Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Czy płynie z nami kapitan?

Marta Nowicka
Marta Nowicka
Od początku maja można było popłynąć z Gdyni na Hel tramwajem wodnym. Czy przewoźnikowi przydałaby się dłuższa przerwa zimowa?

Trwa już drugi weekend majowy. Podczas poprzedniego, podobnie jak w ubiegłym roku, można było popłynąć z Gdyni na Hel tramwajem wodnym. Ta forma wypoczynku szybko stała się popularna w Trójmieście -  od początku kursowania katamaranów przepłynęło nimi już ponad pół miliona osób, chętnych wciąż nie brakuje, ale... przewoźnik linii 520 mógłby być lepiej przygotowany do pływania w tę i z powrotem.

Jeden z kursujących podczas majówki z Gdyni na Hel katamaranów wypłynął punktualnie, dopłynął na miejsce z niewielkim, 10-minutowym opóźnieniem, ale tych, którzy chcieli nim tego samego dnia powrócić do Trójmiasta, spotkała niemiła niespodzianka.

100 minut opóźnienia

- Na Hel podstawiono tramwaj należący nie do ZKM Gdynia, ale do ZKM Gdańsk - opowiada jeden z płynących nim pasażerów, pan Grzegorz. - "Onyks" wypłynął z prawie 100-miutowym opóźnieniem. Na pokład udało się wejść tylko tym pasażerom, którzy mieli wykupione bilety w jedną i w drugą stronę. Ci, którzy przybyli na Hel pociągiem albo PKS-em musieli radzić sobie sami.

W tramwaju zmieściło się 400 osób. Nie wszystkich poinformowano o powodach opóźnienia.

Zrobiliśmy wszystko, co było można - Bóg wie, ile będziemy płynąć - mówili panowie z obslugi, co zdecydowanie nie uspokajało pasażerów. - Tramwaj popłynie z jednym działającym silnikiem zamiast trzech.

Atmosfera na statku, a przedtem jeszcze na lądzie robiła się coraz bardziej nieprzyjemna, na co wpływ miała również pogarszająca się pogoda. Informacje były niejasne albo nie było ich wcale - twierdzą pasażerowie. Co na to żegluga?

- To była pierwsza sytuacja tego typu od kiedy kursują tramwaje wodne - tłumaczy Marcin Gromadzki, rzecznik ZKM Gdynia. - W pierwszym sezonie katamaran staranował motorówkę, ale pasażerowie zachowywali się wtedy znacznie spokojniej. Tak, to prawda, zepsuł się 1 z silników, ale część pasażerów nawet się z tego cieszyła, bo rejs trwał przez to dłużej. Zawiodła technika, ale wszystko co mogliśmy, to zrobiliśmy. Przed rejsami nasz pracownik wyłuskiwał pasażerów i udzielał informacji, w kasach można było oddać bilety bez potrącenia odpowiedniej kwoty, a na samym statku kapitan informował, że rejs będzie trwał dłużej.

Tajemniczy megafon

- Ktoś w odblaskowej kamizelce mówił bardzo mgliście, że coś się popsuło - mówi inna pasażerka feralnego tramwaju, chcąca pozostać anonimowa. - Nikt nas nie przeprosił, z megafonu nie padła żadna informacja, tylko głośno wyło radio całą drogę. Na pewno niektórzy pasażerowie nie zachowywali się spokojnie, ale jak mogli inaczej, skoro nie wiedzieli, co się dzieje i kiedy dotrą do domu?

- Pasażerowie byli na tyle wulgarni, że krzyczeli, a nawet "zwolnili" naszego pracownika - przedstawia wersję żeglugi Gromadzki. - Nałożyliśmy kary umowne na firmę przewozową (żeglugę gdańską), kasjerzy zostali po godzinach, by uspokajać klientów, zrobiliśmy co było można. Na statku, wedle prawa morskiego, rządzi kapitan i to on jest odpowiedzialny za swoje decyzje. Może nie powtarzał informacji o awarii tramwaju za często, by nie wzbudzić paniki?

Jak było naprawdę - wiedzą sami pasażerowie i przewoźnik. Najważniejsze, by podobne sytuacje miały miejsce na tyle rzadko, na ile jest to możliwe. A pogoda wpływała uspokajająco zarówno na klientów, jak i na przedstawicieli żeglugi.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto