Dzieje te kończą się na tym samym peronie londyńskiego dworca, z którego młodziutki uzdolniony czarodziej Harry do Hogwartu po magiczne nauki wyruszał. I oto, jak na czarodziejską sagę przystało, wieńczy ją zakończenie przez niejakie zaskoczenie.
Scena Letnia w Orłowie otworzyła podwoje
To piękna wolta, tym bardziej że to nie jedyne zaskoczenie w drugiej części filmu "Harry Potter i Insygnia Śmierci". Ja tych zaskakujących zakończeń doliczyłem się czterech. Wszelako każde z nich ma niezłą motywację. Inna rzecz, że trudno zgadnąć, czy z takiego obrotu sprawy zadowoleni będą wszyscy fani fantastycznej opowieści.
To bowiem, że w ciągu dziesięciu lat od premiery "Harry'ego Pottera i Kamienia Filozoficznego" dziarski tytułowy bohater i jego dwoje dzielnych przyjaciół osiągnęło wiek dojrzały (nie mówiąc już o tym, że nawet już potomstwa się doczekali), nie unieważnia cyklu niesamowitych awantur, w jakie w siedmiu poprzednich filmach brnęli.
Po 36. FPFF - debiuty udane i trochę nieudane
Z ostatniego z zakończeń w tym ósmym filmie widz dowiaduje się zresztą, że finał rozgrywa się... dziewiętnaście lat później! Nie warto wdawać się w subtelne rozliczenia. Za to na pewno warto zatrzymać się na moment przy przedostatniej sekwencji filmu - sekwencja ta jest skąpana w najczystszej bieli, więc nazwijmy ją "mleczną" - kiedy to Harry spotyka profesora Dumbledore'a i zwraca się do niego z prośbą o wyjaśnienie dramatycznych, dla niego samego aż niewiarygodnych perypetii, jakie przeżył w Hogwarcie. Pyta więc go Harry, jak to jest? Czy srogie przeżyte doświadczenia dzieją się tylko w jego własnej głowie, czy też może dzieją się naprawdę? Dumbledore upewnia Harry'ego z filozoficznym spokojem, że to wszystko, co przeżył - ależ tak! - rozgrywało się w jego własnej głowie, lecz czy to miałoby znaczyć, że nie działo się naprawdę?
W grze wyobraźni - podobnie jak we śnie - nie wszystko musi stosować się do naszej woli. W zmaganiach między dobrem a złem zawsze mogą zdarzyć się różne rzeczy. Jedno jest pewne - nikt nie ma recepty na triumf dobra.
Jeśli zatem finał sagi o Harrym Potterze - teraz mówię o pierwszym zakończeniu - do optymizmu nie skłania, to do refleksji skłonić musi. A w taki cel mierzyli właśnie twórcy drugiej części "Harry'ego Pottera i Insygniów Śmierci". Część ta została skomponowana z myślą o tej widowni, która śledziła przebieg wszystkich części poprzednich. Zachowano w niej konwencję czarodziejskich sztuczek, a więc i tym razem na ekranie nie zabrakło stworów, stworków i potworków, nie brak też zabawnych podstępnych numerów, jak ten, kiedy prowadząc bohaterów do Złotego Skarbca jeden z przyjemniaczków oświadcza, że wprawdzie obiecał, że ich tam zaprowadzi, to przecież nie obiecywał, że ich stamtąd z powrotem wyprowadzi...
Rozczarowują w tym finałowym obrazie niektóre partie wykonane przez speców od efektów specjalnych, kiedy na przykład Voldemort chce bohaterów zapędzić w kozi róg i depcze im po piętach, puszczając za nimi Ognistego Smoka. To jest licha kalka po pamiętnej wielgachnej kuli z "Indiany Jonesa".
Wolno spytać, czy dla generacji Harry'ego Pottera, z ośmiu filmowych spotkań z czarodziejem wynika jakaś warta zapamiętania lekcja? Może nie jest to lekcja rewelacyjna. Sądząc jednak po radosnych minach Harry'ego, Hermiony i Rona na peronie dworca, gdy żegnają dzieci przed ich podróżą do Hogwartu, wiedzy tajemnej nigdy dość.
Jak czytać kolory szlaków turystycznych?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?