Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Felieton: Tandeta w sercu Gdańska

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
Wraz z Kwartałem Kamienic wraca temat nowej architektury w historycznym kontekście.

Od lat na płocie, którym ogrodzone jest stanowisko archeologiczne między Szeroką i Świętojańską obejrzeć można wizualizacje projektu planowanej tam zabudowy. W najbliższym czasie projekt ma być zrealizowany.

Trudno jest powiedzieć, co powinno być budowane w takim miejscu jak to, które przewidziano pod Kwartał Kamienic. Do wyboru są co najmniej trzy możliwości. Można nie oglądając się na nic budować nowocześnie, co robi się w wielu miejscach na świecie. Powstają tam, w zabytkowym otoczeniu, nowoczesne budynki, które ukazują najaktualniejsze trendy (bo stylem tego nazwać nie sposób) w architekturze.

Inną możliwością jest odbudowa, czyli rekonstrukcja czegoś co w danym miejscu było, a zniknęło z tego czy innego powodu. Ten model zapełniania ubytków w zabudowie wykorzystywany bywa jedynie w przypadku gwałtownego powstania ubytku, innymi słowy takiej czy innej tragedii. Pojawia się tu jednak zasadniczy problem: który stan przywrócić. Czy ostatni przed zniszczeniem, czy może jakiś inny? A jeśli inny to jaki? Z czasów tak, czy inaczej rozumianej świetności budynku, dzielnicy, miasta... A może skorzystać z okazji i odtworzyć wcale nie to, co uległo zniszczeniu, tylko coś, co bardziej odpowiada aktualnie obowiązującej ideologii?

Rekonstruować?

Odtworzenie jest jednak dość problematyczne. Po pierwsze, odtwarzanie dawnych technik budowy i dekoracji architektonicznej jest dość kosztowne, a po drugie, nie koniecznie łatwo znaleźć ludzi, zdolnych do projektowania i budowania w jakimś dawno zarzuconym stylu. Czasem z powodu braku umiejętności, a czasami z powodu negatywnego stosunku do tego co było, a nie jest.

Panuje ponadto pogląd, promowany agresywnie przez architektów, a wspierany przez (o zgrozo!) konserwatorów zabytków, odmawiający sensowności rekonstrukcji budynków, które zniknęły. Gdyby tak myślano pół wieku temu, mielibyśmy nad Motławą drugi Królewiec. Nie koniecznie musi jednak być "stylowo", żeby było dobrze.

Kompromis?

Jeśli w ogóle podejmuje się próbę jakiegokolwiek nawiązania do historii miejsca, w którym ma się zamiar wznieść coś nowego, stosuje się zwykle rozwiązania kompromisowe. I tu pojawia się pełna gama rozwiązań, od faktycznego nawiązania przy zastosowaniu bardziej współczesnych form i materiałów, aż po obłudne twierdzenie o braniu pod uwagę historii, przy jednoczesnym zupełnym jej ignorowaniu.

Ulica Tandeta

Wróćmy jednak do projektu "Kwartału". Miejsce, w którym ma powstać zlokalizowane jest w samym środku tak zwanego Nowego Miasta, lub Dzielnicy Świętojańskiej. Obie te nazwy mają podobno średniowieczny rodowód. Ulica Tandeta, która będzie przywoływana jako precyzyjny adres nowej inwestycji, istniała już w 1378 r. aczkolwiek nie miała jeszcze nazwy i zaliczana była wraz z Minogami do ciągu ulicy Przędzalniczej. Nieco później dzisiejsza Tandeta i Minogi funkcjonowały pod wspólną nazwą 'platea apud sanctum Johannem' (ulica przed św. Janem).

Choć stragany z różnościami (w tym starzyzną) pojawiły się tam już w czasowych okolicach bitwy pod Grunwaldem, swoją właściwą nazwę uzyskała Tandeta dopiero w XVII w., kiedy przyjęła się forma "Tagnetergasse" lub "kleine Vendet" ("mała tandeta"), dla odróżnienia od "wielkiej", umieszczonej po zachodniej stronie dzisiejszego Targu Węglowego. Zabudowa tej części ulic Świętojańskiej, Szerokiej i Tandeta, przy których ma stanąć "Kwartał" nie wyróżniała się właściwie niczym szczególnym, może poza rokokową fasadą domu kupca i bankiera Carla Fürstenberga przy Szerokiej 94 i ogromnym, jak na warunki Głównego Miasta, gmachem redakcji Danziger Neueste Nachrichten.

Tandeta

Odnalezienie dokumentacji, dotyczącej wyglądu nieistniejących kamienic w miejscu, gdzie stanąć ma "Kwartał" nie stanowiłoby specjalnego problemu. Niekoniecznie wprawdzie należałoby wskrzeszać w tym miejscu gmach redakcji, ale skoro już nie on, to dlaczego nie kamienice, ale prawdziwe. Każda nieco inna, każda z własnym charakterem, każda nawiązująca naprawdę, a nie na niby, do architektury historycznej. Albo, jeśli podrabianie stylów nie odpowiadałoby architektowi... - można przecież budować nowocześnie, ale z zachowaniem charakteru zabudowy historycznej. Dlaczego zatem powstać ma tam długi ciąg budynków, które, żeby uznać je za odpowiadające charakterem miejscu i jego budowlanej historii, trzeba oglądać przez mocno zmrużone oczy, lub po zdjęciu grubych okularów?

Oczywiście - projekt nie jest tragiczny, nie przypomina modnego skrzyżowania akwarium ze skocznią narciarską, podzielony jest na elementy przypominające gdańskie kamienice. Ale ten właśnie podział fasady całego bloku na powtarzające się rytmicznie odcinki ze szczytami, to naprawdę jedyna rzecz, którą można zaliczyć "na plus" temu projektowi.

Jest też szansa na drugi, o ile rzeczywiście gotyckie mury odnalezione w wykopie przez archeologów zostaną zachowane i wyeksponowane. Poza tym trudno powiedzieć coś dobrego o tym projekcie.

"Domki" są identycznej wysokości (rzecz nieznana w dawnej gdańskiej architekturze), większość ma identyczne, trójkątne szczyty, które prof. Januszajtis słusznie porównał do piły. Pozostałe - te nie-trójkątne trudno oskarżyć o jakąkolwiek finezję. Okna, których regularny układ sprawia, że kształt budynku ma swoją harmonię, w projekcie rozmieszczone są tak, jakby architekt ich rozkład opracowywał drogą losowania. Całość uzupełniają absolutnie nie dające się zaakceptować szklane balkoniki, rozmieszczone, a jakże, nieregularnie.

Dlaczego?...

Dobrze, że nie powstanie w tym miejscu koszmar w rodzaju Madisona, czy, oby nigdy nie zrealizowanego, projektu bunkra elżbietańskiego. Jednak to, co zaprojektowano do zbudowania między ulicami Świętojańską i Szeroką, mimo, że nie można projektowi odmówić nikłego, ale zawsze, nawiązania do historycznej zabudowy, pozostaje w zgodności jedynie z nazwą przecznicy, między ulicami, przy której ma stanąć.

A nie jest wcale prawdą, że nie da się budować nowocześnie, a stylowo. Nie tak dawno powstał duży budynek hotelowy przy ulicy Powroźniczej, mimo ogromnej kubatury, od zewnątrz nie do odróżnienia od reszty zabudowy. Budynek przy Grząskiej, jeszcze w trakcie budowy, za lat naście, kiedy przybrudzi się nieco farba na fasadach, również wtopi się w strukturę okolicznej architektury. Nie grozi to jednak Tandecie. Te budynki będą zawsze kłóciły się z resztą miasta. Na zawsze pozostaną dysonansem pod każdym (z wyjątkiem podziału na kamieniczki) względem.

Czemu tak musi być? Czemu niweczone jest wspaniałe dzieło odbudowy powojennej Gdańska? Czy ktoś pytał mieszkańców, czy chcą nowoczesności w środku oazy historii? Czy komuś wydaje się, że turyści, których rolę w miejskiej gospodarce tak chętnie się podkreśla, przyjadą oglądać biedną, nowoczesną architekturę? Przyjeżdżają do Gdańska, bo mogą tu zobaczyć miasto historyczne. Zachwyca ich to, że mimo niemalże całkowitego zniszczenia, istnieje jednak nadal. Nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać turysty, który stwierdziłby, że w pustych miejscach, w których nie odbudowano kamienic po wojnie, pasowałaby nowoczesna architektura. Informowani o takich planach albo się dziwią, albo wręcz pukają się w czoło. Co i promotorom nowoczesności w otoczeniu historycznym z całego serca zalecam.

Zobacz też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rewolucyjne zmiany w wynagrodzeniach milionów Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto