Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zaślubiny z morzem 1920 (cz. III)

Aleksander Masłowski
Aleksander Masłowski
O obrazie Kossaka, mszy, fladze, salwach i mżawce - czyli trzecia część opowieści o zaślubinach z morzem.

Jeśli przyjrzeć się rozmaitym (zwłaszcza internetowym) publikacjom na temat "Zaślubin Polski z Morzem" w 1920 r., zauważyć można, że większość z nich posługuje się jako ilustracją tym samym obrazem (zazwyczaj nie podając kto go namalował). Pozwalam sobie zatem również ów obraz wykorzystać jako ilustrację mojego tekstu, główni po to, by poddać go pewnej krytyce. Nie będę jednak wdawał się w jego wartość malarską, a wykorzystam go jako materiał do ukazania licznych niejasności związanych z ważnym, a mało znanym momencie historii Polski, jaką był 10 lutego 1920 r.

Obraz ten powstał pod pędzlem znanego polskiego malarza Wojciecha Kossaka w 1931 r. Malarz nie brał udziału w scenie, którą przedstawił i to odbiło się na sposobie w jaki nam po jedenastu latach o niej opowiedział. Przyjrzyjmy się zatem artystycznej wizji... W centrum kadru widzimy generała Józefa Hallera, dowódcę polskich sił zbrojnych, których zadaniem było przejęcie terenów, które stanowić miały wymarzony "dostęp Polski do morza", z rąk niemieckich. Widzimy generała dosiadającego wspaniałego rumaka, który drobi w miejscu, zaniepokojony dziwnym dla niego zapewne zachowaniem morskiej wody. Haller lewą dłonią krzepko dzierży wodze, w palcach prawej natomiast trzyma złoty pierścień, który za moment ciśnie w fale, by w ten sposób dokonać zaślubienia Rzeczypospolitej z Bałtykiem. Wzburzone morze wyciąga grzywy fal w kierunku pierścienia, jak oblubieniec, który podaje pannie młodej dłoń, by otrzymać obrączkę jako znak węzła małżeńskiego. Na pierwszym planie trębacz na wystraszonym koniu, a za nim wojskowa orkiestra gra jakąś zapewne patriotyczną melodię, a dalej, aż prawie po horyzont, ciągnie się szereg polskich żołnierzy, z których jeden pochyla sztandar, by zamoczyć go w morskiej wodzie. Gdzieś w tle majaczą białe żagle i linia Półwyspu Helskiego.

Obraz jest dostojny i dynamiczny zarazem – jak cała twórczość Kossaka. Żeby się nie czepiać udam, że nie widzę, że fale morskie gnane są wiatrem ku lądowi, a flagi na lądzie wiatr wydyma w dokładnie przeciwnym kierunku, oraz, że koń generała unosi obie lewe nogi, co się koniom, ze względu na równowagę, nie zdarza. Miało nie być o sztuce – i nie będzie.

Jak było naprawdę?

Jak było naprawdę powiedzieć się z całą pewnością nie da. Głównie dlatego, że poszczególne relacje zgodne są w kwestii tego, że zaślubiny miały miejsce, że w Pucku, że 10 lutego, ale na tym w zasadzie koniec. W kwestii pozostałych szczegółów występują poważne rozbieżności.

Około południa specjalny pociąg z dostojnymi uczestnikami przewidywanej na wczesne popołudnie ceremonii odjechał z Gdańska. Na miejscu, w Pucku, uczynione prowizoryczne przygotowania do uroczystości. Niedaleko morskiego brzegu ustawiono polowy ołtarz, przy którym odbyc miała się niezbędna przy takich okazjach msza, a także wysoki maszt flagowy. Przygotowano też drewniany, rzeźbiony w patriotyczne motywy słup, przeznaczony do wbicia w morskie dno. Hallerowi towarzyszyło dwudziestu posłów i inne znakomitości, wśród których wymienić trzeba Tadeusza Porębskiego – twórcę polskiej marynarki wojennej i Stanisława Wojciechowskiego, ówcześnie ministra, późniejszego prezydenta Rzeczypospolitej. Był też, a jakże, obecny sam Antoni Abraham, który witał generała w imieniu swoich ziomków. Pełen wzruszenia doczekaniem tej podniosłej chwili, częstował go swoją słynną tabaką. Nie wiedział jeszcze wtedy jak umiłowana Ojczyzna odpłaci mu za narażanie życia w sprawie przyłączenia tej właśnie okolicy do Polski.

Mimo wyjątkowo paskudnej pogody odbyła się msza z wszelkimi figurami, ale pod gołym niebem. Ksiądz Wrycza, dziekan frontu pomorskiego, głuchy na prośby samego Hallera, żeby skrócił kazanie, odpowiedzieć miał mu: "Przygotowałem na dwadzieścia minut i tyle będę kazał". Więc kazał, a towarzystwo - zwłaszcza przyjezdni, ubrani elegancko, ale niezbyt ciepło - marzło setnie w zacinającej, lodowatej mżawce. Były przemówienia, mądre, dostojne i... nieco naiwne. Poświęcona bandera wjechała przy dźwiękach hymnu i armatnich salwach na maszt i przyszła pora na właściwe zaślubiny. Ale o wątpliwościach co do techniki zaślubiania i losów pierścieni, a także o poprawinach - jutro.

Czytaj też:

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gdansk.naszemiasto.pl Nasze Miasto