Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ornitopterus zadziwi świat

Halina Bykowska
Ryszard Szczepański uleci do góry na skrzydłowcu ornitopterusie.
Ryszard Szczepański uleci do góry na skrzydłowcu ornitopterusie.
Latanie w przestworzach pasjonuje Ryszarda Szczepańskiego z Sopotu. Przed rokiem podziwiano go nad Wawelem w Krakowie na teropodino pterodaktylu, czyli na odlotowym urządzeniu latającym.

Latanie w przestworzach pasjonuje Ryszarda Szczepańskiego z Sopotu. Przed rokiem podziwiano go nad Wawelem w Krakowie na teropodino pterodaktylu, czyli na odlotowym urządzeniu latającym. Zajął wtedy I miejsce w ogólnopolskim konkursie. Wkrótce znów zadziwi. Wzbije się do góry na skrzydłowcu ornitopterusie, który budował sam przez pięć lat.

Na kreślarskim stole pana Ryszarda piętrzą się przedziwne rysunki. Każdy z nich prezentuje różnobarwne, skrzydlate konstrukcje urządzeń, za pomocą których można wzbić się wysoko i poszybować jak ptak.
- Chciałbym kiedyś zbudować latającego smoka, jaki w XVI w. latał po komnatach królewskiego olbrzymiego zamku - marzy pan Ryszard. - Smok, skonstruowany przez Boratiniego, miał mechanizm sprężynowy - pokazuje ilustrację, jaką sporządził sam. - Kiedyś zrobię replikę w znacznie większej skali, aby w smoku mógł pomieścić się człowiek. Olbrzymi smok unosiłby się na wysięgniku, albo na karuzeli. Byłby dowodem na to, że przed kilkoma stuleciami istniał w Polsce sprzęt latający o konstrukcji, jakie stosuje się także i dziś.
Po maturze pan Ryszard marzył o studiowaniu filologii polskiej. Jednak indeksu nie dostał z powodu braku miejsc.

Aby nie pójść do wojska, zainteresował się możliwością ukończenia Studium Cyrkowego w Julinku, w pobliżu Warszawy. Nie miał kompleksów. Przez wiele lat trenował gimnastykę sportową pod okiem trenera Zygmunta Pony, w sekcji gimnastycznej dawnej Wyższej Szkoły Ekonomicznej w Sopocie. Był zwinny, skoczny i ambitny. Odnosił sukcesy na zawodach okręgowych. Kiedy sekcję zlikwidowano, ćwiczył na plaży sam.
Po ukończeniu Studium Cyrkowego był jeszcze zwinniejszy i sprawniejszy. Olśniewał publiczność ewolucjami na trapezie. Jednak na arenie nie występował długo, bo nie pokochał cyrku, który kojarzył mu się ze stresem, maltretowaniem zwierząt i ciągłą obawą przed wypadkiem.

Po roku pracy w cyrku przeniósł się na estradę. Dawał popisy ekwilibrystyczne według własnego repertuaru. Z podziwu godną zręcznością utrzymywał równowagę, stojąc na szczycie wysokiej piramidy małych przedmiotów o owalnych kształtach. Nie było mu łatwo, bo na polskiej estradzie w latach 70. chętniej zatrudniano artystów z NRD, Czechosłowacji lub Związku Radzieckiego. Mimo to się przebił i artystą estradowym jest do dziś. Występuje w programach varietes. Często również prowadzi konferansjerkę, ale - jak powiada - nie bawi już go estrada, choć daje z siebie wszystko i zbiera gromkie brawa. Odskocznią jest konstruowanie urządzeń latających i unoszenie się w przestworzach. Tą dziedziną zainteresował się już w latach 70. Pierwszych motolotniarzy oglądał na skałkach Jury Krakowsko-Częstochowskiej, a potem w Domu Harcerza w Gdańsku zainteresował się lotnią typu rogallo.
- Był to moment przełomowy w moim życiu - wspomina. - Przeczytałem ogłoszenie w prasie i pojechałem do Warszawy, by kupić lotnię, nadającą się do remontu. Bez chwili wahania zapłaciłem za lotnię kwotę stanowiącą ekwiwalent kilku pensji.
Najpierw próbował skakać z Łysej Gory w Sopocie. Wracał stamtąd mocno poturbowany. Nie zrażał się tym. Potem ładował lotnię na malucha i trenował w górach, na południu Polski. Choć nierzadko ulegał kontuzjom, nie tracił zapału do latania. Z biegiem czasu nabrał wprawy i zaczął latać swobodnie, jak ptak. Na przestrzeni kilku następnych lat sam zbudował prawie dziesięć lotni. Wiele razy skoczył z wieży widokowej na Pachołku w Gdańsku Oliwie. Skakał też z Babiej Góry koło Zakopanego i przez ponad rok szybował na lotni w Alpach.

Potem zafascynowały go mięśnioloty, które odrywają się od ziemi, napędzane wyłącznie siłą mięśni człowieka. Projektował je i budował sam. Jesienią ubiegłego roku, biorąc udział w ogólnopolskim konkursie. oczarował mieszkańców Krakowa, wzbijając się nad Wawel na własnym, urządzeniu teropodino pterodaktylu, o olbrzymich, ognistych skrzydłach. Zajął wtedy I miejsce. Zadziwił odwagą i gracją, z jaką pozdrowił z wysokości kilkudziesięciotysięczną publiczność.
Od pięciu lat szykuje niespodziankę. Wkrótce zadziwi ornitopterusem o olbrzymich przeźroczystych, lśniących skrzydłach ptaka ze snów.
- Fascynowało mnie unoszenie się ciała do góry w trakcie wykonywania salta, przerzutów lub serii skoków na planszy akrobatycznej - mówi. - Jeszcze jako mały chłopak z przyjemnością wspinałem się po drzewach, by podziwiać świat z wysoka. Kiedy patrzy się z góry, widzi się znacznie więcej. Człowiek czuje się wtedy jak ptak i bardzo chciałby poharcować w powietrzu.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto