Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Drogowcy rozpoczynają walkę z przydrożnymi reklamami

Magdalena Sapkowska
Drogi na całym Pomorzu usiane są wielkimi bannerami i mniejszymi, ale bardzo krzykliwymi reklamami.
Drogi na całym Pomorzu usiane są wielkimi bannerami i mniejszymi, ale bardzo krzykliwymi reklamami. fot. tomasz bołt
Wielkie, nielegalne reklamy jak grzyby po deszczu wyrastają wzdłuż jezdni. Szpecą pobocza zarówno dróg krajowych, jak i wojewódzkich. Jednak stanowią zagrożenie o wiele poważniejsze niż tylko narażanie kierowców na pstrokaty widok. Rozpraszają, zasłaniają i stwarzają niebezpieczeństwo wypadków.

Reklamowym tablicom powiedziały "dość" Kartuzy. Drogowcy z Zarządu Dróg Powiatowych zapowiadają walkę z nielegalnie ustawionymi znakami. Najwięcej tablic znajduje się przy rozjazdach, a doskonałym przykładem jest skrzyżowanie z drogi powiatowej w stronę Krzesznej. Problem dotyczy całego Pomorza.

- Przy wielu pasach drogowych panuje bałagan - przyznaje Andrzej Puzdrowski, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych w Kartuzach. - Firmy stawiają tablice, znaki, kierunkowskazy. Są ich dziesiątki. Bez naszego pozwolenia takie reklamy są nielegalne, dlatego poprowadzimy akcję kontrolną - mówi. - Reklamy ograniczają też widoczność, stanowiąc zagrożenie dla ruchu drogowego - dodaje.

Przy drogach powiatowych szyldy mogą się znajdować tylko w terenie zabudowanym. Poza nim, zwłaszcza w rejonie skrzyżowań, nie ma możliwości ustawiania jakichkolwiek tablic.
Z tym problemem walczy też Gdańsk. Od początku roku Straż Miejska podjęła w tej sprawie ponad 100 interwencji. By ograniczyć zapędy nielegalnych reklamodawców, ustalono wysokie kary finansowe za zajmowanie pasa ruchu drogowego. - Zgodnie z uchwałą Rady Miasta Gdańska, wynoszą dziesięciokrotność dziennej stawki za zajęcie pasa. Jeśli droga jest gminna, opłata wynosi 90 gr za metr kw. reklamy dziennie, jeśli powiatowa - 1,20 zł. Zajęcie drogi wojewódzkiej kosztuje 1,40 zł, drogi krajowej 1,80 zł - wylicza Jerzy Polak z gdańskiego Zarządu Dróg i Zieleni.

Ściąganiem opłat zajmują się sądy, drogowcy starają się więc unikać długotrwałych procesów. Urzędnicy przyznają, że do usunięcia szyldów wzywają przede wszystkim pisemnie. - Jeśli reklamodawca odmówi, jesteśmy zmuszeni wszcząć postępowanie sądowe - przyznaje Puzdrowski.
Kłopot w tym, że nie zawsze wiadomo, do kogo należą nielegalne tablice. Firmy się tłumaczą, że nic nie wiedzą o nielegalnej reklamie. - Dlatego z żądaniem usunięcia reklam ZDiZ w pierwszej kolejności zwraca się do firm, które są właścicielami nośnika, na przykład tablicy albo przyczepy. Dopiero potem, jeśli nie wiadomo, do kogo należy szyld, wezwanie kierowane jest do reklamującego się podmiotu - tłumaczy Polak.

Największym przydrożnym problemem są jednak nie tablice, a przyczepy z wielkimi reklamami. Trudno je zlokalizować, bo co kilka dni są przenoszone z miejsca na miejsce. W Trójmieście funkcjonuje kilkadziesiąt wypożyczalni tego typu nośników. Drogowcy podejrzewają, że z powodu nadchodzących wyborów samorządowych w najbliższych dniach rozpocznie się prawdziwy wysyp lawet.

Współpraca:
Janina Stefanowska

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto