Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Premiera w Operze Bałtyckiej: "Olimpia z Gdańska" [Rozmowa z kompozytorem]

Gabriela Pewińska
Nie chodziłem jej śladami, ale byłem z nią duchem, tworząc muzykę - mówi Zygmunt Krauze, kompozytor, twórca opery „Olimpia z Gdańska” o Stanisławie Przybyszewskiej. Dziś w Operze Bałtyckiej premiera "Olimpii z Gdańska".

Co Pana inspiruje podczas tworzenia opery?
Tekst. Sam dramat. Idea. Każdy utwór, niezależnie od tego o czym opowiada, ma jakieś przesłanie. W utworze „Olimpia z Gdańska” mamy kilka idei, które dla mnie są ważne. To idea tolerancji, idea akceptacji człowieka, poszanowania innej religii. W dzisiejszych czasach to priorytet.

Życie Stanisławy Przybyszewskiej, bohaterki tej historii, to dopiero inspiracja! Gejzer emocji!
To są emocje, ale też konflikty. Brała narkotyki, przecież nie bez powodu. Już sam fakt bycia córką kogoś tak niezwykłego jak Stanisław Przybyszewski był dla niej trudny, a że ta relacja to było coś więcej niż stosunek ojciec - córka, czynił jej życie nad wyraz skomplikowanym. Jest w tej historii, którą opowiadamy, kilka wątków dotykających wielu z nas bezpośrednio, one tkwią w nas. Takie problemy drążą artyści, takie sytuacje rozbudzają wyobraźnię. Z tego powstają poruszające dzieła. Moje opery są operami teatralnymi, w których aria nie odgrywa wielkiej roli, najważniejszy jest tu dialog między bohaterami, buzujące między nimi napięcia.

Powiedział Pan kiedyś: Komponując, zawsze staram się znaleźć ekspresję, wyraz muzyczny dla danego słowa. Punktem wyjścia do moich muzycznych pomysłów jest libretto. Praca nad słowem, jego znaczeniem jest dla mnie bardzo ciekawym działaniem kompozycyjnym. Porozumiewając się, odbieramy słowa w sposób potoczny, zwykły, codzienny. Gdzieś jakieś słowo pada, a my szukamy doń prostych skojarzeń. Komponując, szukam skojarzeń innych, oryginalnych, czasem przeciwnych dosłownemu znaczeniu, po to by wzmocnić znaczenie ekspresyjne danego wyrazu czy też frazy. To dla mnie jest najciekawsze. Co do Przybyszewskiej - jestem zafascynowany jej różnorodnością i intensywnością przeżyć.

Dla niej sztuka była tym, czemu warto poświęcić życie.
Rozumiem to, bo sam niezwykle serio traktuję muzykę. Tworzenie to akt pełen wyrzeczeń, czas, kiedy twórca jest sam, nawet bardzo sam.

Tworząc, też zamyka się Pan w samotności?
Od dziecka grałem na fortepianie, a zatem byłem pod pręgierzem czasu, dyscypliny. Koledzy kopali piłkę, a ja nie. Jechali na wakacje, ja nie. Grali w tenisa, a ja w tenisa nie mogłem grać, bo to obciążało mięśnie ręki. Takich poświęceń przeżywa artysta nieskończoną ilość. Ale dziś, gdy patrzę wstecz, to myślę, że miałem szczęście, że wybrałem taką drogę.

Jakieś rytuały towarzyszą Panu podczas pracy?
Najpiękniejszy jest czas, gdy mogę wcześnie rano usiąść na półtorej godziny przy fortepianie. Wtedy to jest dobry dzień. Nie zawsze mam taką możliwość. Ale ten codzienny kontakt z muzyką, z muzyką, którą sam tworzę - to najważniejszy z rytuałów. Należy też do nich oczywiście stan paniki, który mnie ogarnia, by zamówione dzieło skończyć na czas. (śmiech) Trzeba przyznać, że zamówienia kompozytorskie są zbawieniem, bo zmuszają jednak do zwieńczenia pracy. Bez tego wiele utworów nie powstałoby w ogóle.

Mówi Pan o swoim porannym komponowaniu. Przybyszewska pracowała tylko w nocy, w dzień męczyły ją hałasy z pobliskiego boiska szkolnego, przy którym mieszkała.
Niestety, nie chodziłem po Gdańsku jej śladami, ale byłem z nią, tworząc muzykę, myślami, duchem. Była stałym elementem mojej wyobraźni. Co ważne, opera, której jest bohaterką, nabiera dziś aktualności. A to z racji dramatycznych wydarzeń we Francji.
Utwór, nad którym pracujemy, jest najlepszym odniesieniem do tego, co teraz Francja, Paryż - który jest mi bliski, bo mieszkałem tam wiele lat - przeżywa. To problemy, które były od zawsze, choć nie chcieliśmy ich dostrzegać. W miniony piątek nagle wyrwani zostaliśmy z naszego codziennego pędu, by zobaczyć, że jednak coś jest nie tak w tym naszym świecie. „Olimpia z Gdańska” o tym mówi, to dramat człowieka w obliczu trudnego, niespokojnego świata, niesprawiedliwości, braku tolerancji, zagrożenia wolności.

TUTAJ rozmowa z reżyserem "Olimpii z Gdańska" Jerzym Lachem.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto