Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mariusz Wlazły: W Treflu obdarzono mnie zaufaniem. Wyhodowałem w sobie mentalność mistrzowską i z nią przychodzę do Gdańska

Rafał Rusiecki
Rafał Rusiecki
Mariusz Wlazły (w środku) w rozmowie z Dariuszem Gadomskim, prezesem Trefla Gdańsk (z lewej) i trenerem Michałem Winiarskim (z prawej)
Mariusz Wlazły (w środku) w rozmowie z Dariuszem Gadomskim, prezesem Trefla Gdańsk (z lewej) i trenerem Michałem Winiarskim (z prawej) Karolina Misztal
Mariusz Wlazły, siatkarski mistrz świata z 2014 roku, dziewięciokrotny mistrz Polski z PGE Skrą Bełchatów, który po 17 latach gry w tym zespole przenosi się do Trefla Gdańsk, opowiada nam o tym, jakie wyzwania czekają go w nowym miejscu. Wyjaśnia też, że Gdańsk to także miejsce, w którym planuje zakotwiczyć z rodziną po zakończeniu sportowej kariery.

To nie jest tak, że tylko Trefl mocno zabiegał o pana, ale również to pan od dłuższego czasu myślał o przenosinach właśnie do Gdańska. Jak to wyglądało?
Tak, już dawno rozmyślałem o tym, żeby zamieszkać w Gdańsku. Wielokrotnie tutaj byłem. Nie miałem czasu, żeby pozwiedzać. Na tyle, na ile mogłem, rozglądałem się tutaj i zaciekawiło mnie to miasto. Mam też wielu znajomych, którzy tutaj przyjechali i po prostu zostali. To też o czymś świadczy. W momencie, kiedy rozwiązała się sytuacja z moim poprzednim klubem, Trefl był jedną z pierwszych drużyn, która złożyła mi propozycję. Wstępnie przystąpiliśmy do rozmów, później nabrały one oczywiście tempa. Były też propozycje z innych klubów, ale w tym momencie ustaliliśmy na tyle dogodne warunki dla obu stron, że zawarliśmy ustną umowę. I wtedy wybuchła pandemia koronawirusa i wszystko stanęło. W dalszym ciągu nie mam podpisanej umowy, ale to naprawdę nie jest problem. Do 30 czerwca jestem zawodnikiem PGE Skry Bełchatów, a od 1 lipca już pełnoprawnym zawodnikiem Trefla Gdańsk.

Zmiana klubu po tylu latach wynikała chyba z potrzeby pewnego impulsu. Czy w Gdańsku będzie pan chciał zakończyć karierę?
Dla mnie ważną kwestią w tej decyzji było zaufanie i wiara w moje możliwości, doświadczenie i umiejętności, które posiadam. Michał (Winiarski – przyp.) podkreślił, że jestem atakującym światowej klasy. My się znamy prywatnie i w jego ustach takie słowa to naprawdę wielkie docenienie i szacunek. Ja również takim szacunkiem go darzę, widząc jak radzi sobie jako trener, a ma naprawdę krótkie doświadczenie. Ta jego praca dowodzi, że jest odpowiednią osobą na odpowiednim miejscu. Rozmawialiśmy z Michałem telefonicznie kilkakrotnie i podkreślał, jak ważną rolę będzie moja osoba odgrywała w tym zespole. To zaufanie i wiara są dla mnie bardzo istotne. To było jednym z powodów, które zaważyły o przejściu do Gdańska.

CZYTAJ TAKŻE: Oficjalnie: Mariusz Wlazły został siatkarzem Trefla Gdańsk! To jedna z największych niespodzianek przed nowym sezonem PlusLigi

Jak to zwykle bywa kibice dzielą się na dwa typy. Jedni są zachwyceni tym transferem, bo od lat przychodzili do Ergo Areny, aby oglądać m.in. pana występy. Są i tacy, którzy mówią: "a, to już nie jest ten Mariusz Wlazły". Co może pan powiedzieć tym drugim?
Ech. Nie ma człowieka na świecie, który zadowoliłby wszystkich, więc ja też nie jestem w stanie. Mogę obiecać, że frajda, jaką czerpię z siatkówki, pasje i pozytywne emocje, są nadal takie same. A może nawet i większe. Wiem, że nie jestem już na początku swojej kariery, ale już bardziej przy końcu. Jeszcze więcej pozytywnych emocji dostarcza mi ten sport. To jest fajne i życzę każdemu człowiekowi, żeby mógł pracować w takim miejscu, które sprawia niezwykłą przyjemność. To jest coś nie do opisania.

A nie ma pan obaw o aklimatyzację po okresie 17 lat mieszkania w jednym mieście, grania dla jednego klubu, z jedną społecznością?
Na pewno 17 lat to potężny okres w karierze sportowca. To praktycznie całe moje sportowe życie w jednym klubie. Tak, jak powiedziałem, wiara i zaufanie wpływają na mnie i moją rodzinę tak, że ta zmiana jest dużo łagodniejsza. Naprawdę czekam z niecierpliwością, aż przeprowadzę się tutaj na stałe i będę mógł wystąpić w pierwszym spotkaniu w Ergo Arenie.

Jak będą wyglądać pana relacje z trenerem Michałem Winiarskim, z którym znacie się od wielu lat? W szatni będzie „Winiarem”, Michałem, czy panem trenerem?
Już w poprzednich latach występowałem w konfiguracji kolega z boiska – mój trener i nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Rozgraniczam takie pojęcie pracy, szacunku dla zwierzchników, jak i momenty, kiedy można pozwolić sobie na troszeczkę więcej, czyli poza boiskiem. Wiadomą rzeczą jest, że to człowiek, który będzie mną kierował. Na marginesie dodam, że jestem starszy o miesiąc. (śmiech) Jestem tutaj po to, aby podporządkować się jego decyzjom. Nie mnie jest oceniać i uzgadniać co by było lepsze, bo to to człowiek, który prowadzi ten zespół. I on ma filozofię prowadzenia tego projektu. Podchodzę do jego pracy z zaufaniem. I jeśli określa on priorytety, to jestem po to, aby je wypełniać. Taka jest moja rola w zespole. Nie mogę doczekać się współpracy. Myślę, że będzie owocna.

Kiedy do klubu przychodzi człowiek o tak bogatym CV, to można oczekiwać, że ten klub będzie chciał się włączyć w walkę o najwyższe cele. Dla pana celem będą medale z Treflem Gdańsk?
Powiem trochę przewrotnie. Jestem spod znaku lwa i bliskie mojemu sercu jest określenie „gdańskie lwy”. Mój znak określa pewną waleczność, motywację i zawziętość. Przez poprzednie lata wyhodowałem w sobie mentalność mistrzowską. Z tym wszystkim przychodzę tutaj, aby służyć swoim doświadczeniem. Nie jestem tym samym Mariuszem Wlazłym, co 20 lat temu. Jestem bogatszy o te doświadczenia. Myślę, że właśnie tym mogę się podzielić przede wszystkim z moimi młodszymi kolegami, ale to nie umniejsza moim umiejętnościom. Na pewno będę mógł zaprezentować w niejednym spotkaniu na co mnie stać.

To doświadczenie to zapewne także świadomość tego, ile można sobie dołożyć w treningu. Czy tutaj znajomość z trenerem Michałem Winiarskim również zaprocentuje?
Myślę, że kluczowe jest tutaj dojście do pewnego konsensusu z trenerem przygotowania motorycznego. Wypracowanie pewnego schematu, dzięki któremu ja będę dobrze funkcjonował. Nie jestem typem zawodnika, który na siłowni podnosi bardzo duże ciężary. Jestem szybkim, ekspresywnym, dynamicznym zawodnikiem, który bazuje na swojej wrodzonej szybkości i skoczności. Tych moich walorów nie można zabić. Z każdym trenerem, z którym zaczynam pracę, próbujemy znaleźć takie rozwiązania, żeby te moje zalety wykorzystać na maksa. Myślę, że tutaj jest klucz. Przez cały czas mojej kariery i meczów, wielokrotnie, na wysokim ładunku stresowym i emocjonalnym, nauczyłem się obchodzić ze swoim ciałem. Wiem, co jest z korzyścią dla mnie, a co nie jest. Taka wiedza przyda się przede wszystkim sztabowi trenerskiemu, aby dobierać jak najlepsze obciążenia treningowe dla mnie.

Umówmy się, że to nie jest normalna sytuacja, kiedy gra się dla jednego klubu 17 lat, wypracowuje się w nim status legendy i nie kończy się w nim sportowej kariery. Czy te nadchodzące mecze Trefla Gdańsk z PGE Skrą Bełchatów będą miały wiele podtekstów?
Nie doszukiwałbym się podtekstów. Tak jak powiedziałem, przychodzę tutaj, bo drużyna, sztab, zarząd klubu obdarzyli mnie wielkim zaufaniem. Możliwości, jakie posiadam, doświadczenie i umiejętności są nieocenione. Oczywiście nie powiem, że mecze ze Skrą nie będą powodowały u mnie emocji, bo będą. Z niecierpliwością na nie czekam. Powiem szczerze, że niecodzienną sytuacją dla mnie będzie zagrać w hali „Energia” w innym zespole. Takie są jednak koleje rzeczy, które nastąpiły. Bardzo się cieszę z zaufania, jakie mają do mnie w Treflu. To dla mnie najważniejsze.

Zwiąże się pan z Treflem Gdańsk rocznym kontraktem. Z czego wynika taka długość tej umowy?
Nie wybiegam w przyszłość. Najdłuższy kontrakt w swoim życiu miałem pięcioletni, a reszta była na rok albo dwa. Nie przywiązuję wagi do długości kontraktów. Chcę jak najlepiej i jak najwięcej dać od siebie w tym sezonie. A co będzie za rok, czy ja będę chciał jeszcze grać i czy będę miał możliwości do grania? To pokaże nadchodzący sezon i to, w jakim stanie zdrowotnym będę po jego zakończeniu. Jeśli wszystko będzie po mojej myśli, tak jak to było w poprzednim sezonie i jeszcze wcześniejszych, to będę kontynuował grę. To jest jednak za daleko, aby tak wybiegać do przodu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Mariusz Wlazły: W Treflu obdarzono mnie zaufaniem. Wyhodowałem w sobie mentalność mistrzowską i z nią przychodzę do Gdańska - Dziennik Bałtycki

Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto