Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Blisko dekada bez Ekstraligi w Gdańsku. Dlaczego Zdunek Wybrzeże stało się pierwszoligowym średniakiem?

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Jakub Steinborn
Od 2014 roku Zdunek Wybrzeże Gdańsk nie może awansować na najwyższy szczebel rozgrywkowy, a od sześciu sezonów rywalizuje w pierwszej lidze. Praktycznie co roku były duże nadzieje i oczekiwania, a kończyło się na rozczarowaniu.

Kiedyś mówiło się, że Wybrzeże Gdańsk to zespół zbyt mocny na pierwszą ligę, ale zbyt słaby na Ekstraligę. O ile ten drugi punkt się w ogóle nie zmienił, o tyle trudno w kontekście gdańszczan w jakiejkolwiek konfiguracji użyć słowo "mocni". Wraz z upływem czasu i mijającymi latami Wybrzeże stało się ligowym średniakiem, który nie jest wymieniany w gronie drużyn mających aspiracje jazdy w PGE Ekstralidze.

Tak naprawdę blisko awansu było tylko w 2017 roku, gdy trenerem Wybrzeża był Mirosław Kowalik. Wtedy prowadzony przez niego zespół doszedł do finału play-off, jednak w nich lepsza okazała się Unia Tarnów. Wybrzeże miało jeszcze szansę w barażu z Get Well Toruń, lecz i w tym przypadku lepsi byli rywale.

Na pustym baku nie pojedziesz

Wiadomo, że najłatwiej za niepowodzenia zrzucić winę na trenera lub zawodników, natomiast trzeba zdać sobie sprawę, że żużel jest niezwykle drogim sportem i o sukcesie (lub nie) często decyduje czynnik niekoniecznie ludzki. Nieprawdopodobną rolę odgrywa sprzęt. A przecież im lepszy, tym więcej trzeba za niego zapłacić. Zawodnicy co roku czynią spore inwestycje, kupują nowe motocykle, silniki, które potem trzeba na bieżąco serwisować, pielęgnować. Tylko, że jeśli pewnego razu braknie pieniędzy w portfelu, natychmiast przełoży się to na wyniki.

Przez długi czas klub był sponsorowany z pieniędzy Lotosu. Do kasy trafiały solidne pieniądze, choć też nie takie, jak mogłyby. Mimo to starczało na bieżące wydatki. Teraz można tylko gdybać co by było, gdyby do kasy trafiło - załóżmy - 500 tys. złotych lub milion więcej. W pewnym momencie Lotos jednak wycofał się ze wspierania żużlowców. Ponadto, Wybrzeże w żadnym stopniu nie może porównywać się do innych klubów, które dostają pieniądze od miasta rzędu 4-5 milionów złotych za sezon. Miasto Gdańsk przekazuje na żużel niewielkie pieniądze, tak naprawdę ledwo starczające na wynajem stadionu.

Poza tym, obecnie w Gdańsku nikt nie robi kominów płacowych. Jeśli pieniędzy nie ma, to nikt ich nie obiecuje. A tak działo się w Wybrzeżu w przeszłości. Podpisywano absurdalne wręcz kontrakty, choć z góry wiadomo było, że nie będzie pieniędzy na wywiązanie się z nich. W ten sposób powstawały długi, klub popadł w spore kłopoty finansowe, co przecież w 2014 roku skończyło się degradacją o dwie klasy rozgrywkowe. A nie wydarzyło się to po raz pierwszy.

Nieodpowiedni ludzie na stanowisku

Od momentu, gdy prezesem Wybrzeża został Tadeusz Zdunek, sytuacja finansowa znacznie się poprawiła. Udało się spłacić zaległości i klub wyszedł na prostą. Można powiedzieć, że jest skromnie, ale stabilnie. Oczywiście nie da się w ten sposób przekonać do jazdy u siebie topowych zawodników. Poza tym, nie każdy w Polsce myśli podobnie i większość klubów w bezsensowny sposób podbija stawki.

O beznadziejnym zarządzaniu gdańskim klubem można równie dobrze napisać książkę. Wprawdzie teraz jest stabilnie, jednak nie zawsze tak było. W zasadzie to jest to bardzo rzadkie zjawisko.

Weźmy pod lupę Roberta Terleckiego. Owszem, pod jego sterami zespół błyskawicznie awansował do Ekstraligi, jednak równie szybko z niej spadł. To idealny przykład nieodpowiedniej osoby na nieodpowiednim miejscu. Kompletnie nie znał realiów dyscypliny, szczególnie w aspektach finansowych. To właśnie on podpisywał absurdalnie wysokie kontrakty z zawodnikami, które później doprowadziły do olbrzymich problemów.

Pod koniec 2005 roku z funkcji prezesa Wybrzeża zrezygnował Marek Formela, który zostawił drużynę z długami wynoszącymi blisko 100 tys. złotych. Wybrzeże nie było w stanie spłacić zaległości, wycofało się z rozgrywek pierwszej ligi, ogłosiło upadłość i w kolejnym sezonie wystartowało z najniższego szczebla. W dodatku Formela, który miał za zadanie posprzątać organizacyjny bałagan po Henryku Majewskim, a tymczasem doprowadził do jeszcze gorszej sytuacji.

Swoje za uszami ma też Maciej Polny, choć to za jego kadencji do Gdańska trafił rewelacyjny Darcy Ward. Niemniej, pod jego prezesurą Wybrzeże zanotowało dwa spadki z Ekstraligi. Kolejni prezesi popełniali podobne błędy, jakby nie mieli rozeznania w środowisku. Potem odbijało się to na wynikach. Ściągnięto wracającego po kontuzji Piotra Świderskiego, który okazał się totalnym niewypałem, ponadto do dziś niemile widziany w Gdańsku jest Adam Skórnicki.

Konkurencja w mieście nie pomaga

Żużel jest bardzo popularnym sportem w Polsce, jednak nie może konkurować choćby z piłką nożną. W Gdańsku numerem jeden jest Lechia, ponadto jest siatkówka na wysokim poziomie, koszykówka, piłka ręczna, wcześniej hokej. Sponsorzy rozkładają się na te wszystkie drużyny. Z kolei w mniejszych miastach typu Leszno, Zielona Góra, Częstochowa, Lublin to żużel jest niekwestionowanym liderem w rankingu popularności i takim zespołom jest zdecydowanie łatwiej zarówno o kibiców, jak i o pieniądze.

W Gdańsku potrzebne byłyby duże zmiany, również w kwestii infrastruktury. Przestarzały stadion nie przyciąga tak kibiców, jak i sponsorów. Ci chętniej skupiają swoją uwagę na nowoczesnych obiektach, nawet jeśli są w innym regionie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Blisko dekada bez Ekstraligi w Gdańsku. Dlaczego Zdunek Wybrzeże stało się pierwszoligowym średniakiem? - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto