Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zorba na scenie

Tadeusz Skutnik
Sławomir Woźniak (John) na tle kobiet, które wkrótce ukamienują jego miłość, Marinę. Fot. Adam Warżawa
Sławomir Woźniak (John) na tle kobiet, które wkrótce ukamienują jego miłość, Marinę. Fot. Adam Warżawa
Przełożenie słynnej powieści Nikosa Kazantzakisa na język baletu było tak samo nieuchronne, a chyba jeszcze bardziej naturalne, jak na język filmu. Toteż stało się faktem.

Przełożenie słynnej powieści Nikosa Kazantzakisa na język baletu było tak samo nieuchronne, a chyba jeszcze bardziej naturalne, jak na język filmu. Toteż stało się faktem. "Grek Zorba" baletowy stanął w szranki z "Zorbą" filmowym, zdominowanym przez śp. Anthony Quinna.

Jak sobie radzi w tym pojedynku, jak wydobywa się z ekranowego cienia, mogliśmy ostatnio przekonać się na żywo w Operze Leśnej. Warszawska Opera Narodowa pokazała tam w sobotę swój balet "Grek Zorba", spektakl ograny, bo z 1991 roku, ale zagrany premierowo, choćby z uwagi na plenerowe i świetlne warunki przedstawienia (odbywało się właściwie za dnia). Dość powiedzieć, że "Zorba" nie mógł zejść ze sceny, bardzo niechętnie rozstawała się z nim publiczność - na stojąco, przymuszając brawami do bisowania finałowego tańca. Bez zdziwień: tak honoruje wyrobiona publiczność zespół światowej klasy.

"Grek Zorba" w wykonaniu artystów baletu Opery Narodowej to rzecz o uczuciach dość wiernie postępująca za fabułą powieści, rozpisana na pięć postaci i zbiorowość. A przede wszystkim o uczuciu zwanym miłością. Właściwy dramat rozgrywa się pomiędzy pięciorgiem, ale zbiorowość nie jest tylko tłem. Jest angażowana do określania się: po czyjej stajesz stronie? Krajana Yorgosa czy przybłędy Johna? I po jakiej stronie? Buntowniczego uczucia czy odwiecznej tradycji, każącej kobiecie być poddaną mężczyźnie? Oba uczucia: Zorby i Bubuliny oraz Mariny i Johna, kończą się tragicznie dla kobiet. Mężczyznom pozostaje rozpaczliwie euforyczny taniec.

Balet jednak zaczyna się tam, gdzie kończy się wierność fabule. Gdzie trzeba zatańczyć zazdrość, rozpacz, radość, pychę, nienawiść, bezsiłę, ból - unikając stereotypowych środków wyrazu, gestów i min. Znajdując takie, jakich istnienia widz nie podejrzewał. I zespół baletowy Opery Narodowej je znalazł. Zwłaszcza soliści tańczyli rewelacyjnie, cała piątka. Serce podpowiada jednak, żeby wyróżnić "czarny charakter" i lokomotywę tej historii, biednego intryganta Yorgosa w wykonaniu gdańszczanina Andrzeja Marka Stasiewicza, a także fenomenalnie przekonującą Beatę Grzesińską w roli Bubuliny, podstarzałej damy nie najcięższych obyczajów.

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto