wyruszeniu dał widzom do zrozumienia, że wyprawa organizowana była na wariackich papierach. Nie były o niej poinformowane służby ratownicze w Polsce, w Niemczech i w Szwecji. Nie było żadnego wsparcia na wodzie ani ekipy czekającej na Pana w Szwecji. Nie wiem, jakie miał Pan zabezpieczenia elektroniczne, ale nawet nie potrafił Pan zabezpieczyć prawidłowo przed zamoczeniem jedynej posiadanej komórki, toteż dopiero telefonem od przypadkowo spotkanych ludzi na promie powiadomił Pan bliskich o szczęśliwym zakończeniu.

Więcej czytaj na następnej stronie!

Niestety nie żyjemy już w czasach Kolumba czy Magellana, kiedy to żeglarze wyruszali w nieznane i nie wiedzieli co ich czeka i jak daleko przed nimi jest ląd. Oczywiście nadal potrzebna jest ułańska fantazja, ale też obecnie obowiązują pewne standardy, które świadczą o klasie podróżnika i których trzeba przestrzegać. Przykładowo, gdy w 1998 roku Czesław Lakarewicz na czele grupy motolotniarzy dokonywał pierwszego przelotu na motolotniach przez Bałtyk i u wybrzeży Szwecji zgasł silnik motolotni, to prawidłowy system bezpieczeństwa tak zadziałał, że zanim niefortunny motolotniarz wylądował w wodzie, już leciał po niego szwedzki helikopter. Żyjemy w systemie i do zasad systemu musimy się dostosować. Inaczej sami skazujemy się na życie na marginesie.

Śmiem twierdzić, że „pokonanie” przez Pana Bałtyku można porównać do dokonania człowieka, któremu udało się z zawiązanymi oczami kilkakrotnie przebiec przez ruchliwą autostradę. Zarówno Pan, jak i ten podany dla przykładu człowiek po prostu mieli dużo szczęścia.

Kłania się jeszcze temat odpowiedzialności. Z pewnością nie pomyślał Pan, że któryś z młodych słuchaczy spotkań podróżniczych, będzie chciał w jakiś sposób Pana naśladować, ale może nie mieć tyle szczęścia co Pan.

Z bardzo mieszanymi odczuciami odnoszę się do ustępu Pana listu: „... jestem doświadczonym kitesurferem z wieloma tytułami mistrzowskimi.”

Na swojej stronie  http://masterkiteboarding.com/index/index2.php?p=omnie wymienia Pan trzy „tytuły mistrzowskie”:
Puchar i Mistrzostwa Polski Ford Kite Cup 2007( III miejsce , Masters);
Sea & Sky Kite Festiwal 2007 ( II Miejsce Masters);
Mistrzostwa Polski w Kite Race Long Dystance III m-ce Masters.

Niestety, wychodzi na to, że sprytnie Pan manipuluje opinią publiczną. Master w nomenklaturze tych zawodów znaczy nic innego jak „oldboy”. Kroniki tych zawodów mówią, że był Pan także drugim albo trzecim zawodnikiem od końca, bo tylu „mastersów” z reguły startuje. Jeśli Pan tego nie pamięta, to potwierdzą to Panu jak i mediom członkowie władz Polskiego Stowarzyszenia Kiteboardingu: http://pskite.pl/index.php/pskite/wladze.html Z pewnością też dowie się Pan tam, że nie jest Pan żadnym prekursorem kitesurfingu w Polsce.

A jak wyglądało Pana „profesjonalne” przygotowanie do rejsu przez Morze Czerwone?

Więcej czytaj na następnej stronie!

Wspomina Pan, że korzystał Pan z trzech serwisów pogodowych: Winguru, Predictwind i yr.no. Wszystkie trzy wizualizują model GFS, który ma rozdzielczość 0,5 stopnia, czyli około 50 km. Oznacza to, że na podanej trasie rejsu posługuje się 2 czy 3 punktami modelu. Model jest skonstruowany raczej do wielkoskalowej oceny rozwoju sytuacji meteorologicznej. Nie uwzględnia praktycznie żadnych zjawisk lokalnych.

Wokół pańskiej trasy przez Morze Czerwone znajdują się wielkie obszary lądowe. Ląd rozgrzewa się, powodując powstawanie lokalnych zjawisk termicznych, których GFS nie uwzględnia. Tylko niektóre drobnoskalowe modele potrafią uwzględnić termikę (Aladin, MM5, WRF), a i to wychodzi im raczej tak sobie. Np. potrafią pokazać niż termiczny wielkości Hiszpanii tylko z niektórymi zjawiskami.

Te drobnoskalowe modele są bardzo wymagające co do mocy obliczeniowej komputerów, na których są liczone, więc szczegółowe informacje z modeli WRF, które można znaleźć w płatnych wersjach portali Windguru i Predictwind, są bardzo ograniczone przestrzennie i odnoszą się tylko do poszczególnych tzw. spotów. Windguru liczy model WRF tylko dla Hurgady. Wystarczy spojrzeć na mapę, żeby zauważyć, że nie może to być reprezentatywne dla całej trasy.

I wydawało się Panu, że złapał Pana Boga za nogi, docierając na dwa dni przed startem do serwisu pogodowego NavSima, który jako główne narzędzie używa ... GFS! Program NaviWeather potrafi dane wiatru (z GFSa) interpolować, stwarzając pozory, że mamy dokładne dane wzdłuż całej trasy. To jest narzędzie tylko dla specjalistów, którzy umieją te dane odpowiednio zinterpretować i są świadomi, ze tak naprawdę są to 2 lub 3 punkty siatki.

Pan chciał tylko wiedzieć, jaki będzie wiatr i to na dwa dni przed zaplanowanym startem. Profesjonalista zaczyna rozmowę z meteorologiem co najmniej miesiąc, dwa wcześniej. Przede wszystkim definiuje swoje życzenia.
- jaka prędkość wiatru jest optymalna dla rejsu?
- pod jakim katem do wiatru osiąga się najlepszą prędkość?
- w jakich warunkach jest niebezpiecznie?

Więcej czytaj na następnej stronie!

Z tymi danymi analizuje się, jaki układ baryczny jest dla startu najkorzystniejszy i analizuje, czy i kiedy takie układy spotyka się w praktyce. Szuka się stacji meteo w pobliżu, które mogą dać informacje o aktualnych warunkach i o różnicach pomiędzy modelami i rzeczywistością. Obserwuje się rozwój pogody w ciągu doby; kiedy wiatr jest najsilniejszy, kiedy słabnie, jakie są zależności. Często najlepszą metodą jest pojechać na miejsce i porozmawiać z lokalnymi rybakami.

Z takim przygotowaniem czeka się na odpowiednią pogodę na „stand by” czasem i dwa, trzy miesiące...

Bo liczenie na szczęście, że wiatr będzie wiał w ciągu całego rejsu, porównałbym do grania w rosyjską ruletkę. Oczekiwanie, że wiatr będzie wiał bez przerwy, szczególnie wieczorem i w pobliżu brzegu, i nie zabezpieczenie się przed ewentualną flautą jest skrajnie nieodpowiedzialne, szczególnie w przypadku kitesurfingu. Pan podczas rejsu przez Bałtyk twierdził, że jak wiatr ucichnie, to ma możliwość wezwania pomocy. Czy tak postępuje ekstremalista? To trochę tak, jakbym poszedł w góry z przeświadczeniem, że w przypadku załamania pogody ktoś zrzuci mi śpiwór z helikoptera.

Już szkoda pisać o pańskiej wiedzy w sprawie obsługi posiadanego sprzętu elektronicznego. Najbardziej przykre jest to, że człowiek, który tak wiele czasu poświęcił, by rozszyfrować Pana położenie na morzu, zamiast doczekać się słów wdzięczności, straszony jest przez Pana procedurami prawnymi.

Także duże słowa krytyki należą się Panu za formalny przebieg eskapady. Na tak wrażliwej z politycznego punktu widzenia północnej części Morza Czerwonego, wyruszenie na wariata w trasę bez telefonu satelitarnego i bez uzgodnień ze stroną egipską i saudyjską, także bez wizy saudyjskiej było bardzo nieodpowiedzialne. Właściwie powinien Pan się cieszyć że akcja poszukiwawcza w ogóle miała miejsce, a polska dyplomacja udziliła Panu pomocy. Gdyby bowiem Pan dotarł na brzeg Arabii Saudyjskiej bez wizy, dość długo by Pan siedział w saudyjskim więzieniu i nie byłoby łatwo Pana stamtąd wyciągnąć. Nie był Pan tego świadom, ponieważ z pewnością nie zebrał Pan informacji o konsekwencjach nielegalnego wkroczenia na teren Arabii Saudyjskiej.

Moja krytyka powodowana jest też żalem do Pana, że przez Pana nierozsądne postępowanie, został nadszarpnięty wizerunek polskiego i gdańskiego podróżnika. Pana „wyczyn” został surowo oceniony przez zachodnich znawców tematu i musiałem się wielokrotnie tłumaczyć, że to był tylko incydent, tzw. „przypadek przy pracy”, że nasze środowisko podróżnicze jest zdroworozsądkowe.

Odnosi się Pan w swoim liście do mojego ryzykownego rejsu przez Bałtyk na tratwie „Nord-bis” w 2006 roku. Podczas tego rejsu były rzeczywiście niebezpieczne momenty, ale załoga tratwy była na wszystko przygotowana. Tratwa miała aktualny certyfikat Urzędu Morskiego, była prawidłowo oświetlona, porozumiewaliśmy się za pomocą UKF ze zbliżającymi się statkami, oświetlaliśmy mocnym reflektorem żagle, uruchamialiśmy na topie masztu mocno pulsujący stroboskop, taki jakie mają samoloty, mieliśmy telefon satelitarny, radioboję, także tratwę ratunkową na drewnianej tratwie.

I jeszcze jedno zdanie. Nie starałem się w ciągu ostatnich kilkunastu lat o jakąkolwiek dotację dla mnie od władz Gdańska, jedynie jako prezes Klubu Wysokogórskiego „Trójmiasto” występowałem o chociaż minimalne wsparcie dla młodych alpinistów wyruszających w Himalaje.

Życzę Panu jak najlepiej, wielu wartościowych, odległych eskapad z „latawcem”, choć obawiam się (czego dowodem jest Pański list) że słowa krytyki do Pana nie docierają, że nadal będzie Pan wyruszał w drogę w „partyzancki” sposób. Styl i sposób dokonywanych przez Pana wyczynów spotkał się z dużą krytyką środowiska tak podróżniczego jak i kitesurfingowego.

Z poważaniem
Michał Kochańczyk

P.S. Korespondencję tę, wzbogaconą o bardzo szczegółowe i istotne dla sprawy wyjaśnienia, kieruję do Pana, a także do mediów i radnych Miasta Gdańska.

Czytaj także:

Kitesurfer Jan Lisewski wyda 40 tys. złotych od miasta na kursy dla młodzieży

 

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto