Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Dawne gdańskie alkohole: żuławska jałowcówka

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Pogodę mamy od pewnego czasu iście butelkową. Cokolwiek to znaczy i co dla kogo znaczy, przyszło mi do głowy, żeby przypomnieć nieco dawne gdańskie alkohole.

"Gdańska wódka”

Przeciętny Polak, zapytany o charakterystyczny gdański alkohol odpowie prawdopodobnie bez wahania „gdańska wódka”. Pojęcie to wprowadził na stałe do polskiej świadomości i literatury wieszcz Adam, który ten właśnie trunek uczynił (nie bez racji) ulubionym napojem niektórych swoich bohaterów. Ale „gdańską wódką”, czyli likierem Goldwasser, zajmiemy się następnym razem, bo nie on wcale był najbardziej gdańskim alkoholem.

Co piło się w Gdańsku, dajmy na to, 500 lat temu? Głównie piwo. Wysokoprocentowe alkohole, ze względu na wysoki początkowo koszt produkcji i nieco zbyt skomplikowaną technologię, traktowano - podobnie jak w całej Europie - bardziej jako medykamenty, niż jako trunki. Zmieniło się to w XVIII wieku, kiedy technologia destylacji alkoholu wkroczyła do przemysłu. Wraz z tym krokiem na drodze postępu technicznego zaczęło się jednak niestety pijaństwo. Pijaństwo istniało, rzecz jasna i wcześniej, teraz jednak tani i mocny alkohol rozpoczął swoją niszczycielską działalność.

Żuławska jałowcówka

„Najbardziej gdańskim trunkiem” został pod koniec XVIII w. produkowany w niedalekim Nowym Dworze Gdańskim (wówczas Tiegenhof) Machandel. W klasyfikacji alkoholi trzebaby umieścić Machandla gdzieś pośród jałowcówek, jagody jałowca bowiem były jednym z jego głównych składników. Były też oczywiście i inne, ale pełny skład chroniła tajemnica receptury. Produkcję tego alkoholu rozpoczął tam w 1776 r. niejaki Peter Stobbe. Podobnie jak Ambrosius Vermoellen, człowiek, który produkował Goldwassera, Stobbe był mennonitą. Nic więc dziwnego, że w Gdańsku słowo „mennonita” było synonimem producenta likierów. Ciekawe jest to, że mennonici sami byli (przynajmniej formalnie) abstynentami…

Kultura spożycia

Tak więc Stobbe produkował, a mieszkańcy Gdańska pili. On dużo produkował, oni starali się nadążyć z konsumcją. Ale, jak wiadomo, kultura przedewszystkim. Nie piło się zatem Machandla byle jak. Spożywanie tego trunku obwarowane było specjalnym rytuałem. Inny był w Gdańsku, a inny na Żuławach. Tam pito Machandla z wielkim rozmachem. Napełniano nim litrowy kufel, dosypywano sporo cukru i tak przygotowany „drink” rozpoczynał okrężną wędrówkę wśród biesiadników. Rytuał polegał na tym, że należało mieć własną taktykę picia, taką, żeby się porządnie napić, a jednocześnie nie narażać na zbyt duże straty finansowe. Straty te pojawiały się wówczas gdy kufel stawał się pusty - za następną kolejkę płacił bowiem ten, kto wypił przedostatni łyk.

Gdański rytuał był znacznie bardziej subtelny. Machandla piło się z kieliszka i z zakąską. Zakąską była suszona śliwka, obowiązkowo z pestką. Piło się tak: najpierw przy pomocy wykałaczki wkładało się do ust śliwkę, której miąższ należało oddzielić od pestki, umieszczając pestkę między zębami a policzkiem. Następnie opróżniało się kieliszek (za jednym zamachem), pestkę natomiast trzeba było wypluć do pustego kieliszka. Całość rytuału wieńczyło uroczyste złamanie wykałaczki nad pustym szkłem i leżącą w nim obraną pestką śliwki. Kto by pomylił się w kolejności czynności rytualnych, lub którąś z nich pominął - ten stawiał, rzecz jasna, następną kolejkę.

Przeminęło z wiatrem

Machandel zniknął z alkoholowego krajobrazu Gdańska w 1945 r. wraz z większością samego miasta i jego mieszkańców. Prawa do jego produkcji i receptura wyjechały do Niemiec razem z ewakuującą się z Żuław rodziną Stobbe. Produkcję stosunkowo szybko podjęto na nowo w północnoniemieckim Oldenburgu. Z czasem prawa producenta zaczęły wędrować od firmy do firmy. Dzisiaj oryginalny Machandel, taki sam jak 200 la temu, choć już nie w charakterystycznych, baryłkowatych butelkach, produkowany jest przez firmę z Osnabrück, niedaleko holenderskiej granicy. W żadnym z gdańskich sklepów nie widziałem nigdy oryginalnego Machandla Stobbego, zdarzają się natomiast podróbki, te jednak z prawdziwym gdańskim Machandlem niewiele mają wspólnego. Prawdziwego można zamówić w którejś z sieci wysyłkowych w Niemczech, co miłośnikom gdańskości we wszelkich możliwych przejawach polecam, bowiem obawiam się, że dni produkcji tego najbardziej gdańskiego trunku są już policzone.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Plantatorzy ostrzegają - owoce w tym roku będą droższe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto